Sposób na zarobienie 520 000 złotych jest prosty. Wystarczy mieć internet i znać podstawy prawa autorskiego

Prawo Technologie Dołącz do dyskusji
Sposób na zarobienie 520 000 złotych jest prosty. Wystarczy mieć internet i znać podstawy prawa autorskiego

Podobno najlepsi piraci internetowi zarabiają miliony. Ale od jakiegoś czasu świetnie zarabiają też poskromiciele internetowych piratów. 

Internetowi piraci przez lata uczyli się komercjalizować swoje żerowanie na cudzej twórczości. Wyrosły na tym gruncie nawet potężne biznesy medialne, które dziś próbują się „legalizować”, wprowadzając obok swojej pirackiej aktywności pozory legalnego biznesu. W swoim ostatnim felietonie serwis TorrentFreak postanowił się jednak pochylić nie tyle nad zarobkami piratów, co nad zarobkami łowców piratów. Jak się bowiem okazuje, zrobiła się z tego całkiem dochodowa nisza.

DMCA Freelancing sposobem na życie

TorrentFreak opisuje fenomen „DMCA Freelancing”. DMCA to amerykańska ustawa o prawie autorskim. W bazach danych Lumen możemy znaleźć informację na temat tego jakie dane związane z naruszeniem praw autorskich wysyłane są do poszczególnych podmiotów. Niektóre z tych informacji są bardzo interesujące, ponieważ okazuje się, że często roszczenia składają nie tyle wielkie wytwórnie muzyczno-filmowe, co raczej firmy-krzaki. Często są to też osoby prywatne, a przysługująca im ochrona prywatności dodatkowo utrudnia zidentyfikowanie, kto się krył za takim roszczeniem.

Autor artykułu przytacza strony takie jak Upwork czy Kwork, w których można zatrudnić się jako freelancer do zgłaszania naruszenia prawa autorskiego na rzecz zewnętrznych podmiotów. Można tam też – będąc po drugiej stronie barykady – odnaleźć specjalistę. Jedna z osób deklaruje, że zarobiła w ten sposób blisko 130 000 dolarów amerykańskich, czyli równowartość około 520 000 złotych. To nie element delektowania się swoją niesamowitością, tylko raczej próba budowania wizerunku profesjonalisty. Ogłaszający się dowodzi, że ma 100 proc. skuteczności w usuwaniu naruszeń prawa autorskiego z sieci, a przynajmniej konkretnych sektorów sieci.

Jak dorobił się takiego majątku?

Wielu z nas mając problemy z naruszeniem prawa często w pierwszej kolejności sięga po prawnika. Jednak opisywani agenci używają niejasnych określeń, raczej wskazując, że są specjalistami, ekspertami lub po prostu czyścicielami wyspecjalizowanymi w tematyce prawa autorskiego.

Podobno ekspertami w usuwaniu naruszeń prawa autorskiego są Pakistańczycy. Ceny? Na przykład usunięcie 10 linków za 20 dolarów. Z punktu widzenia Europejczyka nie jest to majątek, ale w Pakistanie to są już poważne kwoty. Co więcej, podobno Pakistańczycy czyszczą z sieci nie tylko piractwo. Reklamują się jako równie skuteczni, jeśli chodzi o walkę z naruszeniami dobrego imienia. Co ciekawe jednym z podstawowych klientów tego typu usług są amatorskie aktorki filmów dla dorosłych, zdobywające ostatnio popularność dystrybuując treści na własną rękę, z pominięciem wielkich wytwórni. Rezolutni Pakistańczycy są ich pomocną ręką, by treści tworzone dla subskrybentów nie rozchodziły po sieci za darmo.

Zasadniczy problem w całym tym procederze biznesowym stanowi fakt, że Pakistańczycy zaczęli już wewnętrzne walki między sobą po obu stronach prawnoautorskich sporów. Mamy więc walkę z piractwem, walkę z antypiractwem po stronie piratów, a nawet copyright trolling wymierzony w całkowicie legalne treści. „Agenci” ogłaszają się jako eksperci na wszystkich polach i często wzajemnie całymi godzinami zwalczają się zgłaszając do np. Google czy Twittera roszczenia i kontrroszczenia dotyczące określonych treści.

Prawnoautorskie wojny kołem zamachowym gospodarki?

Autor artykułu na TorrentFreaku krytycznie odnosi się do całej procedury. Choć teoretycznie takie usługi faktycznie są w stanie pomóc ofiarom naruszenia ich praw w sieci, to równocześnie wskazuje on na zagrożenia, ze lada moment domorośli eksperci od roszczeń DMCA będą przede wszystkim kasować pieniądze za wzajemne przerzucanie się oskarżeniami. Wskazuje ponadto, że przeważnie nie są to prawnicy. Zarabiają spore pieniądze na wezwaniach do usunięcia linków, ale brak im stosownej wiedzy oraz kompleksowego podejścia do tematu, umiejętności ocenienia czy rzeczywiście doszło do naruszenia i ewentualnego nadania dalszego biegu – np. w zakresie odszkodowania – całej sprawie.