Jeśli uważacie, że kompromitująca porażka w meczu z Mołdawią była (przynajmniej do września) końcem upokorzeń w polskiej piłce, to głęboko się mylicie. To był dopiero początek, a konsekwencje mogą być gigantyczne.
Otóż do mediów wyciekło, że na pokładzie samolotu do Kiszyniowa można było dostrzec skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka. Nie był to jakiś tam przypadkowy człowiek, tylko prawdziwy watażka piłkarskiej mafii, któremu udowodniono między innymi ustawienie 43 spotkań. Choć od tamtego czasu minęło wiele lat, a z polską kadrą w międzyczasie pracowały już na bardzo wysokich stanowiskach osoby skazane lub co najmniej podejrzewane o udział w aferach korupcyjnych w polskim futbolu, to jednak osoby takie jak Stasiak nadal są silnie postrzegane jako persona non grata w lokalnym futbolu. Kilka osób bardzo się zirytowało, że zamiast stać się wyrzutkami społeczeństwa, ponownie mogą sobie latać tym samym samolotem, co reszta VIP-ów kadry, w towarzystwie takich gwiazd jak Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński.
Sprawa się wydała, a po kilku dniach grillowania tematu przez media PZPN stwierdził, że trzeba coś z tym zrobić i wydał oświadczenie. Posypano głowę popiołem, przeproszono, ale wskazano też, że w sumie to nie jest to tak do końca wina PZPN, bo Cezary Kulesza nigdy, przecież, doprawdy, nigdy nie uścisnąłby nawet ręki osobie skazanej za korupcję w polskiej piłce. I że na pokład samolotu Stasiaka wciągnął jeden ze sponsorów kadry. Bo sponsorom też przysługuje jakaś pula biletów, również do stosownego czarteru.
Rafał Brzoska z InPost się wkurzył
Jeśli przechodziliście dziś rano koło Paczkomatu i wydawał on dziwne buczenie, a dookoła było widać błyskawice, to nie była awaria, tylko prawdopodobnie rezonował on emocje swojego właściciela. Te chwilę przed godziną siódmą znalazły wreszcie wyraz w postaci tweeta. Krótko mówiąc, twórca InPostu jest wściekły, że PZPN z Cezarym Kuleszą na czele wycierają sobie buzię „anonimowymi sponsorami”, bo nie po to płaci ponad 10 baniek rocznie na polską piłkę, żeby potem sugerowano mu, że jego firma wciąga baronów piłkarskiej mafii na wycieczki turystyczne do Kiszyniowa.
Sugerowanie przez @pzpn_pl, że osoba powiązana z korupcją w piłce czyli Pan Stasiak rzekomo był zaproszony do Mołdawii przez jednego ze sponsorów (gdzie @InPostPL jest jednym ze sponsorów) jest skandalicznym nadużyciem! Na meczu od nas byli jedynie pracownicy firmy. 1/2
— Rafał Brzoska (@RBrzoska) July 14, 2023
Brzoska domaga się wskazania, który ze sponsorów tak naprawdę zabrał tam Stasiaka. I nie ukrywa, że w obecnej sytuacji bardzo poważnie rozważa zerwanie współpracy reklamowej z polską kadrą, która – umówmy się – od jakiegoś czasu nie tylko z powodu Stasiaka nie jest najbardziej chlubnym podmiotem do wspierania: kompromitacje sportowe prześcigają się tylko z kompromitacjami wizerunkowymi. Polacy ze łzami w oczach klęczą przed telewizorami oglądając tę nędzną kopaninę, by potem wieczorami doczytywać jak multimilionerzy kłócą się między sobą o kilkadziesiąt tysięcy złotych premii.
Dziennikarz Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski poczuł krew, kolejny raz starając się wskazać, że polska piłka afery korupcyjnej sprzed kilkunastu lat nie ma wcale tak do końca przepracowanej. Jak na razie nie udało mu się znaleźć sponsora, który wziąłby na siebie obwożenie po Europie Stasiaka. Kolejne firmy dementują, że miały z nim cokolwiek wspólnego. Odcina się Orlen, STS, Biedronka, a nawet Leroy Merlin. Jest to na swój sposób zabawne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Leroy Merlin nie potrafi się od półtora roku odciąć od Rosji i jest postrzegany jako jeden z partnerów technicznych napaści na Ukrainę, a tymczasem jednocześnie bardzo szybko zamknięto tam temat Stasiaka. Inna sprawa, to czy PZPN w ogóle powinien był brać pieniądze od i reklamować przez cały ten czas Leroy Merlin.
Czy pan Stasiak na pokładzie samolotu do Kiszyniowa to wielki problem? I tak, i zarazem jest to trochę rezultat sezonu ogórkowego. Może się jednak okazać tak, że za chwilę najwięksi sponsorzy wykorzystają to jako okazję do opuszczenia tonącego okrętu polskiej reprezentacji. A wszystkie pozytywne skojarzenia, które udało jej się wypracować za czasów Zbigniewa Bońka, powoli staną się tylko wspomnieniem. Są oczywiście też pozytywy tej historii, być może DJ na Stadionie Narodowym nie będzie już potrzebny, gdy naród ponownie zjednoczy się pod słowami pieśni o PZPN.