W ostatnich latach mogliśmy zaobserwować stały wzrost płacy minimalnej. Z pewnością sytuacja najgorzej zarabiających pracowników uległa dzięki temu poprawie. Co jednak, jeśli w nadchodzących latach ten trend miałby się utrzymać? Okazuje się, że może poważnie zaszkodzić gospodarce.
Pensja minimalna stanowi jedną z form urzeczywistniania zasady sprawiedliwości społecznej
Chyba każdy chciałby za wykonywaną pracę zarabiać godnie. Definicje godnych zarobków u poszczególnych osób z pewnością jednak będzie się różnić. Nie ulega przy tym wątpliwości, że nie za każdą pracę przedsiębiorcy są gotowi płacić tyle samo. Przedstawiciele jednych zawodów zarabiają więcej, innych mniej. Różnice w zarobkach dotykają też poszczególnych regionów Polski.
Państwo, nawet gdyby chciało, nie jest w stanie zadekretować powszechnej szczęśliwości ustawą. Może jednak, zgodnie z art. 2 Konstytucji, urzeczywistniać zasady sprawiedliwości społecznej ustanawiając jakieś rozsądne minimum. Temu służy instytucja płacy minimalnej.
Podstawowym założeniem kodeksu pracy jest to, że ustawodawca wkracza w relacje pomiędzy pracownikiem a pracodawcą tam, gdzie istnieje potrzeba wyrównania oczywistej nierówności sił między stronami. Siłą rzeczy, stroną silniejszą najczęściej będzie pracodawca – dysponuje kapitałem, na którym pracownikowi zależy bardziej, niż przedsiębiorcy na jego płacy.
Ma to także odzwierciedlenie w oferowanych stawkach. Tymczasem państwo wolałoby, żeby pracownicy otrzymywali za swoją pracę pieniądze, które pozwalają na coś więcej, niż tylko biologiczne przetrwanie. Pracodawca nie ma innego wyboru, jak podporządkować się przepisom powszechnie obowiązującego prawa. W ostatnich latach jednak mogliśmy odnotować duży wzrost płacy minimalnej.
Epidemia koronawirusa pokrzyżowała najprawdopodobniej plany, by wzrost płacy minimalnej doszedł do 4000 zł. w 2023 r.
W zeszłym roku minimalne wynagrodzenie wynosiło 2250 zł. Płaca minimalna w 2020 r. wzrosła do 2600 zł. Przyszły rok, wedle pierwotnych założeń, miał przynieść wzrost do kwoty 3000 zł. Trend ten miał się utrzymać do 2023 r., gdy najmniejsze wynagrodzenie przewidziane z tytułu umowy o pracę miało wynosić aż 4000 zł.
Z punktu widzenia osób najgorzej zarabiających, to znakomita wiadomość. Siłą rzeczy, dla przedsiębiorców oznaczałoby to zauważalnie wyższe koszty zatrudnienia. Teoretycznie jednak sam plan mógłby się udać. Opiera się na założeniu, że wzrost gospodarczy w nadchodzących latach będzie trwać w najlepsze. Tym samym pozwoli przedsiębiorcom sfinansować płacowe wymogi narzucone przez ustawodawcę.
Jak się łatwo domyślić, rzeczywistość niekoniecznie chciała współpracować. Mowa oczywiście o epidemii koronawirusa, która spowodowała załamanie gospodarcze na całym świecie. W tym także w Polsce. Według najnowszych prognoz, w 2020 r. może wynieść ok. 4%. Trzeba przy tym przyznać, że nawet gdyby epidemii nie było, to i tak prędzej czy później dobra koniunktura by się skończyła. Wynika to z naturalnego dla gospodarki cyklu koniunkturalnego.
Już samo to sugeruje, by zakładany wzrost płacy minimalnej wstrzymać, przynajmniej na jakiś czas.
Nie można jednocześnie dokładać obciążeń przedsiębiorcom i wymuszać stały wzrost płacy minimalnej
Nawet zakładając, że dobra sytuacja gospodarcza utrzymywałaby się mniej-więcej zgodnie z założeniami, to i tak zbyt szybko wzrost płacy minimalnej mógłby bardzo w gospodarce namieszać. W końcu żeby przedsiębiorcy byli w stanie sfinansować wyższe pensje dla najgorzej zarabiających, państwo nie powinno dokładać im także innych ciężarów.
Każda dodatkowa danina, którą muszą zapłacić przedsiębiorcy, siłą rzeczy pogarsza ich sytuację. Nie chodzi bynajmniej o podatki takie jak PIT czy CIT, ale nawet o podatek handlowy, wzrost akcyzy, czy nawet takie drobiazgi jak rozszerzenie opłaty reprograficznej. Sytuacji nie poprawia wciąż opresyjna polityka administracji skarbowej względem przedsiębiorców. Nie bez znaczenia są dodatkowe kule u nogi w rodzaju chociażby zakazu handlu w niedzielę.
Im więcej państwo stara się wyciągnąć z kieszeni przedsiębiorców, tym mniej mają do dyspozycji na wyższe płace dla swoich pracowników. Jak wzrost płacy minimalnej pomimo epidemii i rosnącego nacisku fiskalnego może się odbić na kondycji firmy? Im większą część wydatków przedsiębiorstwa stanowią firmę, tym bardziej rosnące co roku najwyższe wynagrodzenie je zaboli.
Problem ten w praktyce najczęściej dotyczy to małych firm. Należy przy tym wspomnieć, że to właśnie te przedsiębiorstwa najbardziej ucierpiały w trakcie epidemii koronawirusa.
Utrzymanie zakładanej dynamiki wzrostu minimalnego wynagrodzenia mogłoby wywrócić strukturę rynku pracy do góry nogami
Kolejną przesłanką sugerującą, by zrezygnować z corocznego podwyższania płacy minimalnej jest to, jak to wpływa na strukturę płac w całej gospodarce. Otóż jeżeli wzrost pensji minimalnej nie będzie się wiązać ze wzrostem płac jako takich, dojdziemy w końcu do interesującej sytuacji. Może się okazać, że przytłaczająca większość pracowników będzie pracować za najniższą przewidzianą przez prawo stawkę.
W tym przypadku warto porównywać płacę minimalną nie tyle ze średnim wynagrodzeniem, co z jego medianą. Według prognoz opublikowanych przez Business Insider, planowany wzrost pensji minimalnej w 2023 r. sprawiłby, że wynosiłaby 70 proc. mediany wynagrodzeń w Polsce. W 2020 r. ten współczynnik wynosi ok. 55-57 proc.
To oznacza, że niektóre zajęcia musiałyby być zdrowo przepłacone. A także, co gorsza, wynagrodzenie takich pracowników byłoby takie samo, jak w przypadku tych, którzy dzisiaj zarabialiby 4000 zł. Chyba, że pracodawcę stać byłoby na to, żeby proporcjonalnie podnieść płace również im. Siłą rzeczy, to oznacza kolejne koszty.
Taka sytuacja sama w sobie stanowi zachętę, by szukać najgorzej opłacanych pracowników w sposób pozwalający ominąć wymogli kodeksu pracy. Kolejny powód, by chociażby wymuszać na pracownikach przejście na samozatrudnienie – tym razem niestety dość mocny. Zwłaszcza, gdy stosowanie takich sztuczek miałoby zadecydować o przetrwaniu przedsiębiorstwa.
Polska długo jeszcze nie będzie na tyle bogata, by móc faktycznie myśleć o zapewnianiu dobrobytu wszystkim obywatelom
Szybki zrost płacy minimalnej do tej pory stanowił pewne obciążenie dla przedsiębiorców. Być może jednak był konieczny. Dalsze kontynuowanie tego eksperymentu może jednak przynieść dużo więcej negatywnych konsekwencji.
Niestety, choć chyba wszyscy w głębi serca życzylibyśmy sobie średnich zarobków na poziomie 2 tysięcy euro, to nie żyjemy w państwie, którego na to stać. Polska nie jest Niemcami. Najwięksi optymiści sądzą, że nasz kraj dogoni bogatszego sąsiada za więcej niż 20 lat. Pesymiści zakładają, że najprawdopodobniej Polsce nie uda się nigdy osiągnąć potencjału niemieckiej gospodarki.
To oznacza, że powinniśmy dostosować nasze ambicje do rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Polska nie jest państwem bogatym, więc nie stać nas na próby budowy państwa dobrobytu już teraz. Najpierw musimy wypracować jakieś sensowne bogactwo, by móc myśleć o jego szerszej redystrybucji. Dlatego właśnie wzrost płacy minimalnej w najbliższych latach powinien uwzględniać przede wszystkim kondycję polskich przedsiębiorstw.