Kryzys energetyczny trwa. Do drożejącego gazu i prądu dołącza także węgiel. Co gorsza, brakuje ekogroszku, przez co ceny tego surowca biją właśnie rekordy. A to wszystko jeszcze zanim nowe podwyższone normy jakościowe dla tego surowca weszłyby w życie.
Polacy wykupują ekogroszek na pniu, kopalnie wprowadzają limity sprzedaży
Tegoroczny sezon grzewczy upłynie nam prawdopodobnie pod znakiem dużych wydatków. Drożeje gaz, drożeje energia. Teraz na domiar złego na rynku brakuje ekogroszku. Jak podaje rybnickie Radio90, na surowiec trzeba niekiedy nawet czekać po kilka dni. Kopalnie Polskiej Grupy Górniczej wprowadziły nawet limity sprzedaży wynoszące 3 tony, w reakcji na ogromne zapotrzebowanie na ekogroszek.
Taka sytuacja nie może pozostać bez wpływu na cenę. Być może nasi czytelnicy pamiętają prognozy na wypadek wejścia w życie nowych norm jakościowych dla ekogroszku. Eksperci przewidywali, że ich zauważalne podniesienie może sprawić, że surowiec zdrożeje z 900-1100 zł do ok. 1300 zł za tonę.
Obecnie tona ekogroszku kosztuje w niektórych miejscach nawet 1500-1600 zł. Warto przy tym wspomnieć, że to niemalże połowa ceny z lata tego roku. Wówczas surowiec ten kosztował ok. 800-900 zł. Pracownicy składów węglowych nie mają wątpliwości – będzie tylko gorzej.
Drożejący ekogroszek to poważny problem. Należy bowiem pamiętać, że w naszym kraju wciąż miliony Polaków potrzebują węgla do ogrzania swoich domów. Tymczasem sezon grzewczy właściwie dopiero się rozpoczął a przez kraj i tak przetacza się właśnie fala drożyzny.
Nie bez powodu rządzący postanowili ostatecznie wypłacać zagrożonym ubóstwem energetycznym rekompensaty za wzrost cen nie tylko energii elektrycznej. Wzrost cen ekogroszku, oraz węgla w ogóle, uderzy przede wszystkim w najmniej zamożnych konsumentów.
Brakuje ekogroszku chyba w najgorszym możliwym momencie – na samym początku sezonu grzewczego, podczas kryzysu energetycznego
Niektóre gospodarstwa domowe w ostatnich latach zainwestowały w wymianę pieca, na korzystający właśnie z ekogroszku i spełniający zarazem wyśrubowane unijne normy środowiskowe. To skądinąd jeden z argumentów związkowców z „Solidarności” przeciwko wprowadzeniu norm jakościowych.
Perspektywa ich wprowadzenia dodatkowo komplikuje całą sytuację. Przypomnijmy: Dopuszczalna wilgotność sprzedawanego w Polsce ekogroszku wyniesie 11 proc. Minimalna wartość opałowa wzrośnie w tym przypadku z 21 MJ/kg do 28 MJ/kg. Dodatkowo surowiec nie będzie mógł zawierać więcej, niż 1,2 proc. siarki. „Solidarność” przekonuje, że w całym kraju taki węgiel produkuje może jedna kopalnia.
Spośród 3,5 milionów ton węgla rocznie dostarczanego na polski rynek przez Polską Grupę Górniczą, aż 700 tysięcy ton stanowi dzisiaj ekogroszek. Praktyczne wyeliminowanie większości tego surowca oznaczałoby dla firmy poważne problemy z płynnością. Mowa w końcu o setkach milionów złotych przychodu.
To nie koniec problemu, bo skoro brakuje ekogroszku produkowanego w kraju, to skądś trzeba ten surowiec pozyskać. Oznacza to ni mniej, ni więcej, jak konieczność zwiększenia importu. W tym także z Rosji. Rosnące ceny właściwie już chyba wszystkich dostępnych w Polsce surowców energetycznych dodatkowo napędzają inflację.
W tej sytuacji rozsądnym wydawałoby się zawieszenie prac nad nowymi normami jakościowymi dla ekogroszku, przynajmniej do momentu unormowania się cen. Owszem, fatalna jakość powietrza w Polsce stanowi kolejny poważny problem. Do tego walka ze zmianami klimatycznymi, poprzez redukcję emisji gazów cieplarnianych, stanowi zobowiązanie naszego państwa. Tyle tylko, że w realiach kryzysu energetycznego należy się skupić w pierwszej kolejności na tym, by obywateli mieli jak się ogrzać.