Kolejny już raz w ostatnich tygodniach polski internet pokłócił się na temat wypadku drogowego. Strasznie mnie denerwują tego typu dyskusje, bo nawet pomijając oczywistych dzbanów, rozsądni ludzie też nieco zapędzają się w swojej argumentacji.
Może dla higieny dyskusji od razu ustalmy, że nawet nie ma co rozmawiać o ludziach używających argumentów – ujmijmy to zbiorczo – „nowej ery”. Nie da się szukać odcieni szarości w sytuacjach, gdy ktoś jadąc na przykład w terenie zabudowanym 130 km/h przejeżdża na pasach dziecko. Nie da się szukać odcieni szarości, gdy naćpany kierowca zabija dwójkę niewinnych ludzi. Bo i obrońcy takich scenariuszy się w sieci trafiają. „Nie bronię kierowcy, ale (…)”. A potem pada lawina idiotycznych argumentów, o tym, że dzieci chodzą po ulicy bez rodziców, że stawia się za dużo przejść dla pieszych lub ktoś miał stary samochód bez poduszek powietrznych i są to trumny na kółkach. No przecież to widać od mniej więcej piątego wyrazu każdego zdania, że piewcy takich argumentów mają po prostu nie po kolei w głowie.
Ale mamy w Polsce bardzo poważny problem w dyskusji o bezpieczeństwie ruchu drogowego
Inspiracją dla mojego felietonu jest to zdarzenie, które podzieliło internautów. Proszę jednak nie przekładać go jeden do jednego na to, co napiszę potem, bo tu sytuacja jest – cóż – dość ewidentna.
Pieszy z obrażeniami głowy i ręki przewieziony został do szpitala. Policjanci zatrzymali 47-latkowi prawo jazdy, a sprawa znajdzie swój finał w sądzie. Katowice. pic.twitter.com/KOKoVHZj6m
— bandyta z kamerką (@BandytaZKamerka) January 18, 2023
Moim zdaniem nie ma się co sprzeczać co do oceny sytuacji. Oczywista wina kierowcy. Tyle tylko, że na ustaleniu winy się nie kończy.
Prowadzenie samochodu jest sztuką manualną, wiąże się też z koncentracją i umiejętnością obserwowania tego, co się dzieje dookoła. I tak jak gorzej coś widać w deszczu, gdy idziemy na piechotę, tak gorzej też widać w samochodzie. Czy dla kierowcy samochodu są to okoliczności łagodzące? Nie, wina jest dalej po jego stronie.
Bardzo jednak nie spodobał mi się lincz, którego próbowali dokonywać internauci. Bo choć wina i odpowiedzialność jest tu bez dyskusji, to na filmie widzimy tak naprawdę tragedię kilku osób – przede wszystkim pieszego, on miał tutaj najgorzej. Ale takie zdarzenie to też przecież w pewnym sensie tragedia kierowcy, który zrobił coś okropnego, choć z dużą dozą prawdopodobieństwa tego nie chciał. Czekają go z tego tytułu konsekwencje prawne, finansowe, ale przede wszystkim moralne. Stres, wyrzuty sumienia, być może jakiś typ traumy. To był tylko facet, który prawdopodobnie chciał dojechać z żoną do domu. Coś tam mu na moment nie zadziałało w głowie, nie zauważył, rozkojarzył się i doszło do tragedii.
Lewica psuje nam dyskusję o ruchu drogowym w Polsce
Osoby o poglądach prawicowych potrafią być naprawdę okropnymi ludźmi. Z powodu swoich uprzedzeń są w stanie popierać zbrodnie na Ukrainie albo zniszczyć życie facetowi, który po prostu zakochał się w innym mężczyźnie.
Ale lewicowcy też potrafią być okropni, tylko w innych obszarach. Tak naprawdę odwieczny spór pomiędzy lewicą i prawicą w Polsce sprowadza się do tego, w jakiej dziedzinie życia będzie manifestowany egoizm i brak empatii. I z przerażeniem obserwuję tę zerojedynkowość polskiej lewicy w dyskusjach o ruchu drogowym, powszechną nienawiść do samochodów, która znajduje ujście nawet w dyskusjach o takich sytuacjach jak wczoraj. To też nasza narodowa cecha ponad podziałami, że w sumie czasem wystarczy jeden medialny incydent, by od razu próbować wywracać do góry nogami świat, który nawet sprawnie działa od lat.
Oczywistą oczywistością jest to, że to kierowcy samochodów mają na swoich barkach największą odpowiedzialność, ale przecież nie wyłączną. Kiedy pieszy nierozważnie wpadnie na drogę, a samochód spróbuje go gwałtownie ominąć, może dojść do spowodowania karambolu obfitującego w znacznie większą liczbę ofiar. Rowerzysta przeciskający się wśród samochód bazując nie na prawie ruchu drogowego, ale na prawie rowerowej natury stwarza ogromne zagrożenie, nie tylko dla samego siebie, ale i dla otoczenia.
Święte krowy na drodze to nie tylko kierowcy
Dlatego uważam, że polityka „świętych krów” wymierzona w kierowców samochodów (spośród których spora grupa jest baranami, co jako pierwsi powiedzą zresztą inni kierowcy) jest szkodliwa dla ogółu społeczeństwa. Wszyscy jesteśmy uczestnikami ruchu drogowego i na wszystkich powinna ciążyć odpowiedzialność. I to odpowiedzialność rozumiana nie tylko w postaci ponoszenia konsekwencji, ale przede wszystkim starania się, by ruch drogowy przebiegał w sposób płynny, bezpieczny i komfortowy dla wszystkich jego uczestników. A tutaj jest różnie.
Piesi, rowerzyści czy ludzie na hulajnogach niestety często nie znają zasad uczestnictwa w ruchu drogowym, a także ewidentnie nie potrafią empatyzować z kierującymi innymi pojazdami. Wielu komentujących wczorajsze znaczenie nie rozumie na przykład co oznacza prowadzenie samochodu w deszczu. To nie jest tak, jak próbują przedstawiać to zaangażowani lewicowcy, że paniska w swoich Matizach wiozą się przez życie. Komunikacja własnym samochodem w dużym mieście też jest pewnego rodzaju wyzwaniem, stresem i nie odbywa się automatycznie. My też za tą kierownicą często musimy się solidnie napocić, żeby na przykład nikomu nie zrobić krzywdy na drodze, a mam wrażenie, że dla lewicowców dokonujemy procesu bezproblemowej teleportacji. To jeszcze nie to stulecie. Natomiast jazda samochodem czasem jest też koniecznością i wmawianie ludziom, że wszystko da się obskoczyć tramwajem, jest jedynie życzeniowym zakłamywaniem rzeczywistości. Ale nie chciałbym tutaj otwierać już kolejnego wątku, bo to temat na osobną dyskusję, choć osobiście czuję jednak trochę niesmak, że w ogóle trzeba w dyskusji z lewicowcami bronić prawa do posiadania samochodu.
Jedną z fundamentalnych zasad ruchu drogowego jest zasada ograniczonego zaufania. I moja konkubina potwierdzi, że zawsze pomstuję na ludzi wbiegających na przejście dla pieszych bez rozejrzenia się czy nic nie jedzie. Bo oczywiście ja już dawno stoję cierpliwie czekając na pieszych, ale zawsze sobie myślę – a co by było, gdyby w tym miejscu był inny kierowca, który z różnych powodów nie planowałby się zatrzymywać (na przykład dlatego, że jest po prostu głupi, a takich i na asfalcie, i na chodniku nie brakuje).
Moralne zwycięstwo zza grobu to kiepska satysfakcja
Zasada ograniczonego zaufania akurat w sprawie przedmiotowego filmu na wiele by się nie zdała. Ale w wielu sytuacjach na filmach, które dzieliły Polaków w ostatnich miesiącach – już tak. Ja też, czy to na piechotę, czy jadąc samochodem, wielokrotnie – nawet mając pierwszeństwo – upewniam się, czy aby na pewno mogę drugiemu uczestnikowi ruchu drogowego zaufać. Czy nagle nie wpadnie mi na maskę na środku jezdni, czy nagle nie postanowi zmienić pasa, czy nie znalazłem się w jego martwym punkcie. Bo co z tego, że miałem rację. Napiszą mi na grobie „miał pierwszeństwo”?
I tutaj mój apel do lewicowców, ruchów miejskich czy aktywistów ruchu drogowego. Piętnujcie złych kierowców. Sam kupiłem sobie niedawno kamerkę, by takich patusów dokumentować. Składajcie na nich zawiadomienia, wyrywajcie chwasty z polskich ulic.
Ale na Boga, błagam, przestańcie budować mit wyłącznej odpowiedzialności kierowcy za bezpieczeństwo ruchu drogowego. Przestańcie hodować pokolenie świętych krów na drogach, które zachowanie się w sposób zgodny z przepisami zwalnia z ostrożności oraz myślenia za innych. To bardzo zły sposób w wyniku którego ludzie będą tracić życia. Będą mieli rację, ale nie będą mieli okazji się nią nacieszyć.