Rządzący wymyślili sobie nowe narzędzie o nazwie „Zintegrowana Platforma Analityczna”, do którego trafią informacje o ogromnej liczbie obywateli. Zajmować się tym będzie Państwowy Instytut Ekonomiczny, któremu dane posłużą między innymi do tworzenia analiz dla rządu. Czy mi to samo w sobie przeszkadza? Ależ skąd. Gdybym tylko miał choćby odrobinę zaufania do rządu własnego państwa!
Zintegrowana Platforma Analityczna sama w sobie nie jest niczym złym
„Rzeczpospolita” poinformowała w środę o oczekującym w sejmie rządowym projekcie ustawy, które wykreuje nam nowe narzędzie masowego przetwarzania danych obywateli. Zintegrowana Platforma Analityczna, bo o niej mowa, ma znaleźć się w dyspozycji Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Posłuży do przygotowania szczegółowych analiz dla rządu. PIE ma uzyskać dostęp do baz danych aż 18 instytucji. W grę wchodzą nie tylko oczywistości w rodzaju numerów PESEL, ale nawet wyniki egzaminu ósmoklasisty, czy – o zgrozo – przyczyny ustania małżeństwa. Do tego dochodzą na przykład dane gromadzone przez organy podatkowe.
Zintegrowana Platforma Analityczna ma pozyskiwać dane, które będą zanonimizowane. Dyrektor PIE Paweł Śliwowski przekonuje, że będą one całkowicie bezpieczne, więc absolutnie nie ma się czego obawiać.
Nie będziemy gromadzili ani trzymali na serwerach PIE żadnych danych z instytucji publicznych. Od kilku lat powstaje w projekcie europejskim środowisko chmurowe, które umożliwi stworzenie anonimowej bazy danych na potrzeby konkretnej analizy, o jaką poprosi upoważniona instytucja, a Rada Polityk Publicznych zatwierdzi ten wniosek.
Rada Polityk Publicznych to nowy organ, który ma czuwać właśnie nad bezpieczeństwem danych przekazywanych przez Zintegrowaną Platformę Analityczną. W skład nowego organu mają wejść nawet przedstawiciele organizacji pozarządowych. Już teraz jednak pojawiają się pewne problemy. Przede wszystkim: poprzednie podejście do tematu rozbiło się o potencjalną niezgodność z Konstytucją i przepisami RODO. Do tego dochodzi obawa o koncentrację takiej ilości danych w jednym miejscu. Teoretycznie bezpieczniejsze wydaje się większa liczba rozproszonych baz danych.
Najważniejszy wydaje mi się jednak trzeci argument. Maciej Berek, radca prawny, główny legislator Pracodawców RR, zauważył, że w ostatnich latach państwo nadużywało nowoczesnych narzędzi informatycznych. Mowa oczywiście o wykorzystywaniu przez rząd programu inwigilacyjnego Pegasus wobec przeciwników politycznych bez żadnego racjonalnego powodu. Wydaje się, że to właśnie tutaj jest przysłowiowy pies pogrzebany.
Postawmy sobie sprawę jasno: rząd do sprawnego działania potrzebuje analiz, a te powstają na podstawie danych
Zintegrowana Platforma Analityczna sama w sobie mnie za specjalnie ani grzeje, ani ziębi. Zdaję sobie w końcu sprawę z tego, że różnego rodzaju organy naszego państwa dysponują ogromem danych obywateli. Nie mam z tym żadnego problemu, bo wiem, że jest to nie tylko niezbędne do funkcjonowania wspomnianego państwa, ale też często po prostu ułatwia mi życie. Pamiętam w końcu, jak to wszystko działało, zanim Polska wzięła się na poważnie za cyfryzację administracji. Rozumiem także to, że rządowi do sprawnego rządzenia potrzebne są wiarygodne analizy, do zbudowania których niezbędne są dane.
Jest tylko jeden drobny problem: nasze państwo daje nam wszelkie możliwe powody, żebyśmy mu za nic nie ufali. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko PIE, czy nawet tej nieszczęsnej Radzie Polityk Publicznych. Problemem jest rząd, czy raczej politycy, którzy go tworzą. Inwigilacja programem Pegasus to właściwie wierzchołek góry lodowej niecnych intencji, niekompetencji i nadużycia zaufania ze strony polskich władz. Pozwolę sobie wymienić tylko niektóre z nich.
Rządzą nami osoby, które używają niezabezpieczonych prywatnych kont mailowych do załatwiania spraw wagi państwowo-partyjnej. Wiemy to dlatego, że ktoś im się na te maile włamał i teraz regularnie je upublicznia. Mogą to być nasi wrogowie z Rosji albo Białorusi. Równie dobrze mogą to być wywiady nieco bardziej przyjaznych państw w rodzaju Niemiec, Izraela, czy USA, które taż mają swoje interesy nad Wisłą. Tak naprawdę nie wiemy, bo władza udaje, że nie ma problemu.
Ta sama władza nie tak dawno ustanowiła rejestr ciąż, po wysadzeniu w powietrze kompromisu aborcyjnego w imię chęci przypodobania się grupce fanatyków oraz Kościołowi. Nie twierdzę, że trwały spadek poparcie o jakieś 10 punktów procentowych nie zabolał ich bardziej. Sam kontekst sprawy budzi jednak podejrzliwość tym bardziej że widzimy gorliwość, z jaką państwo zajmuje się teraz aborcją.
Problem w całym przedsięwzięciu jest taki, że nie mamy najmniejszego powodu, by choć trochę ufać rządowi i politykom
Władza ma na sumieniu między innymi rozpętanie regularnej nagonki przeciwko części własnej obywateli za pośrednictwem propagandy państwowych mediów. Dzisiaj te media zajmują się głównie odmienianiem przez wszystkie możliwe przypadki słowa „Niemcy” i „Tusk”, ale jeszcze nie tak dawno temu otrzymywały podejrzanie szybko informacje z toczących się „politycznych” śledztw.
Nawet nie chce mi się poruszać tematu dysponowania pieniędzmi obywateli i państwowym mieniem. Tutaj przykłady można by mnożyć. Najświeższy stanowi zakup przez państwową firmę miecza, który albo stanowi falsyfikat, albo replikę, albo akt niekoniecznie legalnego handlu zabytkami. Zainteresowani mogą sobie wybrać najbardziej odpowiadającą im wersję wypadków. O sukcesywnym rozmontowywaniu mechanizmów kontrolnych w państwie, w tym przede wszystkim Trybunału Konstytucyjnego, można by właściwie napisać całe opasłe tomiszcza przytyków.
Żeby nie było: alternatywy na scenie politycznej też nie budzą jakiegoś przesadnego zaufania. Poszczególnym partiom można zarzucić nieumiejętność określenia się, troskę wyłącznie o partykularny partyjny interes, oderwanie od rzeczywistości zwykłego Polaka, czy daleko posunięty nepotyzm i wciskanie własnym wyborcom każdego możliwego kitu, byle tylko zyskać lepszy wynik sondażowy.
Wniosek nasuwa się sam: typowy obywatel najprawdopodobniej nie powierzyłby swoim konstytucyjnym przedstawicielom nawet garści orzechów. Złośliwi zasugerowaliby pewnie, że politycy zaraz by je zjedli, zepsuli, zmarnowali albo rozkradli. Dziwić się więc, że Zintegrowana Platforma Analityczna nie budzi większego entuzjazmu? Dane są w końcu dużo poważniejszą sprawą niż jakieś tam orzechy. Sama platforma ma tu znaczenie naprawdę drugorzędne.