Ciekawe informacje przeciekają z rządu. Otóż planowany jest lockdown 30 października – o ile do tej pory pandemia nie wyhamuje, a przecież nie wyhamuje. Czemu tak nagle jednak politycy mieliby zmienić zdanie? Cóż, można sobie wyobrazić pewien powód.
„Lockdown” – tego słowa władza wyraźnie się boi, a zwłaszcza premier Morawiecki i jego otoczenie. Mimo tego, że coraz więcej obszarów gospodarki i życia społecznego jest zamykanych. Niedawno przecież wprowadzono zamknięcie pubów i restauracji.
Były teorie, że pełen lockdown trzeba było wprowadzić już we wrześniu – aby wracające do szkół z wakacji dzieci nie rozprzestrzeniały wirusa. Jednak wtedy lockdownu nie było, nie było go też później, gdy liczba nowych przypadków rosła w rekordowym tempie.
Ale teraz pełen lockdown jest poważnie rozważany – donosi „Dziennik Gazeta Prawna”. I lockdown ma być według dziennika wprowadzony, o ile do piątku liczba zachorowań nie przestanie rosnąć w tak dużym tempie.
Biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie, pandemia raczej się rozkręca, a nie zwija. Na co więc warto się nastawić? „To może być wysłanie reszty szkół na naukę zdalną, zakaz przemieszczania się poza dojazdem do pracy” – mówiła „DGP” anonimowo osoba z rządu.
Lockdown 30 października. Chodzi o wirusa czy o protesty?
Doniesienia mogą dziwić, bo przecież przedstawiciele rządu wielokrotnie mówili, że o powrocie do podobnego lockdownu, jaki miał miejsce wiosną, mowy być nie może. Były za tym pewne argumenty – w końcu służba zdrowia potrzebuje gotówki, a żeby ją miała, gospodarka musi się kręcić.
Skąd zmiana frontu? Są dwie możliwości. Sytuacja z koronawirusem jednak wymknęła się spod kontroli – i rządzący czują, że muszą działać.
Albo – sytuacja z protestami wymknęła się spod kontroli. Manifestacje aborcyjne są teraz w niemal każdym polskim mieście. I rząd nie ma innego pomysłu, jak nad tym zapanować. A że lockdown 30 października można wytłumaczyć pandemią…
Która z tych wersji jest prawdziwa? Jest spora szansa, że obie – widać, że rząd nie panuje ani nad epidemią, ani nad emocjami związanymi ze sprawą aborcji. Tylko czy uda się zdusić protesty lockdownem? Jest duża szansa, że rząd, który pewnie chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, poniesie naraz dwie porażki. Z epidemicznego lockdownu nic nie wyjdzie, bo będą protesty. A nastroje wokół aborcji będą jeszcze bardziej rozgrzane, bo protestujący poczują, że rząd chce ich zabarykadować w domu…