Reforma administracyjna z 1999 r. pozostawiła w Polsce całkiem sporo poczucia krzywdy i niesprawiedliwości. Problem w szczególności dotyczy średniej wielkości dawnych miast wojewódzkich. Przykładem mogą być chociażby nieco ponad stutysięczne Płock oraz Włocławek. Nowa partia Roberta Biedronia, Wiosna, sugeruje ostatnio między innymi województwo płocko-włocławskie. Tylko czy to ma w ogóle sens?
Partia Wiosna chce zmieniać podział administracyjny Polski – ten obecny przypomina łudząco początki Polski Ludowej
Obecny podział administracyjny na szesnaście dużych województw sprzyja przede wszystkim dużym aglomeracjom, najczęściej stolicom województw. Stratne z kolei są mniejsze miasta, dla których funduszy z budżetu już niekoniecznie wystarcza. Tak naprawdę w dużej mierze stanowi powrót do podziału z 1946 r. Najbardziej istotną różnicą pomiędzy tamtym a współczesnym jest istnienie obecnie województwa opolskiego i lubuskiego.
Główną zaletą obecnego podziału miał być trójstopniowy samorząd, z powiatami. Jak przed wojną – co, jak wiadomo, w Polsce traktującej z niezrozumiałym sentymentem czasy II Rzeczypospolitej jest bardzo istotnym argumentem. Przykładem podobnego mechanizmu może być chociażby wprowadzenie gimnazjów, które bardzo szybko stały się źródłem wszelkiego zła w polskiej edukacji i zostały niedawno zlikwidowane.
Deglomeracja, czyli przenoszenie wszystkiego co wydaje się ważne z dużych miast do małych
Wadą obowiązującego podziału administracyjnego Polski jest brak równowagi pomiędzy stolicami województw a ich resztą. Pomijane mniejsze miasta borykają się także z problemem odpływu mieszkańców do stolic województw, czasem także i dalej. Jego rozwiązaniem, zdaniem niektórych polityków, miałaby być tzw. „deglomeracja”. Pojęcie to oznacza przeniesienie siedzib najważniejszych instytucji poza stolicę oraz największe miasta. Partia Wiosna widziałaby na przykład, zgodnie z relacją Gazety Wyborczej, przeniesienie do takiego Płocka Najwyższej Izby Kontroli, Urzędu Regulacji Energetyki, czy… Związku Piłki Ręcznej w Polsce.
To jednak nie koniec radykalnych pomysłów działaczy partii Roberta Biedronia. Ich zdaniem, samemu podziałowi administracyjnemu przydałoby się nieco zmian – w bardzo podobnym duchu. Wiosna chętnie przywróciłaby część województw obecnych w podziale z 1975 r. Można się domyślić, że mowa chociażby o popularnym od dłuższego czasu pomyśle powstania województwa środkowopomorskiego. Niektóre koncepcje wydają się być pewną nowością. Przykładem takich nowalijek jest województwo płocko-włocławskie.
Pomiędzy Toruniem i Bydgoszczą a Warszawą i Radomiem: sytuację Włocławka i Płocka trudno nazwać idealną
Trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka, sama koncepcja wygląda rozsądnie. Województwo płocko-włocławskie wpisuje się ładnie w zamysł przywracania znaczenia mniejszym miastom. Zarówno Włocławek, jak i Płock sporo straciły na reformie z 1999 r. Pierwsze miasto jest jedną z ofiar odwiecznej rywalizacji pomiędzy Bydgoszczą i Toruniem. Po podziale łupów pomiędzy dwoma największymi w województwie graczami dla miasta nr trzy, a także Grudziądza, Brodnicy czy Inowrocławia, niewiele zostało.
Samo województwo „kujawsko-pomorskie” wydaje się być kiepskim żartem autorów reformy. Składa się z Kujaw, fragmentu Wielkopolski, Ziemią Chełmińską i Dobrzyńską oraz malutkim fragmentem Pomorza bez jakiegokolwiek istotnego miasta. Nie wspominając nawet o dostępie do morza…
Płock z kolei leży na peryferiach ogromnego województwa mazowieckiego. Nie ma żadnych szans w konkurencji ze stolicą, wydaje się przegrywać także z Radomiem. Obydwa miasta są podobnej wielkości.
Nowe województwo płocko-włocławskie byłoby ekonomicznie bardzo słabe, ludność najpewniej nadal wybierałaby Bydgoszcz, Toruń albo Warszawę
Niestety, województwo płocko-włocławskie jako koncepcja ma również sporo bardzo poważnych wad. Najmniej istotną jest chyba to, że obydwa miasta najbardziej łączy to, że są historycznymi stolicami swoich regionów: Mazowsza i Kujaw. Płock oraz Włocławek to miasta nieco ponad stutysięczne. W obydwu znajdują się spore zakłady przemysłowe. Wizytówkę Płocka stanowi Orlen, w zamierzchłych czasach znany jako „Petrochemia Płock”. Włocławek może pochwalić się przede wszystkim, zauważalnie mniejszymi i będącymi własnością Orlenu, zakładami chemicznymi Anwil. Niestety, to nie jest dużo w skali całego kraju.
Istnieją obecnie stolice województw porównywalnej wielkości: Opole i Gorzów Wielkopolski. Województwo Lubuskie nie stanowi bynajmniej przykładu wzorowej współpracy pomiędzy dwiema stolicami jednego województwa. Opolskie z kolei boryka się z odpływem ludności na Górny i Dolny Śląsk. Nie ma się co dziwić, urbanizacja w Polsce jest nieubłagana. Metropolie przyciągają pracą i lepszymi pensjami, nawet przy wyższych kosztach życia. Jak z dokładnie tymi samymi problemami miałoby sobie poradzić województwo płocko-włocławskie?
Czy województwo płocko-włocławskie połączyłoby w końcu dwa miasta, pomiędzy którymi nie istnieje nawet realne połączenie kolejowe?
Nowe województwo nie zawierałoby innych większych ośrodków miejskich. Co właściwie mogłoby wejść w jego skład? Włocławek i Płock z przyległymi powiatami wiejskimi, z całą pewnością. Najpewniej Aleksandrów Kujawski, Radziejów i Lipno, oraz Sierpc i Gostynin. Do tego teoretycznie dojść mogłyby Rypin oraz Płońsk. Z całą pewnością, również i tutaj zaobserwowalibyśmy postępujący odpływ ludności – do Torunia, Bydgoszczy, Poznania, Trójmiasta czy Warszawy. Co więcej, bardzo prawdopodobny jest scenariusz, w którym to Płock i Włocławek, wzorem Bydgoszczy i Torunia, oraz Gorzowa i Zielonej Góry, rywalizowałyby ze sobą o „prestiż”, czy pieniądze z budżetu państwa.
Kolejnym problemem stojącym przed nowym tworem na mapie administracyjnym kraju, byłyby problemy bardziej przyziemne. Mowa o logistyce. Transport zbiorowy pomiędzy Włocławkiem a Płockiem jest, delikatnie mówiąc, niezbyt wygodny. O ile dojazd własnym autem nie stanowi większego problemu, o tyle połączenia kolejowe między miastami właściwie nie istnieją. Co jest o tyle zaskakujące, że dojazd pociągiem z Włocławka do Warszawy nie jest najmniejszym problemem – z tym, że odbywa się on przez Łódź. Transport autobusowy jest raptem niewiele lepszy.
Z reform 1999 r. wciąż trzyma się jeszcze podział administracyjny, pozostałe zostały anulowane albo rozmontowane
Czy propozycję działaczy Wiosny należy traktować poważnie? Nie wydaje mi się. Cały pomysł „deglomeracji” sprowadza się tak naprawdę do zyskania poklasku, i głosów, poza głównymi aglomeracjami. Wszystko wygląda ładnie, dopóki ktoś faktycznie nie próbuje takich pomysłów realizować. Wtedy pojawia się taki centralny port komunikacyjny po środku niczego, czy stające się memem lotnisko w Radomiu. Także koncepcja podwójnej stolicy województwa, mająca w teorii pogodzić interesy i aspiracje tradycyjnie nieprzychylnych sobie konkretnych miast, okazała się porażką.
Wydaje się jednak, że tego typu pomysły będą co jakiś czas odżywać w debacie publicznej. Trzeba przyznać, że wszystkie cztery wielkie reformy z czasów rządów Jerzego Buzka nie spełniły, najdelikatniej rzecz ujmując, oczekiwań społeczeństwa. O Kasach Chorych już dawno zdążyliśmy zapomnieć. Otwartym Funduszom Emerytalnym przetrącono w kolejnych reformach tej dekady kręgosłupy. Na placu boju ostał się tylko aktualny podział administracyjny. Pytanie brzmi: jak długo?