A więc znowu ci źli Niemcy! Tym razem czają się na nasze schabowe, kiełbasy i mielone. Koszmar pisowców spełnia się, albowiem Lidl ograniczy sprzedaż mięsa. Sieć dyskontów ma ambitny plan wzbogacenia asortymentu produktów wegetariańskich kosztem kurczaków, wieprzowiny czy wołowiny. I PiS nic na to nie poradzi.
Lidl ograniczy sprzedaż mięsa
To już trzeci „mięsny” tekst jaki piszę dla Bezprawnika w przeciągu ostatniego tygodnia. Skupiam się głównie na tym, by pokazać jak absurdalne oskarżenia rządzący rzucają wobec Rafała Trzaskowskiego czy szerzej mówiąc opozycji. Bo atakujący co chwila z telewizji rządowej rzekomy zakaz jedzenia mięsa został wyssany z zatłuszczonego palca pisowców, tak ochoczo robiących sobie ostatnio zdjęcia nad drogimi stekami i żeberkami (przy okazji pokazując Polakom: tak stołują się rządzący). Żadnego zakazu nie będzie, a już tym bardziej nie wprowadzą go władze Warszawy. Ale równocześnie na świecie dzieją się procesy, których ani Kaczyński, ani żaden inny polityk, nie potrafią zatrzymać. Na globalne ocieplenie reaguje bowiem rynek. I to on sprawi, że nasza dieta po prostu musi się zmienić.
Oto sieć sklepów spożywczych Lidl, niemiecka, ale niezwykle popularna również w Polsce, ma w planach ograniczenie ilości mięsa, które będzie można dostać w ich marketach. Sieć realizuje swój plan, który zakłada że w 2025 roku znacznie zwiększy się asortyment produktów pochodzenia roślinnego, a nie zwierzęcego. Bo – jak mówił w styczniu podczas berlińskiego „zielonego tygodnia” Christoph Graf, szef Lidla do spraw zakupów – nie ma innej alternatywy. Zasobami żywnościowymi trzeba zarządzać inaczej niż do tej pory, to po pierwsze. A po drugie: masowa produkcja mięsa jest odpowiedzialna za znaczną część emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Mamy więc do czynienia z procesem stopniowego ograniczania popytu, który dzieje się w globalnym biznesie. Nie, mięso nie zniknie ze sklepowych półek. Ale w przyszłości będzie go mniej i będzie droższe. Zresztą już dziś, również dzięki rządom PiSu, wielu Polaków nie stać na jego regularne jedzenie (nie dotyczy: tłustych kotów z partii rządzącej, rzecz jasna).
Mięsna walka PiSu z wiatrakami
A zatem, Polaku, to nie Trzaskowski zabierze ci kotleta. Zrobi to Niemiec z Lidla, Portugalczyk z Biedronki czy Francuz z Intermarche. A PiS będzie się temu tylko biernie przyglądał, rozkładał ręce, jednocześnie dzierżąc w nich szabelkę do wymachiwania. To pokazuje jak absurdalny jest rozkręcony przez niego w ubiegłym tygodniu polityczny spin. A stanie się on jeszcze bardziej absurdalny jutro, bo – przypomnijmy – już w tę środę zakaz jedzenia mięsa w całej Polsce. Wszak zaczyna się Wielki Post, podczas którego przykładni przecież chrześcijanie, jak Łukasz Mejza, Patryk Jaki czy Jacek Ozdoba będą musieli ograniczyć jedzenie. I zażerać kiełki, tofu czy (sic!) ich ukochane ostatnio robale. Nie współczując im ani krzty udaję się niniejszym do Lidla po kurczaczka. Póki mogę i bo mogę.