Jestem strasznie rozdarty kwestią podwyżek dla polityków. Bo z jednej strony uważam, że powinny być o wiele wyższe, niż będą. A z drugiej – widzę jak to wszystko jest robione.
Najpierw Jarosław Kaczyński podjął absolutnie idiotyczną, populistyczną (co z reguły łączy się ze sobą nierozerwalnie) decyzję o obniżeniu pensji posłów i senatorów. Nie miała ona żadnego sensu, ponieważ pensje te i tak były niskie. Ale prostym ludziom się to spodobało, a Prawo i Sprawiedliwość to partia, która żyje dzięki głosom prostych ludzi, którzy myślą bardzo jednopłaszczyznowo. „Tamci tylko kradli, a ci przynajmniej dają na dzieci” krzyczała ostatnio pani na środku warzywniaka ładując do reklamówki jabłka po 15 złotych za kilogram.
Teraz są wakacje, upały, Liga Mistrzów, zamieszki na Białorusi, no i przecież przy tej całej Margot można PiS-owi wybaczyć wiele. Politycy uznali, że naród trochę pokrzyczy, pokrzyczy, a potem zapomni, zaś politycy wszystkich frakcji zwiększą swój stan posiadania z kiepskiego na średni.
Rządzą nami nieudacznicy
Kiedy przejrzymy stan ław sejmowych, to tam wcale nie widać historii wielkiego, życiowego sukcesu. Nie ośmieliłbym się stwierdzić, że rządzi nami elita narodu. Już nawet nie wspominam o Partii Razem, której 6 posłów miało w oświadczeniach majątkowych łącznie 20 000 złotych oszczędności, bo to kopanie leżącego. Zresztą, posłowie Razem chyba powoli zaczynają dostrzegać uroki „państwowego kapitalizmu”. Nie zmienia to jednak faktu, że przesadnie dobrze sobie przed karierą w parlamentaryzmie nie radzili. Takich przypadków jest wiele. Nie mamy Sejmu ekspertów, a raczej ludzi wyciągniętych z urzędów czy niższej klasy średniej, dla których Sejm jest szansą na lepsze zarobki, na poprawę swojej stopy życiowej.
Czy ktoś taki ma szanse tworzyć dobre prawo? Czy ktoś taki może kreować sensowną politykę fiskalną rządu? Czy ktoś taki uruchomi bezpieczniki, gdy gospodarka zacznie iść w złym kierunku? Doświadczenia lat podpowiadają, że nie. Zresztą, większość z tych 460 posłów to i tak takie maszynki do głosowania, które nie mają nic do powiedzenia.
Dlaczego posłowie zarabiają za mało?
Poseł lub senator zarabia obecnie 8000 złotych brutto. Nie jest to do końca takie brutto, jak nasze brutto, ponieważ politycy mają wyższą kwotę wolną od podatku. Większość Polaków zarabia znacznie mniej pieniędzy, więc rozumiem, że to wynagrodzenie „za nic nie robienie” (z czym się zresztą częściowo zgadzam, to faktycznie zwykle są obiboki), może być szokujące. Jeśli są w Polsce wartościowi posłowie czy senatorowie – a zdarzają się – to na ogół są to pasjonaci z głębokim poczuciem misji. Nie ma ich jednak aż tak wielu.
I może to jest błąd, może powinniśmy zastanowić się jak to zmienić. Przyjmijmy, że jest adwokat z Ełku – niezły karnista – wyciąga w kancelarii 20 000 zł netto. Kredyt, dzieci na studiach itd. Nie pójdzie pracować za 8000 zł brutto, więc do parlamentu idzie Jacek Sasin. Z wykształcenia historyk (ile zwykle zarabiają historycy?), z zawodu polityk. Człowiek, który stał się synonimem porażki w zarządzaniu na szczeblu państwowym, ale do niego jeszcze wrócimy. Proponowana podwyżka pensji parlamentarzystów to nowa kwota na poziomie 12 600 złotych (sensacyjnie przedstawiane jako 58%) brutto. To dalej nie są duże pieniądze!
To dalej nie są duże pieniądze, jeśli chcemy budować silny kraj zarządzany przez ekspertów, musimy w nich zainwestować. Przy czym nie ma wielu racjonalnych powodów, by nagradzać polityków obecnej kadencji, którzy pchali się do parlamentu z perspektywy zarobków 8000 złotych. Dlatego kilka godzin temu natweetowałem:
Uważam, że decyzja o podwyżkach dla posłów jest słuszna, ba – są one za małe, jednakże vacatio legis tego typu ustaw powinno zawsze trwać do rozpoczęcia następnej kadencji Sejmu/Senatu/Prezydenta itd.
— Jakub Kralka (@jakubkralka) August 14, 2020
Dlaczego posłowie powinni zarabiać dużo?
Uważam, że poseł i senator to elita narodu – przynajmniej z definicji. Chciałbym, żebyśmy naprawdę mogli wybierać między sprawnymi managerami, inteligentnymi prawnikami i bystrymi ekonomistami, wreszcie – społecznikami pokroju Janiny Ochojskiej, a nie bezrobotną teatrolożką i panem, który w parlamencie siedzi od 1991 roku, sam już nawet nie pamiętając po co tam jest.
- Wysoka pensja kusi ludzi, którzy są w stanie uzyskać wysoką pensję na wolnym rynku. Pozycja zawodowego posła jest dla nich wówczas konkurencyjna i warta rozważenia.
- Bezpieczeństwo finansowe posła pozwala mu zbudować poduszkę na przyszłość, a tym samym częściowo eliminuje zagrożenie ze strony korupcji, symonii, nepotyzmu i handlowania odpustami. Polityk może się skupić na pracy bieżącej bez obawy o to, co przyniesie jutro.
- Pieniądze dają suwerenność, im więcej suwerenności u polskich polityków, tym lepiej.
Bywa tak, że – pani wie, o kim ja mówię – polityk się zapożycza, a po dojściu do władzy – odwdzięcza. Ponieważ jednak nadal zarabia słabo, odwdzięcza się pieniędzmi państwowymi, np. poprzez spółki Skarbu Państwa.
Dlaczego posłowie nie mogą zarabiać dużo?
Wynika to przede wszystkim z faktu, że posłów jest za dużo. Mamy ich 460 + 100 senatorów. To o wiele więcej, niż potrzeba, by w proporcjonalny sposób reprezentować preferencje Polaków. Marzy mi się parlament, w którym debatuje 100 osób, natomiast każdy Polak zna nazwiska tych ludzi – tak, by mogli ponosić osobistą odpowiedzialność za swoje sukcesy, ale i porażki. 7 milionów złotych miesięcznie będzie kosztować nas parlament po podwyżkach – i to tylko w zakresie wynagrodzenia posłów i senatorów, nie wspominam o kosztach administracyjnych.
To sporo, ale pamiętajmy, że szukamy oszczędności w miejscu, w którym nie należy oszczędzać. Gdyby na przykład zostawić 100 posłów i zlikwidować Senat, posłowie działając w ramach przyjętego budżetu mogliby co miesiąc zarabiać po 70 000 złotych, co jest intrygująca kwotą nawet dla niezłych managerów.
Trzeba by było blisko roku pracy posłów i senatorów, by zmarnować tyle pieniędzy, ile minister Jacek Sasin wyrzucił w błoto przez kilka dni, na drukowanie zbędnych pakietów wyborczych. Wydatki na szczeblu władzy, inwestycje w poważnych posłów czy ministrów zwrócą się więc z nawiązką. Do pensji pierwszej damy odniosłem się w osobnym artykule, gdyż to akurat wynagrodzenie o wymiarze bardziej moralnym, niż opartym na kompetencjach.
Ryzyka
Oczywiście istnieje ryzyko, że my politykom damy duże podwyżki, a jakość klasy politycznej się nie zmieni. To jest niestety duża różnica pomiędzy rynkiem prywatnym, a publicznym. Na prywatnym taki menedżer odpowiada może nawet i głową. Politycy? Handlują z instruktorami narciarstwa, a w razie czego przepychają nogą absurdalne ustawy gwarantujące im pełną bezkarność. Wszystkie nasze doświadczenia życiowe wskazują jednak, że wyższe pieniądze przyciągają lepszych, bardziej kompetentnych i przede wszystkim – skutecznych ludzi. I o ile mierność partii władzy nas dziś nie dziwi, to może chociaż podniosłoby to jakość równie miernej opozycji.