Fakt, że najistotniejsze z punktu widzenia przeciętnego człowieka czynności notarialne nadal nie są nagrywane, uważam za ogromne zaniechanie ustawodawcy. Co gorsza, doskonale zdaje on sobie z tego sprawę, bo od dawna obiecuje, że poprawi przepisy. Efektów jednak nie ma żadnych, gdyż sprawa jest zbyt mało medialna.
O tym, jak ważny jest dobry notariusz, większość z nas przekonuje się dopiero wówczas, gdy zaczyna ponosić konsekwencje wizyty u notariusza złego. A o tym, że rejenci bywają różni, przekonałem się wielokrotnie osobiście. Ba, raptem kilka tygodni temu, gdy załatwiałem prostą sprawę w jednej z warszawskich kancelarii notarialnych, spytałem się przemiłego zastępcy notarialnego, czy nie powinien odczytać aktu oraz rozwiać moich ewentualnych wątpliwości. Zaskoczony jegomość stwierdził, że oczywiście może to zrobić, ale napotkamy wówczas na drobny kłopot organizacyjno-techniczny, gdyż salę mamy dostępną przez zaledwie 15 minut, gdyż potem umówiona jest następna osoba. Jako że złośliwa ze mnie menda, pan odczytywał akt, który miałem podpisać. Robił to, wypluwając ze swoich ust słowa w tempie, którego nie powstydziłby się operator ciężkiego karabinu maszynowego.
Z kamerą wśród notariuszy – „za” był Zbigniew Ziobro
O tym, że czynności notarialne należałoby nagrywać, mówią niemal wszyscy (poza samymi notariuszami, którzy przekonują, że byłoby to niezgodne z mitycznym RODO). Takie założenie znajduje się w senackim projekcie nowelizacji Prawa o notariacie, nad którym senatorowie dłubią już od niemal roku.
‒ Większość notariuszy to profesjonaliści i ludzie zdolni, pełniący swoje obowiązki w sposób wzorowy, ale niestety zdarzają się też czarne owce. Często ludzie tracili mieszkania dlatego, że notariusz nie stanął w obronie obywatela i prawa. Nie zapytał nawet, czy na pewno ktoś chce oddać mieszkanie w zamian za kilkusetzłotową pożyczkę
– mówił mi z kolei w sierpniu 2016 r., gdy jeszcze ze mną rozmawiał, Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości. I zapowiedział, że stworzy projekt ustawy. Słowa nie dotrzymał.
Z kamerą wśród notariuszy – popierał też Adam Bodnar
Za pomysłem opowiadał się także rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Stwierdził, że senacka inicjatywa zapewniłaby „spójny i kompleksowy mechanizm ochronny przed zagrożeniami czyhającymi szczególnie na osoby starsze, nierozeznające rzeczywistości w stopniu pozwalającym zabezpieczyć własne interesy, jak też na osoby ekonomicznie słabsze, znajdujące się w przymusowej sytuacji”. Bodnar chwalił senacki projekt również za jednoznaczne wskazanie, że notariusz – w jego świetle – musiałby ustalić, czy świadczenia, których spełnienia dotyczą oświadczenia stron, zostały faktycznie wykonane, zaś strony będą obowiązane do przedstawienia niebudzącego wątpliwości dowodu, że świadczenie zostało spełnione, jeśli nie jest spełniane w obecności notariusza, pod rygorem odmowy dokonania czynności. Krótko mówiąc: że akt nie jest fikcją, lecz strony naprawdę wywiązują się ze swoich zobowiązań.
Ba, o potrzebie nagrywania aktów notarialnych mówili też przedstawiciele opozycji, którzy przyznawali, że to nieznaczne utrudnienie dla rejentów, zaś korzyści w postaci łatwego ustalenia, czy w danym przypadku doszło do nieprawidłowości, byłyby duże. Samo środowisko notarialne zresztą również jest podzielone, bo choć donośny jest głos o kłopotach z zapewnieniem ochrony danych osobowych stawiających się osób, to niektórzy rejenci przyznają, że nagrywanie czynności byłoby korzystne dla samych prawników, gdyż pozwalałoby w prosty sposób wykazać, iż cały proces przebiegł profesjonalnie i zgodnie z prawem.
Krótko mówiąc: jest wola polityczna do wprowadzenia obowiązku nagrywania czynności notarialnych. Oczywiście należałoby porozmawiać o szczegółach, bo senacki projekt zakłada rejestrowanie wszystkich czynności, tymczasem to zupełnie zbędne (wystarczyłoby te istotne z punktu widzenia przeciętnego człowieka), ale co do zasady – jest zgoda.
Z kamerą wśród notariuszy – a niech gadają
Szkopuł w tym, że politycy mówią o tym od lat, a nic się nie dzieje.
Jeśli więc prawdziwe są czarne wizje kreślone przez przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości, jakoby grasowały po Polsce gangi notariuszy okradające staruszki z ich mieszkań, to każdy miesiąc zwłoki powoduje, iż kolejni emeryci tracą nieruchomości, na które pracowali całe życie. Jeżeli rację ma senator Lidia Staroń, że niejeden rejent pozbawił nieświadomych ludzi majątku, to znaczy, że kolejni ludzie tracą swój dorobek.
Jeśli rację mają politycy opozycji, którzy przyznawali, że to jeden z niewielu rozsądnych pomysłów Ministerstwa Sprawiedliwości, to dlaczego nie mobilizują rządzących do zrobienia w końcu czegoś właściwego?
Mamy do czynienia z sytuacją zaiste kuriozalną: niemal wszyscy się zgadzają co do potrzeby uchwalenia nowego prawa, ale od ponad czterech lat nie udaje się go uchwalić. Jednocześnie ci, którzy gadają zamiast robić, przekonują, że zwłoka może mieć opłakane skutki dla ludzi.