Psie pisuary we Wrocławiu to wyjątkowo kontrowersyjna inicjatywa, która odbierana jest przez internautów raczej negatywnie. Zaprojektowanie dedykowanych miejsc dla czworonogów do załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych kosztowało miasto około 10 tys. złotych.
Psie pisuary we Wrocławiu
Wokół nowo otwartego bulwaru nad Oławą we Wrocławiu pojawiły się zastanawiające konstrukcje. Drewniane słupki, które rozsiane są na skrajach chodnika, to tak naprawdę psie pisuary.
Jest ich aż 26, a zamontowanie każdego z nich kosztowało 400 złotych. Drewniane instalacje nasączone są feromonami, co ma skłonić czworonogi do załatwiania swoich potrzeb właśnie tam. Kto i dlaczego wpadł na taki pomysł?
Jak w rozmowie z „Gazetą Wrocławską” tłumaczy Bartosz Nowak, rzecznik prasowy Wrocławskich Inwestycji
Na Przedmieściu Oławskim mamy 230 drzew, 18,5 tys. kwiatów, w tym tulipanów, 15 tys. krzewów i traw. Chodzi o to, by psy omijały te nowe nasadzenia. To dość innowacyjne przedsięwzięcie, mało kto w Polsce je już stosuje
Czy takie rozwiązanie ma prawo działać? Rzeczywistość pokazuje, że na chwilę obecną psie pisuary nie są rozwiązaniem rewolucyjnym. Po pierwsze, jest to zapożyczenie zza granicy — co nie jest niczym złym, a po drugie — w rodzimym wydaniu projekt chyba nie spełnia swojej funkcji.
Skąd wzięły się psie pisuary?
Jak opisuje Gazeta Wrocławska, psie pisuary we Wrocławiu mają swój rodowód w Czechach. Jeden z inżynierów, zdenerwowany tym, że psy — mówiąc wprost — obsikują place zabaw, a także elementy infrastruktury, które wykorzystywane są przez ludzi, postanowił zmienić ten stan rzeczy. Badania przeprowadzone w Czechach wykazały, że 98 na 100 psów załatwia swoje potrzeby właśnie w obrębie tego rodzaju konstrukcji. Tego typu instalacje pojawiły się także w Holandii, gdzie również pomyślnie spełniają one swoją funkcję.
Nasze rodzime czworonogi niestety bojkotują zastosowanie psich pisuarów we Wrocławiu, bo załatwiają się wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinny. Niektórzy wskazują, że może to być wynikiem nieodpowiedniego skonstruowania drewnianych elementów — są albo za małe, albo zbyt słabo nasączone feromonami.
Miasto uspokaja, że potrzeba czasu. Muszą znaleźć się psi pionierzy, którzy zaczną korzystać z „piesuarów”, bo tak się nazywają wrocławskie obiekty, a ich pobratymcy zaczną ich naśladować. Władze Wrocławia ponadto podkreślają, że jeżeli rozwiązanie się nie sprawdzi, to… nie będzie się ich montować w przyszłości. Nie pomyślano w ogóle o scenariuszu, w którym to rozwiązanie w teorii jest dobre, ale wdrożone jest w nieodpowiedniej formie, na przykład z tytułu niewystarczających parametrów technicznych.