Kobieta, patrząc w telefon, wtargnęła na przejście na czerwonym świetle. Potrącił ją prawidłowo jadący rowerzysta, który musi jej teraz zapłacić odszkodowanie

Moto Zagranica Dołącz do dyskusji (185)
Kobieta, patrząc w telefon, wtargnęła na przejście na czerwonym świetle. Potrącił ją prawidłowo jadący rowerzysta, który musi jej teraz zapłacić odszkodowanie

Potrącenie przez rowerzystę może wywołać niespodziewane skutki prawne. Pewna historia z Wielkiej Brytanii pokazuje, że to, co wydaje się oczywiste, w praktyce okazać się może niezwykle zaskakujące. Sytuację opisał serwis BRD24.

Potrącenie przez rowerzystę

Pewien rowerzysta, jadąc przez skrzyżowanie na zielonym świetle, z dużą prędkością, zderzył się z pieszą. Mimo że użył sygnału dźwiękowego, a także krzyczał, nie uniknął kontaktu z kobietą, która wtargnęła na przejście. Prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, w jakiej sytuacji się znalazła, bo rozproszona była przez telefon, w który akurat patrzyła.

W wyniku zderzenia zarówno rowerzysta, jak i piesza, stracili przytomność. Po wypadku kobieta pozwała rowerzystę, a wyrok sądu może być dla niektórych wręcz szokujący.

Proces trwał cztery lata, a finalnie sąd uznał winę zarówno rowerzysty, jak i kobiety, która wtargnęła na przejście dla pieszych. Wobec rowerzysty dodatkowo orzeczono obowiązek zapłaty 4 tys. funtów tytułem odszkodowania. Uznano ponadto, iż rowerzysta musi być zawsze przygotowany na niestandardowe zachowanie pieszych. Sąd dodatkowo nakazał zapłatę kosztów sądowych w wysokości 17 tys. funtów, rzecz jasna, rowerzyście.

Niesprawiedliwy wyrok?

Sprawa się jeszcze nie zakończyła. Finalna kwota odszkodowania, jaką musi zapłacić rowerzysta, może być znacznie wyższa. Kobieta swoje straty wyceniła znacznie wyżej, bo aż na 96 tys. funtów. Mężczyzna nie był ubezpieczony, a ponieważ nie wytoczył powództwa wzajemnego, to całkowite koszty, jakie może ponieść z tytułu przedmiotowej sprawy, przekroczyć mogą nawet 100 tys. funtów.

Jako że oznaczałoby to bankructwo rowerzysty, to dzięki pomysłowości jego znajomej, część kwoty zebrano w wyniku zbiórki crowdfundingowej.

Czy taka sytuacja mogłaby mieć miejsce w Polsce? Raczej nie. Wszelkie okoliczności sprawy wskazują, że rowerzysta zachował się odpowiednio. Trudno sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek polski sąd uznał w jakimkolwiek stopniu winę rowerzysty.

Sprawa rozpatrywana była jednak przez brytyjski wymiar sprawiedliwości, w oparciu o brytyjskie prawo, które znacznie różni się od polskiego. Między innymi tym, że w Wielkiej Brytanii funkcjonuje system prawa precedensowego, w przeciwieństwie do polskiego systemu prawa kontynentalnego. Wymusza to czasem pośrednio orzekanie w dziwny dla nas, Polaków, sposób.