Ponad 15 milionów Polaków stwierdziło cztery lata temu, że nie interesuje ich to, w jakim kraju będą żyć

Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (378)
Ponad 15 milionów Polaków stwierdziło cztery lata temu, że nie interesuje ich to, w jakim kraju będą żyć

Udział w wyborach nie jest obligatoryjny (czasami mam wręcz wrażenie, że politycy cieszą się, że niektóre grupy społeczne nie korzystają z tego prawa obywatelskiego). Może jednak dziwić fakt, że w poprzednich wyborach parlamentarnych ponad 15 milionów Polaków nie skorzystało ze swojego prawa do głosu. I tym samym widocznie nie interesowało ich, w jakim kraju będą żyć. 

Frekwencja w wyborach parlamentarnych 2015

Wczoraj „Puls Biznesu” opublikował artykuł, w którym podał interesujące dane – otóż okazuje się, że frekwencja w wyborach parlamentarnych 2015 z jednej strony nie była aż taka zła (50,92 proc.), a z drugiej – ponad 15 milionów Polaków nie pofatygowało się do urn, mimo że mogło. O ile pewien odsetek Polaków jestem w stanie zrozumieć (nagły wyjazd, problem z głosowaniem korespondencyjnym, choroba itd.), o tyle jednak większość z tych 15 milionów mogła prawdopodobnie bez przeszkód dotrzeć do lokalu wyborczego. I to jest – moim zdaniem – przerażające.

Wychodzi bowiem na to, że Polaków nie interesuje zbytnio ani polityka gospodarcza przyszłego rządu, ani propozycje na rozwiązania piętrzących się problemów w służbie zdrowia czy edukacji. Jest im obojętne, czy rządzący chcą wprowadzać jakieś regulacje dla środowiska i jakie relacje zamierzają utrzymywać z innymi państwami. A przecież Prawo i Sprawiedliwość dobitnie udowodniło w tej kadencji, że decyzje parlamentarzystów mogą wpłynąć znacząco na życie każdego obywatela. Mimo to wiele osób deklaruje, że znów nie pójdzie do urn. Może się więc nawet okazać, że frekwencja w wyborach parlamentarnych 2015 będzie wyższa niż ta tegoroczna.

Udział w wyborach to po prostu korzystanie ze swoich praw. Dlaczego rezygnować z czegoś, co nam przysługuje?

Chęć jakiegokolwiek, minimalnego nawet wpływu na przyszłość kraju to jedno. Udział w wyborach to jednak przede wszystkim możliwość skorzystania z prawa, które przysługuje pełnoletnim obywatelom (niepozbawionych praw wyborczych). Rzadko na co dzień można spotkać się z sytuacją, gdy ktoś, kto ma prawo do czegoś, dobrowolnie z tego rezygnuje. W przypadku wyborów tak jednak właśnie jest.

Wiele osób próbuje przekonywać, że nie idzie na wybory, bo nie ma nikogo, kto odpowiada ich preferencjom politycznym i poglądom. Trudno jednak oczekiwać tego, że dana partia w stu procentach będzie odpowiadać naszym zapatrywaniom na przyszłość kraju. Znacznie lepszym rozwiązaniem wydaje się skupienie na tym, co jest naszym zdaniem istotne (dla każdego może to być coś innego), a następnie znalezienie partii, która jest najbliżej zrealizowania danych postulatów. Nieprzypadkowo partie polityczne nie starają się przekonać do siebie niektórych grup społecznych i nawet nie obiecują, że zajmą się ich postulatami – po prostu zdają sobie sprawę z tego, że reprezentanci tych grup i tak niechętnie chodzą na wybory. Być może jeśli to by się zmieniło, a politycy zrozumieliby, że muszą liczyć się z szerszą reprezentacją społeczeństwa, wiele spraw wyglądałoby inaczej. Warto zatem nie rezygnować z prawa do udziału w wyborach – chociażby po to, by nie rezygnować z jednej z niewielu możliwości wywarcia jakiegokolwiek wpływu.