W Warszawie nowy system oceniania uczniów. Za makijaż można dostać więcej punktów karnych, niż za dręczenie

Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (111)
W Warszawie nowy system oceniania uczniów. Za makijaż można dostać więcej punktów karnych, niż za dręczenie

Minus piętnaście punktów za makijaż, za farbowane włosy rezygnacja z bardzo dobrej oceny z zachowania. Czy w szkole powinno się oceniać uczniów z zachowania? Czy obecna skala jest miarodajna? Czy powinno się to oceniać przez punkty za zachowanie? 

W jednej z warszawskich szkół od nowego semestru obowiązywać będzie system punktów z zachowania. Nie jest to, mówiąc szczerze, zbyt dobry pomysł z punktu widzenia wychowawczego, ponieważ system kar jest dość… nieregularny, żeby nie powiedzieć, że niesprawiedliwy. I zbyt wiele w nim luk, które ostatecznie mogą doprowadzić do tego, że uczeń zachowujący się nagannie będzie stał o oczko wyżej, niż wzorowa uczennica. Dlaczego? Ponieważ, jeśli wzorowa uczennica przyjdzie w makijażu do szkoły, dostanie minus pięć punktów. Ktoś, kto wyzywa kolegę od grubasów, dostanie minus pięć punktów. Minus dziesięć, jeśli od idiotów.

Co więcej, uczennice, które pofarbują włosy, mogą w ogóle zapomnieć o bardzo dobrej ocenie z zachowania.

Nie jest to ani uczciwy, ani w żadnym razie poprawnie funkcjonujący system. O sprawie donosi Metro Warszawa.

Punkty za zachowanie

Punkty jako kryterium oceny z zachowania nie są czymś nowym. Pamiętam, że jeszcze w moim gimnazjum, piętnaście lat temu, taki system był uskuteczniany. Nie sprawdził się za dobrze, prawdę mówiąc. Chociaż pewna gamifikacja pozwalała na swoiste „wbijanie” sobie kolejnych poziomów w ocenianiu, to jednak uczniowie niewiele robili sobie z tego, kto ile punktów posiada (podobnie jak wielu z nich nie dba o oceny). Efekt był taki, że wystarczyło przynieść odpowiednią liczbę zakrętek, żeby wyrównać zachowanie i można było wtedy nawet skakać radośnie po stołach, wydrapywać cyrklem na ławce „jórek ogurek to ch*j”, być na tym przyłapanym, a i tak na koniec semestru mieć wzorową ocenę. Później próbowano to modyfikować: za określoną liczbę zakrętek określona liczba punktów i tak dalej, ale ostatecznie kończyło się na zbieractwie, robieniu gazetek, podlewaniu kwiatków i pilnowaniu, żeby nowe rybki w sali biologicznej nie podzieliły losu poprzednich, służących za naboje do papierowych tutek.

Do czego zmierzam tym przydługawym wywodem? Ocenianie punktowe zdejmuje część odpowiedzialności z nauczyciela za wstawienie negatywnej oceny z zachowania, wszystko się automatyzuje. Powiedziałeś „kur*a”, minus pięć punktów, rozbiłeś szybę, minus trzydzieści punktów, podrzuciłeś dyrektorce do gabinetu cztery szczury, minus piętnaście punktów i przyjdź z rodzicami, bo system mi zabrania odebrania ci więcej. Występek występkowi nierówny, nie ma miarodajnego systemu kar i nagród, a zresztą, jakby ktoś próbował taki stworzyć, to zaraz miałoby to długość Kodeksu Karnego z komentarzem.

System uznaniowy też nie jest czymś bardzo uczciwym, bo zależnie od humoru pedagoga można komuś naprawdę uprzykrzyć życie. Ale o ocenie ostatecznie decydował wychowawca, który tworzył sobie niejako spójny obraz ucznia, wiedział o jego przewinach, wiedział o jego zasługach i, jeśli był uczciwy, wstawiał też uczciwą ocenę z zachowania. Tutaj ma związane ręce – punkty nakazują. Oczywiście, regulamin szkoły na Bielanach mówi, że reszta tkwi w rękach Rady Pedagogicznej, ale to są chyba raczej kwestie tego, kiedy dane zachowanie się waha.

Czy zachowanie powinno się w ogóle oceniać?

Na ocenę z zachowania mało kto zwraca szczególną uwagę. Tylko ci, którzy aspirują do świadectwa z wyróżnieniem, starają się ukończyć rok z zachowaniem „bardzo dobrym” lub „wzorowym”. Reszta wzrusza ramionami. Jaki to będzie miało wpływ na wybór szkoły? Nawet osoba mająca zachowanie poprawne dostanie się do wymarzonego liceum, jeśli tylko oceny i wyniki z zachowania będą odpowiadać wymaganiom.

Zachowanie to rzecz trudna do oceny, a skala nieduża. Miejmy choćby taki przypadek: uczeń niepełnosprawny w stopniu lekkim, podobnie jak jego rodzic. Bywa, że całymi dniami nie ma go w szkole, ale mama zapomina wypisywać usprawiedliwienia. Jest pomocny i sympatyczny, ale prawie go nie ma, rodzic wykazuje bardzo liche zainteresowanie, bo nie do końca rozumie, czego nauczyciele od niego chcą. Dać mu ocenę bardzo dobrą? Nieuczciwe wobec tych, którzy chodzą regularnie. Dać mu zachowanie nieodpowiednie? Przecież zachowuje się odpowiednio, to nie jego wina, to nawet nie jest wina jego rodzica.

A nagradzanie dodatkowymi punktami za przyniesienie kwiatka do klasy, nakarmienie rybek lub same nakrętki powinny być nagradzane w inny sposób. Dzieci przecież trzeba uczyć, że dobre zachowania owocują nagrodą samą w sobie, a dobroć bywa bezinteresowna.

Inny przykład, który wystawiam już do oceny samym czytelnikom. Odpowiedzcie sobie, jaką wystawilibyście ocenę z zachowania uczniowi, który zaczepia i bije inne dzieci. Jednakże bierze udział  w konkursach i reprezentuje szkołę na poziomie wojewódzkim, wkrótce ma reprezentować na ogólnopolskim, ogromny prestiż dla placówki. Uczeń do nauczycieli odzywa się grzecznie i sympatycznie, przynosi pomoce, aczkolwiek ostatnio zadusił szkolnego chomika i wrzucił go do plecaka koleżanki, a później śmiał się z tego, jak płakała.