Są kraje, które za poważne oszczędzanie wzięły się już teraz. Wśród nich jest Dania, gdzie od dziś w większości budynków użyteczności publicznej obowiązuje zasada: 19 stopni w miejscu pracy. Zmiana niby nieduża, ale niektórzy będą musieli nieco zmienić swoje przyzwyczajenia. Warto przy tej okazji zastanowić się kiedy o podobnych oszczędnościach pomyślimy w Polsce.
19 stopni w miejscu pracy
Węgiel drożeje, gaz drożeje, paliwo drożeje. Do tych wieści jesteśmy przyzwyczajeni już od dobrych kilku miesięcy, ale prawdziwe konsekwencje tych procesów odczujemy podczas nadchodzącej zimy. Kryzys energetyczny związany z rosyjską inwazją na Ukrainę osiągnie swoje apogeum wtedy, kiedy temperatura zacznie w Europie spadać poniżej zera. Trudno się dziwić, że wiele państw już przygotowało szerokie plany oszczędnościowe z tym związane. A te co bardziej odpowiedzialne – w tym rzecz jasna kraje skandynawskie – odpowiednie zmiany już wprowadziły w życie.
W Danii weszły one w życie 1 października, ale to właśnie dzisiejszy dzień – czyli poniedziałek – był de facto pierwszym, w którym faktycznie zaczęły obowiązywać. Nowe „kryzysowe” zasady mówią przede wszystkim o temperaturze, jaka powinna obowiązywać w budynkach użyteczności publicznej. Do tej pory duńskie przepisy mówiły o tym, że powinno się ją utrzymywać w przedziale 20-22 stopni. Ale kryzys energetyczny sprawił, że ta norma została obniżona – dokładnie do 19 stopni. Nie będzie to jednak dotyczyć miejsc newralgicznych, takich jak szpitale czy miejsca opieki nad osobami starszymi.
Pracownicy ratusza w duńskiej gminie Brondby postanowili podejść do sprawy z przymrużeniem oka. I wprowadzają… dzianinowe wtorki. Czyli dni, w których urzędnik może obsługiwać petenta odziany w sweter. Jednak to, co dziś brzmi jak zabawna historia, wkrótce może okazać się standardem. Bo nie każdy w temperaturze +19 jest w stanie odczuć komfort termiczny. Dlatego na stronie państwowej duńskiej telewizji DR znalazłem serię porad dla tych, którym w pracy zrobi się chłodno. Chodzi między innymi o:
- założenie dodatkowej koszuli
- stosowanie gimnastyki interwałowej, na przykład rozgrzewających spacerów
- ograniczenie kontaktu stóp z zimną podłogą
- zamknięcie drzwi do nieogrzewanych pomieszczeń
- krótka, acz regularna wentylacja biur
Dmuchają na zimne
Jak doskonale wiemy, Skandynawowie to narody przezorne i znane z tego, że myślą o rozwiązywaniu problemów na długo zanim się pojawią. Sporo nas w tej kwestii od nich różni, bo w Polsce póki co mało kto myśli o takich biurowych oszczędnościach. Mało tego: gdy dyrektorzy szkół myślą o oszczędnościach w ogrzewaniu, minister Przemysław Czarnek straszy że wprowadzi do gmin w takich sytuacjach zarząd komisaryczny. Nie myśląc o tym, że miasta są zmuszane do ograniczeń w ogrzewaniu przez państwowe spółki energetyczne, windujące o setki procent stawki za energię.
Kiedy więc my w Polsce kłócimy się o takie rzeczy, Duńczycy po prostu dmuchają na zimne i wprowadzają ograniczenia zawczasu. Tak, żeby zimą nie doszło do niespodziewanej sytuacji kryzysowej. A pamiętajmy, że mówimy o niewielkim kraju, który jest dobrze zabezpieczony pod kątem cieplnym choćby za sprawą gazu z Norwegii (my od niedawna też, aczkolwiek Baltic Pipe jeszcze nie działa w stu procentach). Może więc zamiast zatracać się w politycznym sporze warto zajrzeć co tam u naszych przecież tak nieodległych europejskich partnerów? Inaczej Polak jak zwykle będzie mądry dopiero po szkodzie.