To, że obecna władza zamierza mocno zreformować wymiar sprawiedliwości, nie jest żadną tajemnicą. Tego, że sądownictwo reformy wymaga, chyba nikt nie kwestionuje. Ale dlaczego Minister Sprawiedliwości chce wprowadzić domniemanie bezprawności (prawie) wszystkich wyroków sądowych – to ja tego już nie rozumiem.
Ale o co właściwie chodzi? 1 lutego Ministerstwo Sprawiedliwości ustami wiceministra Łukasza Plebiaka przedstawiło zamierzenia nowelizacji prawa dotyczącego przedawnienia roszczeń. Jak usłyszeliśmy:
Wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom opinii publicznej. Rozwiązujemy problem związany z tym, że ludzie nie wiedzą, co to jest przedawnienie. Nie wiedzą, jak należy bronić się przed wierzycielem, który dochodzi przedawnionego roszczenia. Stąd bierze się wiele tragedii ludzkich.
Przedawnienie roszczeń badane z urzędu
Idea słuszna, a i na pierwszy rzut oka wydaje się, że zaproponowane zmiany są sensowne. Przede wszystkim nastąpi zmiana (a może: powrót do starych koncepcji) sposobu korzystania z przedawnienia. Obecnie, jak pisaliśmy:
aby skorzystać z instytucji przedawnienia – i tym samym uchylić się od konieczności płacenia zaległego zobowiązania – dłużnik musi w toku postępowania sądowego podnieść zarzut przedawnienia. W konsekwencji, to na pozwanym (dłużniku) spoczywa obowiązek udowodnienia, że przedawnienie nastąpiło.
Tymczasem plany Ministerstwa polegają na tym, aby to sąd obowiązkowo badał, czy roszczenie nie jest przedawnione. Uniemożliwi to (przynajmniej teoretycznie) występowanie do sądu przez wierzyciela mimo oczywistego przekroczenia terminu przedawnienia roszczenia, np. z tytułu niezapłaconej faktury czy choćby mandatu za przejazd bez biletu. Co więcej, jeśli sąd orzeknie o obowiązku zapłaty, wówczas takie roszczenie przedawni się już po trzech (zamiast obecnych dziesięciu) latach od wydania orzeczenia.
Z drugiej strony nakłada to nowe obowiązki na sędziów, co może spowolnić postępowania sądowe; ale przecież sędziowie mają być szybcy i wściekli skuteczni, więc może nie będzie tak źle.
I wszystko byłoby super: dłużnicy odetchną, że nie będą ich latami męczyć firmy windykacyjne; firmy windykacyjne odetchną, bo po prostu stracą źródło zarobku, więc będą mogły zredukować zatrudnienie i zmienić profil działalności; komornicy odetchną, bo nie będą słyszeli od dłużników „panie dobrodzieju, ja tego długu to nawet nie pamiętam, to było dwadzieścia lat temu i na pewno to spłaciłem poza tym!”. Byłoby super, gdyby nie druga, wielka zmiana, jaką zaprezentowało Ministerstwo, które można określić jako
domniemanie bezprawności wszystkich wyroków sądowych
Jak czytamy w komunikacie prasowym:
Projekt przewiduje też zmiany w Kodeksie postępowania cywilnego, które dotyczą egzekucji komorniczej z rachunku bankowego. (…) Obecnie banki są zobowiązane do bezzwłocznego przekazania zajętej kwoty komornikowi, co uniemożliwia podjęcie przez dłużnika obrony, nawet jeśli zajęcie jest bezzasadne, bo dług został uregulowany lub roszczenie jest przedawnione. Zgodnie z projektem, posiadacz rachunku zostanie niezwłocznie powiadomiony przez bank o zajęciu rachunku. Kwota, którą zajął komornik, nie trafi jednak na konto komornika wcześniej niż po upływie 14 dni.
Termin ma umożliwić dłużnikowi np. wytoczenie powództwa o pozbawienie tytułu wykonawczego wykonalności. Ale ja z takim rozwiązaniem mam wielki problem. Aby komornik wszczął egzekucję, wierzyciel musi (co do zasady) złożyć tytuł wykonawczy – prawomocne orzeczenie (wyrok, nakaz zapłaty etc.) nakazujące dłużnikowi zapłatę określonej kwoty. Czasami co prawda zdarza się, że w toku postępowania komorniczego okazuje się, że ww. tytuł był wydany bezzasadnie lub przedwcześnie, bo np. nie był prawidłowo dłużnikowi doręczony (co uniemożliwiło mu podjęcie obrony).
Prawo w takich sytuacjach przewiduje stosowne środki obrony swoich praw przez dłużnika, znacząco rozbudowane w ostatnich latach. Co więcej, kosztami takiego bezpodstawnego postępowania egzekucyjnego komornik musi obciążyć nierzetelnego wierzyciela. Takie sytuacje to jednak rzadkość. Jedynie niewielka część postępowań egzekucyjnych (a tych w 2016 r. było ponad 4 miliony) kończyła się w taki sposób.
Tymczasem, wg Ministerstwa KAŻDE zajęcie rachunku bankowego będzie czasowo wstrzymywane na okres 14 dni. Nietrudno w tej sytuacji uznać, że w ocenie rządu KAŻDE orzeczenie sądowe będące podstawą działań komornika będzie nosiło znamiona bezprawności. Burzy to dotychczasowe normy, które działały wprost przeciwnie: zakładały, że sąd wszechstronnie rozpoznał sprawę, wydał sprawiedliwe orzeczenie, które w prawidłowy sposób zostało doręczone stronom postępowania sądowego.
Teraz każdy wierzyciel, który zgłosi się do komornika po odzyskanie należnych mu środków, będzie musiał czekać o dłużej na odzyskanie swoich pieniędzy (przynajmniej wówczas, gdy organ egzekucyjny dokona zajęcia rachunku i zabezpieczy znajdujące się tam środki). Pokrzywdzony będzie tym również dłużnik, który przecież jest z reguły zobowiązany do zapłaty odsetek, które przecież będą biegły aż do momentu, gdy bank przeleje środki do komornika.
Ucieszą się przede wszystkim cwaniacy, którzy, wykorzystując mnóstwo luk w coraz bardziej dziurawym, polskim prawie, będą grać wierzycielom i komornikom na nosie.
Pytanie, czy właśnie o taką formę „budowanie autorytetu wymiaru sprawiedliwości” chodzi Ministerstwu Sprawiedliwości?