Praca w banku kiedyś była zajęciem prestiżowym. Doradca finansowy cechował się wykształceniem, kulturą, wysokim poważaniem wśród innych zawodów i w ogóle kto pracował w banku był super turbo gościem. Czy tak jest teraz?
Kiedyś to było…
Bank był miejscem bezpiecznym, ludzie ufali bankom i pracownikom na słowo. Nie było też tak szerokiej oferty banków, oferty produktów i całej gamy usług do wyboru. Kiedyś szło się do Pani Krysi z okienka i załatwiało się u niej wszystko. I wpłatę i wypłatę i pożyczkę i lokatę i dowiedziało się co zrobiła Iksińska z bloku obok. Pracę w banku było trudniej dostać, uważana była za taki lepszy etat i stanowisko godne pozazdroszczenia. Podczas gdy więcej osób pracowało fizycznie, Pan czy Pani z banku budziła powszechny szacunek. Coś jak kiedyś nauczyciel – miał autorytet. Doradca finansowy również miał poważanie wśród ludzi i jego słowo coś znaczyło. Jego zadaniem była obsługa klientów i profesjonalne doradztwo w wyborze usługi i pomoc w zawarciu transakcji. Za to dostawał pensję.
Dla doradcy byłeś klientem, człowiekiem, a teraz? Liczbą „to do” w excelu
Skoro wszystko się rozwija, to i bank, a razem z nim pracownicy. Niestety idzie to w zła stronę. Teraz też jest stanowisko doradcy. Z tym, że terminologia jakby się zmieniła i hierarchia wartości przestawiła do góry nogami. Oprócz jakże profesjonalnego doradztwa pracownik banku musi przede wszystkim zarobić na swoją pensję. Jak to mówią trenerzy („kołcze”) w swoim korpo. Czyli uświadamiają Cię, że no jak na siebie nie zarobisz to długo to nie popracujesz. Sprzedaż obecnie jest na 1 miejscu. Jasne, że coraz częściej powstają zespoły i całe działy zajmujące się poprawa jakości obsługi itd. Pracownicy są z tego rozliczani, są również departamenty w banku, które kontrolują etykę sprzedaży i zgodność postępowania z procedurami. Ale i tak najważniejsza jest sprzedaż. To ona utrzymuje cały bank. To pracownik oddziału musi sprzedać, by reszta mogła go kontrolować, pouczać i szkolić. Bez sprzedaży bank by nie istniał.
Praca jako doradca finansowy jest teraz niedoceniana
Dzieje się tak, bo doradcą w banku może zostać osoba z ulicy. Przykładem tego jest Alior Bank, który otwierał placówki Alior Bank Express. Placówki te miały być w mniejszych miejscowościach i miały trochę ograniczone pole działania niż zwykłe oddziały, które nie miały słowa ”Express” w swojej nazwie. Alior zatrudniał do nich wszystkich: i z doświadczeniem i bez, i tych po studiach i w trakcie, i młodych i starych. Nie musiałeś mieć wiedzy bankowej, skierowali cię na szkolenie i zrobili z ciebie bankowca. Płaca podstawowa była niska, często najniższa krajowa. Resztę trzeba było zarobić z prowizji od sprzedaży. Teraz etatów jako doradca w banku jest mnóstwo i nie są to wyśrubowane kryteria. Oprócz oczywiście doradztwa pracownicy coraz bardziej są postrzegani jako sprzedawcy. Nie dziwi to nikogo, ponieważ mają oni narzucony odgórnie plan sprzedaży. Często są to bardzo wysokie plany, a brak ich realizacji skutkuje nawet zwolnieniem z pracy.
Powiedz mi ile sprzedałeś, a powiem Ci kim jesteś
Przykładowo doradca finansowy ma sprzedaż 100000zł funduszy inwestycyjnych, a klienci którzy przynoszą pieniądze do banku chcą zakładać lokaty. Teraz doradca staje na głowie by sprzedać komuś te fundusze, bo musi zrobić plan. Najpierw proponuje rozwiązanie finansowe, które ma w planie lub to lepiej płatne. Szerokim echem odbiła się sprawa polisolokat w Getin Noble Banku, które bankowcy sprzedawali jako lokaty półroczne. Wyobrazić sobie można jak bardzo pracownicy przyciśnięci byli do muru, by uciec się do takich środków. Nie wszyscy oczywiście i nie zawsze, ale skoro były to działania masowe, to można się domyślać, że „ryba psuje się od głowy”. Na firmowych skrzynkach pocztowych trenerzy i dyrektorzy sprzedaży rozkręcają tzw. „wichury” lub „chwalimy się”, gdzie jak ktoś coś sprzeda to wysyła maila do innych oddziałów ze swojego regionu + do szefa o treści np. „sprzedałem 50 tysięcy gotówki + 1 ROR”. Sami się tym nakręcamy, żeby zrobić więcej i być lepszym.
Praca jako doradca finansowy dalej jest atrakcyjnym stanowiskiem. To czy jest doradcą czy sprzedawca w głównej mierze zależy od sumienia tego pracownika oraz od narzuconych reguł i systemu panujących w danym banku. Nie można wrzucać wszystkich do jednego wora, ale z doświadczenia wiem jak to wygląda „od kuchni”. Może jednak są jeszcze banki gdzie nie jest ważna sprzedaż i nie musisz na koniec dnia wypełniać tabelek w excelu ile dziś sprzedałeś i ile zrobisz do końca miesiąca? Może są. Mam nadzieję, że są.