Test przedsiębiorcy to pomysł, który narodził się jeszcze w 2019 r. Zjednoczona Prawica rozważała wtedy wprowadzenie mechanizmu mającego na celu sprawdzenie, którzy przedsiębiorcy „faktycznie” prowadzą działalność gospodarczą, a którzy „unikają wyższych podatków i składek”. Po wygraniu wyborów parlamentarnych przez Koalicję Obywatelską, Lewicę i Trzecią Drogę przez chwilę istniało niebezpieczeństwo, że – za namową Lewicy – test przedsiębiorcy zostanie wprowadzony. Nowy rząd miał się jednak wycofać z tego pomysłu.
Testu przedsiębiorcy nie będzie. I chyba nikogo to nie zaskoczy
Dyskusja o tzw. teście przedsiębiorcy odżyła w przestrzeni publicznej za sprawą wypowiedzi obecnej wicemarszałek Senatu Magdaleny Biejat z Lewicy Razem. Jak twierdziła na początku listopada w programie „Tłit” Wirtualnej Polski,
Ci, którzy pracują na B2B i udają jednoosobowe działalności gospodarcze po to, by unikać podatków, oszukują. To oszustwo, takie osoby powinny być sprawdzane.
Można było to zatem odczytać jako możliwy „powrót” testu przedsiębiorcy (albo raczej – próbę jego wprowadzenia, z czego Zjednoczona Prawica stosunkowo szybko się wycofała). Zgodnie z pierwotną koncepcją testu, miałby on doprowadzić do tego, że samozatrudnieni, ściśle związani z jednym kontrahentem, nie byliby de facto uznani za przedsiębiorców – a za osoby, które łączy stosunek pracy z podmiotem, dla którego świadczą usługi.
Jak nieoficjalnie ustaliła „GW”, okazuje się jednak, że testu przedsiębiorcy nie będzie – i nie powinno to specjalnie zaskakiwać, biorąc pod uwagę fakt, że całe zamieszanie zostało wywołane przez polityczkę Razem, które nawet nie weszło w skład koalicyjnego rządu. Ponadto przed wprowadzeniem testu przedsiębiorcy ostrzegali również eksperci. Z jednej strony argumentowali, że wielka kontrola ze strony fiskusa to ostatnie, czego teraz biznesowi brakuje, z drugiej – przekonywali, że sytuacje są różne, a przechodzenie z etatu na działalność gospodarczą ma wiele przyczyn i może być atrakcyjne zarówno dla byłego pracownika, jak i przedsiębiorcy, który go wcześniej zatrudniał.
Ciężar walki z fikcyjnym samozatrudnieniem ma spocząć na PIP
To, że test przedsiębiorcy nie zostanie wprowadzony, nie oznacza jednak jeszcze, że nowy rząd nie podejmie działań mających na celu walkę z fikcyjnym samozatrudnieniem. Odpowiednie działania w tej sprawie ma jednak podjąć nie fiskus, a Państwowa Inspekcja Pracy. PIP miałaby być lepiej dofinansowana, a dodatkowo niewykluczone, że zyskałaby prawo do orzekania o istnieniu stosunku pracy.
Warto jednocześnie podkreślić, że stosunek pracy mógłby zostać orzeczony tylko jeśli okazałoby się, że „przedsiębiorca” musi być w miejscu i czasie określonym przez kontrahenta, a dodatkowo ten sprawuje nadzór nad pracą wykonywaną przez samozatrudnionego. W takim wypadku strony powinny podpisać umowę o pracę.