Coraz więcej maturzystów korzysta z prawa do wglądu swoich arkuszy maturalnych. I okazuje się, że słusznie, bo część z nich faktycznie mogła mieć zaniżone wyniki matur. Tak było w przypadku 74 osób – i to tylko w samym łódzkim. 12 osób dzięki wglądom… zdało maturę. Z jednej strony cieszy, że OKE coraz poważniej podchodzi do kwestii weryfikacji wyników, jeśli jest ku temu podstawa. Z drugiej – można zacząć się zastanawiać, jaka jest faktyczna skala pomyłek.
Część maturzystów nie dostaje się na wymarzone uczelnie nie z własnej winy. Chodzi o zaniżone wyniki matur
O tym, jaki jest faktyczny wpływ wyników egzaminów maturalnych na dalszą przyszłość danej osoby, można długo dyskutować. Nie zmienia to jednak faktu, że w wielu przypadkach tylko wysoki wynik z matur umożliwia dostanie się na oblegane kierunki z wysokimi progami przyjęć. Co jednak, jeśli maturzysta napisał egzaminy wystarczająco dobrze, ale ktoś popełnił błąd?
Teoretycznie maturzyści mają możliwość wglądu swoich prac. Jeśli maturzysta dojdzie do wniosku, że współpracownik OKE błędnie ocenił jego egzamin, może wnioskować o weryfikację sumy punktów. Okazuje się, że jest o co walczyć – w tym roku tylko w samym łódzkim podniesiono dzięki temu punktację w przypadku 74 osób. Co jeszcze istotniejsze… 12 osób dzięki temu w ogóle zaliczyło maturę.
Zazwyczaj pomyłki nie są zbyt duże – najczęściej chodzi o 1-3 punkty. Tyle tylko, że dla wielu maturzystów każdy taki błąd jest niezwykle kosztowny. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy startują na kierunki medyczne – na nich konkurencja jest tak duża, że często o dostaniu się decydują minimalne różnice. Tym samym jeden punkt więcej tylko z jednego egzaminu może decydować np. o tym, czy ktoś dostał się na medycynę. Zaniżone wyniki matur mogą odroczyć taką możliwość o rok – lub już na zawsze.
Pomyłek nie da się całkowicie wyeliminować. Pytanie tylko, jaka jest ich rzeczywista skala
Z jednej strony, tak jak wspomniałam, procedura wglądu, a następnie możliwość weryfikacji punktów, staje się coraz „popularniejsza” i maturzyści chętnie korzystają ze swoich praw. Jeszcze do niedawna nie było to takie oczywiste, bo wśród uczniów (i ich rodziców zresztą też) panowało przekonanie, że nawet w przypadku, gdy współpracownik OKE faktycznie się pomylił, weryfikacja nic nie da. Z drugiej strony – zaczyna zastanawiać skala pomyłek. W samym województwie łódzkim o wgląd do pracy poprosiło 851 maturzystów. 259 z nich wniosło o weryfikację punktacji. W przypadku 74 punktacja została podniesiona. Czyli prawie w 9 proc. przypadków (licząc od liczby maturzystów proszących o wgląd) jednak coś się nie zgadzało. A to już całkiem wysoki odsetek.
A przecież można zastanawiać się też, jak wygląda sytuacja w innych województwach. I ilu maturzystów, którzy nie poprosili o wgląd do swoich arkuszy egzaminacyjnych, również zostało poszkodowanych. Pomyłek oczywiście nie da się wyeliminować, jednak pytanie brzmi, czy skala błędów nie jest jednak zbyt duża. Dodatkowo należałoby się zastanowić nad tym, co zrobić, by ryzyko pomyłek współpracowników OKE zminimalizować.
Teoretycznie ambitny maturzysta, który nie dostał się na wymarzoną uczelnię nawet nie z własnej winy, może za rok ponownie podejść do egzaminu i spróbować go poprawić. Co jednak, jeśli w dniu egzaminu jego dyspozycja będzie znacznie gorsza, a przecież – gdyby nie błąd – mógłby właśnie przygotowywać się do sesji letniej? To problem, któremu Ministerstwo Edukacji Naukowej z pewnością powinno się przyjrzeć. Gorzej, że coś podpowiada mi, że wcale tego nie zrobi.