W 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory i rozpoczęło cykl transferów socjalnych w kierunku swojego elektoratu. Od tego czasu minęło 6 lat, a elektorat ten nadal potrzebuje transferów socjalnych, może nawet bardziej, niż wcześniej.
Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę jak nieodpowiedzialna polityka fiskalna rozdmuchała inflację, a koszty życia stały się coraz bardziej przytłaczające. Szczególnie dla tych najuboższych.
Zmierzam jednak do tego, że rozdawanie publicznych pieniędzy osobom, które ich w żaden sposób nie wypracowały, nie poprawia sytuacji bytowej tych osób, za to szkodzi społeczeństwu i gospodarce. Minęło 6 lat, a oni nadal potrzebują transferów. Chcą, żeby Kaczyński jeszcze bardziej dokładał się im do bąbelków i sfinansował mieszkania, w zamian oferując bezrefleksyjne poparcie wyborcze, nawet gdyby Polska miała stać się jedną z sowieckich republik. Tyle, że Jarosław Kaczyński nie chce rozdawać swoich pieniędzy.
Kaczyński rozda pieniądze polskich przedsiębiorców
„Polski Ład” to nowa koncepcja koalicji rządzącej w Polsce od 6 lat, która zakłada przede wszystkim gigantyczne transfery socjalne. Pod przykrywką cynicznie określanej „składki zdrowotnej” Polacy będący dziadami na tle Europy Zachodniej, ale radzący sobie nieźle na tle oficjalnych statystyk z Podkarpacia, zapłacą nowy podatek. Jednocześnie ta tzw. nowa „składka zdrowotna” w absolutnie żaden sposób nie przełoży się na jakość świadczeń medycznych. Potrafię sobie wyobrazić teraz scenariusz, że dobrze zarabiający przedsiębiorca płaci miesięcznie np. 100 000 zł „składki zdrowotnej” i dalej czeka na operację kolana na NFZ przez 4 lata. Nie ma więc absolutnie żadnej składki zdrowotnej, jest za to realne podniesienie podatku dochodowego o blisko 10 punktów procentowych.
Średni przedsiębiorcy płacą najwyższe podatki w Polsce
Abstrahuję od największych przedsiębiorców, których nierzadko rozliczają całe biurowce przez konta na Kajmanach, bo to przecież i tak nie w nich wymierzony jest „Polski Ład” PiS. Oberwie przedsiębiorca ze średniej półki – taki co ma sklep, zakład fryzjerski, jest programistą, prawnikiem, architektem, lekarzem lub projektantem stron internetowych. Jednym słowem: burżuj i magnat dorabiający się na krzywdzie ludzkiej.
Przedsiębiorcy płacą najwyższe podatki w Polsce pomimo notorycznym bredniom opowiadanym przez lewicę. Nie zagłębiając się już w dokładne wyliczenia, otóż 19% z 30 000 złotych miesięcznie to nadal jakieś 10 razy więcej, niż 17% od kogoś, kto zarabia 3000 złotych miesięcznie. Przypomnijmy, że gdybyśmy mówili o naprawdę uczciwym systemie podatkowym, to na przykład każdy z 38 milionów Polaków odprowadzałby do budżetu Państwa 1500 zł miesięcznie, niezależnie od swoich zarobków. Nie wszystkich jednak na to stać, dlatego zdolniejsi, bardziej zaradni i bardziej pracowici trzymają na swoich barkach koszt utrzymywania państwa. Ale są chyba jakieś granice, prawda?
Zwłaszcza, że każdy obywatel, niezależnie od tego ile kasy odprowadza do budżetu, może liczyć na ten sam zakres świadczeń ze strony państwa. Brednie o tym, że bogatsi płacą niższe podatki należy więc włożyć na opasłą półkę pełną opasłych tomów zbierających baśnie i bajania lewicy. Od zawsze jest tak, że im ktoś więcej zarabia, tym więcej przelewa do kasy Państwa.
Wyjątkiem mogą być sytuacje, gdy ktoś wpada w drugi próg podatkowy (i wtedy płaci jeszcze więcej od przedsiębiorców), ale jest to przecież patologia ze strony państwa, a nie przedsiębiorców na podatku liniowym. Polski ład tę patologię trochę zresztą koryguje i jest to jedna z nielicznych zalet tego szkodliwego, mafijnego wręcz programu.
A dlaczego Polski Ład jest mafijny?
W świetnym polskim serialu „Ślepnąć od świateł” mamy fenomenalną więc scenę, gdy gangster przejmuje interes przedsiębiorcy, działając wyłącznie na zasadzie siły.
Jarosław Kaczyński to taki Dario ze „Ślepnąć od świateł”, który w sobotę rozsiadł się wygodnie w fotelu, czując wsparcie od swoich kolegów – tych z partii, zgromadzonych na sali i tych przy urnach wyborczych, i zakomunikował polskiemu przedsiębiorcy „A ty (…) wstajesz i idziesz. I czekasz na moich kolegów, a jak do ciebie przyjdą to mówisz „tak proszę pana”, „oczywiście proszę pana”, „20% proszę pana”, „30% też może być”, „i 50 proszę pana się znajdzie”, „dziękuję bardzo”, „całuję rączki” i „oczywiście proszę pana”. „Czy napiją się panowie wódeczki?””
Tak zapytasz, chamie pierdzielony, gdy Jarosław Kaczyński za twoje ryzyko, twoje nieprzespane noce, twoje nadgodziny w stresie, będzie sobie kupował poparcie ludzi, którzy nie odróżniają PIT-u od ZUS-u.
To jest kradzież. I oczywiście będą nam mydlić oczy historiami o podatkach z Niemiec, gdzie prawdziwa klasa średnia jeździ samochodami, na które polscy milionerzy muszą czasem zbierać miesiącami. A polski przedsiębiorca pokrzyczy coś o wyprowadzce do Estonii, Czech czy bardzo intrygującej Bułgarii, ale na koniec dodatkowe 9 procent i tak zapłaci. Wiemy to my, wie to ten przedsiębiorca i co najgorsze, wiedzą to też ci z mafii.
Aż PiS-owi znowu się skończą pieniądze, podniesie podatki o kolejnych kilkanaście procent. I polski przedsiębiorca powie tylko w akcie rezygnacji „Morda, strzelaj. Czasem twój grzech ma zbyt długi cień. Ból jest pod koniec, już się nie boję”. I tego dnia rozpocznie się ostateczna wenezuelizacja państwa polskiego.