Jest noc, po ciężkim dniu.. – tak niegdyś śpiewała Beata Kozidrak.
Bardzo prawdopodobne, że podobne myśli towarzyszyły jej wczoraj przy zasypianiu. Choć to z drugiej strony wcale nie takie pewne. Ciężko bowiem zebrać w głowie jakiekolwiek myśli, gdy zaledwie parę godzin wcześniej alkomat pokazał, że miałeś w wydychanym powietrzu 2 promile. Procesy jakie wówczas dzieją się w naszej głowie mają zdecydowanie więcej wspólnego ze startem oraz lądowaniem helikoptera. Pani Beata mogła się natomiast zastanawiać, że może jednak wczoraj należało wybrać helikopter zamiast samodzielnej jazdy autem.
Choć Californication to mój ulubiony serial, to nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, aby wzorować się na Hanku Moodym w kontekście jazdy samochodem. Mimo, że główny bohater serialu nieustannie spożywa alkohol i bez chwili zawahania wsiada do auta, to jednak mówimy przecież o serialu. Postaci całkowicie wymyślonej. Dużym problemem jest jednak mitologizacja alkoholu. Iluż to bowiem artystów deklarowało, że ich największe dzieła powstawały w wyniku bardzo gorliwych alkoholizacji. Zapewne gdyby nie alkohol, Bukowski nie napisałby ani jednej książki. Gdyby nie alkohol Hemingway nie otrzymałby Nobla, a Lady Pank i The Rolling Stones nie sprzedaliby tylu płyt. To wszystko prawda, tyle że świat to nie film, a artyści – tak jak wszyscy pozostali – winni postępować według określonych przez prawo oraz zasady współżycia społecznego norm, w zakresie alkoholu w szczególności.
Co trzeba zrobić, żeby wydmuchać 2 promile
Zacznę jednak dość przewrotnie, bo osobiście uważam, że obecnie obowiązujące regulacje są zbyt restrykcyjne. Według obowiązujących przepisów kierowca bez konsekwencji może mieć 0,2 promila alkoholu we krwi, czyli do 0,1 mg/l w wydychanym powietrzu. Co oznacza mniej więcej tyle, że jadąc na kolację samochodem rezygnujesz nawet choćby z symbolicznej lampki wina. O ile producentom piwa skutecznie udało się wytworzyć udane substytuty w postaci piw zero, tak w przypadku wina – niekoniecznie. Zatem jeśli planujesz prowadzić auto – pijesz piwo zero oraz wszystko inne co nie jest alkoholem, bardzo to proste.
Z roku na rok zaczynam dostrzegać jednak pewną zależność. Te surowe obostrzenia wynikają po prostu z kultury picia. W przypadku naszego kraju raczej z totalnego jej braku. Kolejny raz generalizuje, natomiast świadomie stawiam tezę, że Polacy nie potrafią pić. Sa natomiast doskonali w upijaniu się.
Przecież niemalże 2 promile Beaty K to nie jest skutek zamównienia lampki wina do kolacji. Nie są to nawet dwie lub trzy lampki. Są w zasadzie dwa sposoby na to, aby osiągnąć podobny stan upojenia:
a. zaczynasz nieświadomie wcielać w życie plan bohaterów filmu Na rauszu i od wielu tygodni nieustannie doprawiasz się alkoholem w coraz to większych ilościach,
b. pijesz tyle na raz, z tym, że aby wydmuchać 2% nie możesz poprzestać na kilku kieliszkach wina. Musisz wypić co najmniej całą butelkę, a prawdopodobnie nawet więcej. Powiedzmy sobie szczerze, gdy wydmuchujesz te 2 promile, zapewne znajdujesz się w stanie, w którym prędzej nie będziesz pamiętać gdzie zaparkowałeś samochód, niż umożliwiającym Ci bezpieczną jazdę.
A gdyby zaprosić wszystkich preferujących jazdę po alkoholu na koncert?
Przyznaje, że nie raz zdarzyło mi się wypić za dużo. Zdarza się. Nigdy jednak nawet nie rozważałem, aby chwilę po spożyciu myśleć o prowadzeniu auta. Albo jedno, albo drugie. Jednak na jazdę po alkoholu decyduje się naprawdę mnóstwo osób. Do lipca br. policja zatrzymała już ponad 49.000 pijanych kierowców (w całym ubiegłym było ich prawie 100.000). Ponadto, wciąż padają nowe dzienne rekordy. Aby uzmysłowić sobie ile to jest posłużę się opisowym przykładem:
Gdyby Pani Beata K zdecydowała się na występ na Stadionie Narodowym, a organizatorzy zaprosiliby wszystkich, którzy w minionym roku wsiadali za kierownicę po spożyciu alkoholu (przy założeniu, że stadion wypełniłby się po brzegi), to aby pomieścić wszystkich, tj. całą Białą Armię konieczne byłoby zorganizowanie dwóch koncertów. To jest ogromna skala, a z roku na rok jest coraz gorzej.
Całkowity ostracyzm społeczny za jazdę po alkoholu
Beata K. brawurowo dołączyła do panteonu rodzimych gwiazd, które w ostatnich latach decydowały się na jazdę na podwójnym gazie. Warto wspomnieć, że Pani Beacie doprawdy niewiele zabrakło, aby dogonić panią Ilonę F., zaledwie 0,3%promila. Drugie tyle zabrakło do wyczynów Kamila D., który przecież 2,6 promila owszem wydmuchał, ale po przejechaniu blisko 370 km, zatem możemy zakładać, że gdy wsiadał do swojego pojazdu to poziom stężenia alkoholu we krwi był jeszcze wyższy. Możliwe też, że Pan Kamil po prostu przez te 370 km raczył się colą z whisky, a może raczej whisky z odrobiną coli. Koniecznie w tym miejscu należy przypomnieć jeszcze wygibasy Tomasza Stockingera. Aktor, który sam wcześniej brał udział w kampanii Bezpieczny przejazd – zatrzymaj się i żyj! wsiadł za kierownicę mając 2,6 promila we krwi.
Cóż, życzyłbym sobie, ale też i nam wszystkim, aby pijanych kierowców było wśród nas jak najmniej. Pozostaje mieć nadzieje, że rozsądny (sic!) ustawodawca dostrzeże ten problem i z roku na rok liczby zatrzymanych będą coraz mniejsze. Wydaje mi się, że poza progresywnymi przepisami wprowadzającymi wyższe i surowsze kary, warto byłoby zastanowić się nad kwestią ostracyzmu społecznego. W fantastycznym filmie Quentina Tarantino Bękarty Wojny amerykański porucznik Aldo Raine znalazł znakomity sposób na to jak należy oznaczać nazistów… Na wstępie wspomniałem jednak, że życie to nie serial, film również nie. Dlatego metodyka państwa w tym zakresie powinna być zdecydowanie bardziej humanitarna oraz przystająca do czasów. Zastanawiam się, czy byłoby możliwe wprowadzenie rejestru pijanych kierowców. Choćby takiego jak w przypadku pedofilów. Każdy pijany kierowca trafiałby do takiego zestawienia.
Ja oczywiście nie namawiam do bojkotu i zgłaszania piosenek Pani Beaty K. na spotifaju, to przecież nie o to chodzi. Zapewne sam jeszcze nie raz z przyjemnością włączę Rzekę Marzeń. Chciałbym jednak, aby ta kolejna głośna sprawa miała swój pozytywny finał społeczny.
Fot. Californication/Showtime