„Atak terrorystyczny” w pabianickiej szkole. Prawie nikt nie wiedział, że to ćwiczenia, co jest skrajnie nieodpowiedzialne

Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (297)
„Atak terrorystyczny” w pabianickiej szkole. Prawie nikt nie wiedział, że to ćwiczenia, co jest skrajnie nieodpowiedzialne

Upozorowany atak terrorystyczny w jednej szkół w Pabianicach był przeprowadzony tak nieodpowiedzialnie, że jedna z osób zemdlała. A mogło być dużo gorzej i kto wie, czy nie będzie, bo u osób nieuprzedzonych o ćwiczeniach mogły się rozwinąć poważne traumy.

Życie Pabianic opublikowało jakiś czas temu informację, że do jednego z zespołów szkół w tym mieście wparowali „terroryści” i zastraszyli kilkanaście osób. Miały to być ćwiczenia, o których nikt nie powiadomił ani uczniów, ani nauczycieli. Wskutek owych ćwiczeń jedna osoba zasłabła, cała reszta pewnie będzie leczyć traumę. Ale po kolei, bo historia to pyszna, szkoda tylko, że nie dla tych, co zostali „zaatakowani”.

Łódzkie kuratorium poprosiło dyrektorkę zespołu szkół, by ta przeprowadziła ćwiczenia. Zatrudniła ona więc grupę emerytowanych policjantów, wcześniej współpracujących w pododdziałach antyterrorystycznych (i działających pod szyldem „Bezpieczna szkoła”). Zadanie mieli stosunkowo proste, doprowadzić do symulacji ataku terrorystów. I zrobili to, uzbrojeni w pistolety hukowe. Strzały usłyszał jeden z pracowników, który powiadomił policję. Policja o całych ćwiczeniach nie wiedziała, dyrektorka poinformowała ich dopiero na miejscu.

Pryncypał szkoły broni się tym, że zostawiła w szkole tylko zdrowych nauczycieli, oraz że wypełniała tylko polecenia. Uznała też, że wcześniej informowała funkcjonariuszy o takich ćwiczeniach, a teraz chyba będzie musiała zrobić to na piśmie.

O ile ten upozorowany atak terrorystyczny nie sprawi, że pani dyrektor wyleci z roboty.

Upozorowany atak terrorystyczny

Rolą dyrektora, jak mówi Ustawa Prawo oświatowe, jest:

Art. 68. 1. Dyrektor szkoły lub placówki w szczególności:

(…)

6) wykonuje zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom i nauczycielom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę lub placówkę;

Ktoś powie: ale przecież dyrektorka to właśnie zrobiła! To były tylko ćwiczenia!

O dobry komentarz pokusił się jeden z komentujących dla Życia Pabianic:

A niby skąd wiedziała, kto jest zdrowy, kto na co choruje i która nauczycielka jest albo nie jest w ciąży? Przecież to absurd! Ta pani nawet nie ma świadomości, jaką krzywdę mogła wyrządzić pracownikom szkoły. Przecież w takim stresie ciężarna nauczycielka mogła poronić, a osoby mające kłopoty z krążeniem mogły przypłacić to życiem…

Co to oznacza? Dyrektor nie wie, czy któryś z jego nauczycieli nie ma wady serca. Dyrektor nie wie, czy któryś z jego nauczycieli nie cierpi na nerwicę lękową. Dyrektor nie wie, w jakim stanie psychofizycznym są jego nauczyciele, może się tego jedynie domyślać. Upozorowany atak terrorystyczny powinien przebiegać pod opieką psychologa oraz lekarza. Dlaczego? Bo u wszystkich uczestników może rozwinąć się teraz… zespół stresu pourazowego. A tego nie można nazwać zapewnieniem bezpieczeństwa w szkole.

„Przecież to nie Wietnam”

Zespół stresu pourazowego wielu z nas może kojarzyć się z tymi żołnierzami, którzy wrócili z Wietnamu i później nie sypiali, wpadali w depresję, nerwicę, lęki, mieli myśli samobójcze. Ale PTSD (angielski skrót) rozwinąć się może u każdej osoby, u której doszło do zagrożenia zdrowia lub życia. Jeśli osoba w tamtym momencie głęboko wierzyła, że jej życie lub zdrowie jest bezpośrednio zagrożone, to jest narażona na ów zespół. To nie jest wprawdzie tak, że ktoś za nami nie przepada i my dostajemy PTSD (spotkałam się z przypadkiem osoby święcie przekonanej o tym, że ma ten zespół, bo ktoś był dla niej niemiły w Internecie) – ale jeśli stworzy się ku temu odpowiednio traumatyczne warunki, nie jest to trudne.

Prawdę mówiąc, dyrektorka nie wzięła pod uwagę paru innych scenariuszy:

  • policja nie wchodzi do niej do gabinetu, tylko wpada do sali i zaczyna strzelać do „terrorystów”,
  • spanikowany nauczyciel wyskakuje oknem,
  • spanikowany nauczyciel atakuje oprawcę pierwszym ostrym przedmiotem, który wpada mu w ręce

Każdy z tych scenariuszy mógł się wydarzyć, jeśli o ten upozorowany atak terrorystyczny chodzi. Dlaczego? Ponieważ, kiedy nasz mózg zaczyna panikować w przypadku zagrożenia życia spowodowanego atakiem, uruchamia procedurę „fight-or-flight” (walcz lub wiej). Rdzeń nadnercza zaczyna wydzielać wtedy katecholaminy: noadrenalinę i adrenalinę. Przysadka mózgowa z kolei zaczyna produkować kortyzol. Mózg jest wtedy zdeterminowany, organizm dostaje drugi łyk energii.

Wiecie, jak zachowuje się szczur zagoniony w kozi róg? To teraz przełóżcie sobie to na człowieka, który waży trochę więcej niż ten przerośnięty gryzoń i ma trochę więcej możliwości robienia krzywdy.

W tym momencie może się stać wszystko, dlatego takie „ćwiczenia” muszą odbywać się pod kontrolą i zawsze po uprzedzeniu osób zaangażowanych.

To jak ćwiczyć?

Tak naprawdę sytuacji kryzysowych na dobre przećwiczyć się nie da. Są „alarmy pożarowe”, podczas których szkoli się uczniów i nauczycieli, jak mają opuszczać klasę w razie zagrożenia. Tyle tylko, że w prawdziwym życiu pewnie wszyscy wpadną w panikę, rzucą co mają pod ręką i pobiegną na wprost. Ale może chociaż kilka osób czegoś się nauczy. Jednak kiedy mózg włącza tryb walcz-lub-wiej (a tak się może dziać, kiedy nasze zdrowie lub życie jest zagrożone), przestajemy słuchać głosu rozsądku i włącza się nam bardzo pierwotny tryb przetrwania.

To nie jest tak, że traumatyczne sytuacje nas hartują, czynią nas silniejszymi. Gdyby tak było, to żołnierze po Wietnamie, twardziele jak mało kto, nie budziliby się w nocy z krzykiem. Traumatyczne sytuacje w dużej większości nas właśnie osłabiają, bo trauma spowodowana zagrożeniem zdrowia lub życia powoduje między innymi lęki i myśli samobójcze. O PTSD nie wspominając.

Żaden dyrektor nie powinien w ten sposób narazić swoich pracowników i nauczyciele mają pełne prawo zgłosić sprawę do samorządu lub kuratorium, gdyż, jak wspomniałam wcześniej, nie zostały spełnione procedury bezpieczeństwa.