Sprawiedliwe Sądy – takie hasło reklamowe obrała sobie Polska Fundacja Narodowa jako motto kampanii mającej… no, oficjalnie mającej promować Polskę na świecie. Ale to przecież nic więcej, niż zwykły, ordynarny skok na kasę. Bez białych rękawiczek, z otwartą przyłbicę i wycieraniem sobie gęby troską o dobro ojczyzny.
Ojczyzny dojnej, dodajmy, te słowo prezydenta Adriana Andrzeja Dudy sprzed wielu miesięcy brzmią niezwykle aktualnie. Ale zacznijmy od początku.
29 grudnia 2016 r. do Krajowego Rejestru Sądowego wpisano nowy podmiot: Polską Fundację Narodową z siedzibą przy al. Jana Pawła II 12 w Warszawie. W skład zarządu wchodzą: Cezary Jurkiewicz (prezes, na co dzień radny Prawa i Sprawiedliwości), Paweł Kozyra i Maciej Świrski (członkowie zarządu, współpracownicy ministrów z PiS). Fundacja ma szczytne cele:
- promocja i ochrona wizerunku Rzeczypospolitej Polskiej oraz polskiej gospodarki,
- promocja spółek z udziałem Skarbu Państwa,
- kształtowanie pozytywnego odbioru społecznego prowadzonych inwestycji prowadzonych przez spółki z udziałem Skarbu Państwa,
- wspieranie działalności na rzecz rozwoju gospodarczego,
- promocja postaw patriotycznych,
- promowanie nowoczesnych metod i narzędzi zarządzania.
Pięknie, prawda? Prawdziwie propaństwowe fundacja, o celach doskonale zsynchronizowanych z artykułem pierwszym ustawy o fundacjach:
Fundacja może być ustanowiona dla realizacji zgodnych z podstawowymi interesami Rzeczypospolitej Polskiej celów społecznie lub gospodarczo użytecznych (…)
„Sprawiedliwe Sądy” – ja zakładam fundację, ty zakładasz spółkę, a profity mamy wspólne
Ale trudno byłoby realizować te szczytne, szlachetne cele, gdyby PFN nie miało środków na realizację marzeń fundatorów. Na szczęście wszystko zostało dobrze pomyślane. Stworzono bowiem mechanizm, dzięki któremu majętne spółki Skarbu Państwa wrzucą do fundacyjnego garnuszka pół miliarda złotych przez 10 kolejnych lat. Pół. Miliarda. Złotych. W tym – w pierwszym roku sto milionów.
Na co je wydać? Może na kampanię w stylu „przystojnego polskiego hydraulika”, która swego czasu odbiła się dużym echem na świecie? Uznano jednak, że – co za zaskoczenie! – lepiej będzie pieniądze akcjonariuszy np. Orlenu wrzucić do pieca, pardon: reklamować nasz rząd w naszym kraju. Co więcej, realizując starą, dobrą zasadę „Tera, k***a, my!” pieniądze na kampanię reklamową trafiły do Solvere sp. z o.o. Wiecie, jak wygląda strona internetowa tej firemki? Tak:
Jeszcze jedna ciekawostka. Obecnie siedziba rejestrowa Solvere sp. z o.o. mieści się w Warszawie na Nowym Świecie. Kiedy jednak spółka była wpisywana do Krajowego Rejestru Sądowego, jej siedziba znajdowała się w Gdańsku przy ul. Derdowskiego 26/3. Pod tym samym adresem znajduje się kancelaria prawna Gotkowicz Kosmus Kuczyński i Partnerzy Adwokaci. Kancelaria ta od lat świadczy usługi na rzecz partii Prawo i Sprawiedliwość, a adwokat Bogusław Kosmus wielokrotnie był pełnomocnikiem procesowym Jarosława Kaczyńskiego.
Solvere sp. z o.o. należy do dwóch osób: Anny Plakwicz i Piotra Matczuka. Czy zdziwi Was informacja, że przez założeniem spółki Matczak był szefem CIR, czyli Centrum Informacyjnego Rządu, natomiast Plakwicz – dyrektorką departamentu obsługi medialnej CIR? Mówiąc krótko: sami swoi.
Nadzwyczajna kasta? Raczej: nadzwyczajny brak kompetencji i tania propaganda w iście goebbelsowskim stylu
Cel kampanii jest prosty: promowanie reformy sądownictwa w wersji proponowanej przez rząd Beaty Szydło. Kraj zalały biało-czarne billboardy (przy budżecie akcji marketingowej sięgającej podobno dziewiętnastu milionów złotych rozmach nie powinien dziwić), ruszyła także witryna sprawiedliwesady.pl opisująca mniej lub bardziej bulwersujące czy kontrowersyjne sprawy związane z szeroko rozumianym wymiarem sprawiedliwości. Szybko się okazało, że strona zawiera wiele przeinaczonych informacji. Wisienką na torcie była (usunięta już) taka oto historyjka:
Sędzia z Tarnobrzega pod koniec 2006 roku wpadł na kradzieży kiełbasy w stalowowolskim markecie. Następnego dnia jechał do Tarnobrzega, by swoim przełożonym wytłumaczyć tę sprawę, lecz nie dojechał. Wpadł do rowu uciekając przed policyjną kontrolą. We krwi sędziego wykryto 2,36 promila alkoholu.
Dowód na bezkarność sędziowskiej kasty? Nie, sędzia przestał być sędzią, został skazany za kradzież, a do tego… od dwóch lat nie żyje. Wciąż jednak znajdziemy mnóstwo informacji, a raczej: strzępków prawdy wymieszanych z ogromną ilością przeinaczeń. Np. coś takiego:
Komornik zabrał rolnikowi ciągnik, choć ten nie miał długów. Sąd rejonowy umorzył skargę na czynności komornicze, stwierdzając, że skoro ciągnika nie ma, to zajmowanie się sprawą jest bezprzedmiotowe.
Bulwersujące, prawda? Szkoda tylko, że celem skargi jest zmiana bądź uchylenie czynności przez sąd. Nie jest natomiast możliwe „cofnięcie” czynności, która wywołała nieodwracalna skutki. Jak uchylić zajęcie rzecz, która została sprzedana? To tak, jakby skazać na karę więzienia osobę zmarłą.
Nie ulega zatem wątpliwości, że celem kampanii jest stworzenie fałszywego, negatywnego obrazu polskiego sądownictwa. Polski wymiar sprawiedliwości, owszem, kuleje. Niedomaganie to jednak w mniejszej mierze jest efektem wad sędziów, a większej: niedoskonałości polski przepisów, w tym procedur regulujących bieg postępowania. Dość powiedzieć, że na skutek kolejny wolt ustawodawcy obecnie sędziowie zajmujący się sprawami karnymi muszą pracować na trzech (!) procedurach, diametralnie się od siebie różniących.
Jeśli zatem Polska Fundacja Narodowa na serio chciałaby poprawić wizerunek sądów (a sprawne sądy niewątpliwie są atutem przy np. staraniach się o inwestycje zagraniczne), to zdecydowanie skuteczniejsze – przynajmniej w teorii – byłoby wydanie tych kilkunastu milionów złotych na porządne kursy tworzenia dobrego prawa dla posłów, senatorów i członków rządu.