W niemieckim przemyśle zaczyna brakować bąbelków. Tak, dokładnie chodzi o bąbelki, które „gazują” colę, wodę czy piwo. Firmy za Odrą już spowalniają produkcję i jest tylko kwestią czasu, kiedy problem dotrze i do Polski.
To wcale nie jest żart – w Niemczech już zaczyna brakować bąbelków, a fachowo rzecz ujmując – chodzi o niedobory kwasu węglowego.
Jak alarmują więc niemieckie media, możliwe są niedobory piwa czy napojów gazowanych. A niewykluczone, że niebawem dostępna już będzie jedynie woda niegazowana. Jak przyznaje Holger Eichele z Niemieckiego Stowarzyszenia Browarów, rozwój całej sytuacji jest „niezwykle niepokojący”.
W Polsce do informacji o niedoborach już się właściwie przyzwyczajamy. Warto więc przygotować się na niedobory „bąbelkowe”. Bo z niemiecką gospodarką ta nasza jest przecież niezwykle silnie powiązana. Miłośnicy coli powinni więc szykować się na trudne czasy.
Zaczyna brakować bąbelków. O co chodzi?
Problem wynika przede wszystkim z braku dwutlenku węgla. Kwas węglowy bowiem wytwarza się właśnie z CO2. A tego na rynku bardzo brakuje. Niedawno zresztą dwie polskie państwowe firmy zatrzymały wytwarzanie dwutlenku węgla, na szczęście dzięki gigantycznemu alarmowi branży spożywczej udało się przywrócić produkcję.
CO2 to wręcz strategiczny związek chemiczny dla przemysłu spożywczego, niezbędny na wielu etapach produkcji. CO2 ciągle brakuje. Jak szacuje się w Niemczech, w tej chwili dostępne jest nawet o 70 proc. mniej dwutlenku węgla niż było w „normalnych” czasach. A skoro CO2 jest związkiem tak niezbędnym do produkcji żywności i napojów, to zaczyna go brakować na „bąbelki”, które już przecież tak niezbędne dla nas nie są.
Brak CO2 na rynku to natomiast kolejna część domina, które się rozsypuje od dłuższego czasu dzięki Władimirowi Putinowi. Produkcja nawozów bowiem jest ograniczana przez gigantyczne ceny gazu, a CO2 to właśnie „efekt uboczny” produkcji napojów. I tak dochodzimy do producentów napojów gazowanych. Oczywiście ich problemy pociągną za sobą problemy kolejnych firm, i tak kolejne części domina będą się sypać.
Warto jednak zauważyć, że nasz rząd przygotował się na te problemy już dawno. W końcu „bąbelki” mamy opodatkowane dzięki „podatkowi cukrowemu”, więc niektórzy zdążyli już ograniczyć spożycie gazowanych napojów. Rzecz jasna każdy kij ma jednak dwa końce. Gdy zabraknie gazowanych napojów, rząd nie będzie miał wpływu z podatków od gazowanych napojów. I gdzie indziej będzie trzeba szukać pieniędzy na… bombelki.