Czy dotarliśmy już do takiego etapu nieudolności, że rządzący nie potrafią nawet kupić sobie kawioru na koszt podatnika?

Państwo Zakupy Dołącz do dyskusji (248)
Czy dotarliśmy już do takiego etapu nieudolności, że rządzący nie potrafią nawet kupić sobie kawioru na koszt podatnika?

Tuż przed świętami „Fakt” napisał o frykasach, które zostaną kupione do rządowych stołówek. Szkopuł w tym, że umyka nam to, co najistotniejsze. Czyli że znów sposób wyboru dostawcy woła o pomstę do nieba. W efekcie dochodzi do absurdalnych sytuacji, że politycy nie potrafią nam zajeść się na koszt podatników.

Patryk Słowik – dwukrotny laureat nagrody Grand Press, prawnik, dziennikarz Dziennika Gazety Prawnej, felietonista Bezprawnika

Osiem. Tyle zawiadomień otrzymałem w grudniu od czytelników zbulwersowanych ustawionymi ich zdaniem przetargami. Z kilkuletniego doświadczenia wiem, że co najmniej cztery z tych przetargów nie są ustawione, tylko zamawiający są idiotami i nie potrafią przekazać informacji. Trzy kolejne nie są ustawione i to zbulwersowani są idiotami, bo nie rozumieją tego, co czytają. A jeden rzeczywiście jest ustawiony, to znaczy zamawiający z góry wie, kto wygra w rozpisanym postępowaniu.

Rządowy kawior

Ostatnie przypadki działania państwowej administracji wskazują na to, że za przetargi odpowiadają w niej albo ludzie chcący zakpić z majestatu państwa (a w zasadzie resztek, które po nim zostały), albo ktoś rzeczywiście ustawia przetargi. Przy czym – rozczaruję swoją deklaracją poszukiwaczy spisków – obstawiam to pierwsze.

Ale zacznijmy od opisania powodu, dla którego w ogóle postanowiłem napisać o rządowych przetargach. Otóż „Fakt” w wigilię Bożego Narodzenia napisał, że dotarł do szczegółów przetargu na zakupy do rządowego bufetu.

„Lista jest imponująca. Są na niej krewetki (7,5 kg), kraby (17 kg), małże (4,5 kg), a nawet kawior (1 kg)! Wszystko ma być dostarczone w małych puszkach. Oprócz tego w zamówieniu znajduje się 720 kg ryb: węgorzy, szczupaków, sandaczy, a nawet znanych z azjatyckiej kuchni karmazynów” – wyliczyła gazeta.

Lud zagrzmiał, bo jak to tak – politycy będą żarli na koszt społeczeństwa? Ja nie grzmiałem z dwóch powodów. Po pierwsze, wiem, że w przytłaczającej większości przypadków politycy i urzędnicy za jedzenie w rządowym bufecie płacą. Po drugie, bo nawet gdyby nie płacili, to najmniejszy kłopot w zarządzaniu państwem widziałbym w tym, że zafundujemy jakiemuś krawaciarzowi krewetki czy małże. Taki to luksus, że w dyskoncie można je taniej kupić niż porządną czekoladę.

Za to oburzyło mnie coś innego, znacznie istotniejszego. Otóż „Fakt” wskazał również, że urzędnicy Centrum Obsługi Administracji Rządowej, prowadzącego postępowanie, dali zainteresowanym wzięciem udziału w przetargu tylko 8 dni na złożenie ofert. Powód? „Skrócenie terminu składania wniosków, ze względu na pilną potrzebę udzielenia zamówienia”.

Rządowy kawior – pilnie!

Z ciekawości wszedłem na stronę COAR i zobaczyłem, że to standard. Dostawa mrożonek do stołówki? Termin skrócony, pilna potrzeba. Zakup soków, warzyw i owoców do ośrodka wypoczynkowego w Łańsku? Termin skrócony, pilna potrzeba.

Tak się złożyło, że w tych wypadkach skrócone terminy akurat zbiegły się w czasie ze świętami, więc w praktyce zainteresowani przetargami, którzy nie wiedzieli o nich zanim ogłoszenia się pojawiły publicznie, zostali pozbawieni możliwości wzięcia udziału w postępowaniach.

Warto sobie zadać kilka pytań. Przede wszystkim, czy zakup żywności do rządowych ośrodków to działanie tak niestandardowe, że nie da się go zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem? Wydaje mi się, że nie trzeba być wybitnym rządowym ekspertem, by wiedzieć, że należy kupić soki do urzędniczych stołówek. A jeśli ktoś to wie z wyprzedzeniem, to dlaczego w ogłoszeniu o przetargu powołuje się na pilną potrzebę?

„Żeby wygrał kumpel” – wielu pewnie zakrzyknęło.

Otóż okazuje się, że nie. Przykładowo na dostawy artykułów spożywczych dla ośrodka w Łańsku przeznaczono 258 tys. zł. Wpłynęła jedna oferta opiewająca na 898 tys. zł. Tym samym postępowanie unieważniono.

Tym samym nie możemy mieć pewności, że rozsądniejszy sposób działania urzędników pozwoliłby rozstrzygnąć przetarg. Ale wiemy, że pośpiech i stosowanie ekstraordynaryjnej procedury nie przynosi jakiejkolwiek korzyści.

I tu pojawia się już moje ostatnie pytanie: czy dotarliśmy już do takiego etapu nieudolności, że rządzący nie potrafią nawet kupić sobie kawioru na koszt podatnika? Ta wizja przeraża mnie o wiele bardziej niż to, że musiałbym ten kawior sfinansować.