Przedstawiony przez Zjednoczoną Prawicę program na nadchodzące lata to mieszanka pomysłów obiecujących i kontrowersyjnych. Wiele osób szybko zaczęło się zastanawiać, czy Polski Ład przyniesie wzrost cen. W końcu rządzący zamierzają kontynuować i rozwinąć dotychczasową filozofię „dzielenia się” z elektoratem. Odpowiedź na to pytanie jest jednak bardziej skomplikowana.
Pytania o to, czy Polski Ład przyniesie wzrost cen, opierają się w dużej mierze o powiązanie 500 plus z inflacją
Nowy sztandarowy program Zjednoczonej Prawicy, przemianowany na „Polski Ład”, przyniesie szereg daleko posuniętych zmian. Niektóre z nich są dość obiecujące – na przykład postulowana rewolucja podatkowa ma swój urok, przynajmniej w niektórych aspektach. Inne propozycje mogą budzić kontrowersje. Nie chodzi bynajmniej o drobiazgi, w rodzaju odbudowy Pałacu Saskiego, lecz o kontynuowanie polityki „polskiego państwa dobrobytu”. Mówiąc wprost: rozdawnictwa.
Bony mieszkaniowe, ale tylko dla rodziny. Dodatkowe 12 tys. zł dla rodzin z dziećmi, przez pierwsze trzy lata ich życia. Nieszczególnie potrzebne w dobie smartfonów i internetu tysiące świetlic. A do tego nowe agencje rządowe, w sam raz do obsadzenia ich zasłużonymi działaczami i ich pociotkami. Całościowo rzecz ujmując szykuje się płynna kontynuacja ostatnich sześciu lat. Tylko troszeczkę bardziej.
Na pytanie „kto za to zapłaci?” można odpowiedzieć właściwie bez większego namysłu. My wszyscy. Wbrew pozorom, na Polski Ład wcale nie złożą się tylko przedsiębiorcy i unijny Fundusz Odbudowy. System podatkowy nie kończy się w końcu na podatku dochodowym od osób fizycznych. Można się spodziewać kontynuacji polityki nowych danin udających, że nie są podatkami i że wcale nie zapłaci ich konsument.
Wiele osób od razu zaczęło się zastanawiać, czy Polski Ład przyniesie wzrost cen w sklepach. W końcu wprowadzenie 500 plus i reszta poprzedniej fali rozdawania pieniędzy wyborcom zgrała się z wzrostem inflacji w Polsce. Skądinąd subiektywnie dużo bardziej odczuwalnym przy kasie, niż wynikałoby to ze statystyk prowadzonych przed ekonomistów. Tyle tylko, że jedno niekoniecznie wynika z drugiego.
Wzrost cen w Polsce wynika z wielu czynników. Owszem, na niektóre z nich rząd ma bezpośredni wpływ. Mowa właśnie o zwiększaniu kosztów energii, w tym także paliwa, za pomocą swoich działań i zaniechań. Wszelkie opłaty mocowe, paliwowe i długotrwałe upieranie się przy energetyce węglowej zwiększają koszty w całej gospodarce. W końcu praktycznie każda działalność gospodarcza zużywa energię elektryczną, niemal każdy surowiec, półprodukt i towar jakoś trzeba przetransportować z miejsca na miejsce.
Polski Ład przyniesie wzrost cen, jeżeli rządzący wezmą przykład z Wenezueli i roztrwonią pieniądze z Funduszu Odbudowy
Są jednak takie czynniki, na które rząd nie ma większego wpływu. O ile można obwiniać państwo za opresyjną politykę podatkową, o tyle w przypadku suszy byłoby to już niepoważne. Przynajmniej, jeśli nie chcemy zbyt głęboko wnikać w kwestie ignorowania problemu globalnego ocieplenia i zmian klimatycznych. A przecież to pogoda w dużej mierze kształtuje ceny płodów rolnych. Te mają bezpośredni wpływ na ceny całej żywności. Oczywiście, rządzący i tutaj potrafią dołożyć coś do siebie – a to podwyższą akcyzę na alkohol, a to wprowadzą opłatę cukrową.
Jak się mają do tego wszelkiej maści programy socjalne i zakrojona na szeroką skalę redystrybucja? Właściwie – nijak. Inflacja w Polsce wbrew pozorom wcale nie wynika z wprowadzenia 500 plus i przedwyborczego przekupywania emerytów. Zwłaszcza, że rzekome „stymulowanie konsumpcji” w dłuższej perspektywie stanowi bardziej mydlenie oczu wyborcom, niż rzeczywiste zjawisko ekonomiczne. Jest wręcz nieco na odwrót: to inflacja sprawia, że wszelkiej maści świadczenia tracą swoją rzeczywistą wartość. Podobnie jak chociażby oszczędności Polaków.
Nie jest bowiem tak, że przekazując pieniądze rodzinom z dziećmi, emerytom i reszcie swojego elektoratu rząd wprowadza do obiegu jakieś nowe pieniądze, wytrzaśnięte z kapelusza albo dodrukowane. Żeby je mieć, musi najpierw skądś wziąć. Do wybuchu epidemii koronawirusa, trzeba to przyznać, dług publiczny za rządów PiS nie rósł w jakimś szalonym tempie. Pieniądze te państwo bierze z kieszeni obywateli.
Dlatego właśnie odpowiedź na pytanie „czy Polski Ład przyniesie wzrost cen?” powinna być raczej negatywna. Nie oznacza to jednak, że ceny w tym czasie nie wzrosną. Inflacja cały czas jest wysoka, w maju ma sięgnąć 5 proc. Wiele wskazuje na to, że do wzrostu cen powinniśmy się przyzwyczaić.
Polski Ład może mieć jednak pewien wpływ na kształtowanie się cen – jeżeli rządzącym uda się zmarnować unijne i państwowe pieniądze na bzdury, zamiast mądrze je zainwestować. Wydawanie ogromnych pieniędzy na transfery socjalne, fikcyjne inwestycje w infrastrukturę, oraz własne zaplecze polityczne to nic niespotykanego na świecie. W podobny sposób Wenezuela zniszczyła swoją gospodarkę, pomimo posiadania ogromnych zasobów naturalnych. Jak wiemy, nieudolna polityka gospodarcza zdecydowanie jak najbardziej może przynieść nawet hiperinflację.