Zwolnienie z pracy za hejt? Jak najbardziej możliwe, a może nawet wskazane

Praca Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (56)
Zwolnienie z pracy za hejt? Jak najbardziej możliwe, a może nawet wskazane

Można się zasłaniać wolnością słowa, ale prawo jest nieugięte – hejt jest przestępstwem. I wyrażanie swojej opinii czy „niepoprawność polityczna” to kiepskie wymówki. Rzecz w tym, że takie zachowanie skutkuje nie tylko odpowiedzialnością karną. Hejt może skutkować utratą pracy.

Mamy jako społeczeństwo problem z hejtem, a ilość kampanii przeciwko niemu tylko ten problem podkreśla. Pozorna anonimowość w internecie daje wrażenie bezkarności, potęgowane przez „wolność słowa”. Ta wolność słowa nie jest jednak nieograniczona, a za hejt można ponieść odpowiedzialność – zarówno prawną, jak i zawodową.

Hejt w świetle prawa

Hejt na gruncie kodeksu karnego pojawia się w pięciu formach. Jedną z nich jest zniesławienie, którego formę ustala artykuł 212 § 1. W tym wypadku nie jest to więc tylko znieważenie osoby, ale też firmy czy instytucji. Drugą jest zniewaga (artykuł 216 § 2) – hejt stosunkowo często przybiera taką formę. Hejtem będzie też znieważenie RP (artykuł 133). Kolejną formą hejtu jest obraza uczuć religijnych – zdaje się jednak, że sądy dość ostrożnie rozpatrują takie zgłoszenia. Z obrazą uczuć religijnych może być powiązane znieważenie grupy wyznaniowej, rozpatrywane w ramach znieważania grupy ludności (artykuł 257). Sam artykuł brzmi następująco:

”Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

Hejt różni się od krytyki czy wyrażania swojej opinii w ostrych słowach – ale z argumentacją. I o tym wie każdy, kto z hejtem się spotkał. Nie ma wartości merytorycznej – jedynie przekazuje nienawiść czy niechęć. Właśnie takie przypadki są ścigane.

Hejt może skutkować utratą pracy. I dobrze

Problem z prawem to tylko jedna z konsekwencji hejtu. Mowa nienawiści może znacznie utrudnić samo poszukiwanie pracy. W czasach postępującej cyfryzacji, w których spora część procesu rekrutacji może przebiegać w internecie, sami rekruterzy szukają informacji o potencjalnym pracowniku na portalach społecznościowych. Są nawet wyszkoleni specjaliści, zajmujący się przetrzepywaniem internetu w poszukiwaniu komentarzy danego kandydata. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jakie informacje są udostępniane publicznie, co dotyczy zwłaszcza Facebooka. Druga kwestia to komentarze na stronach. To wystarczy, by zbudować pewien obraz kandydata – i po prostu odrzucić go w przedbiegach.

Nawet stała praca nie zabezpiecza przed utratą pracy z powodu hejtu. Zdarza się, że co bardziej gorliwi internauci obraźliwe komentarze przesyłają bezpośrednio do pracodawcy, co nie stanowi wyzwania – anonimowość jest wszak pozorna, a wystarczy udostępnić informację o miejscu pracy czy namiętnie korzystać z Goldenline’a czy LinkedIna. Poza tym nie tylko w procesie rekrutacyjnym korzysta się z wpisów udostępnianych przez potencjalnego pracownika. Kadrowi sami mogą kontrolować, co piszą pracownicy. Przedsiębiorcy troszczą się o mienie samej firmy, więc podejmowane przez nich działania nie powinny nikogo dziwić. A zwolnienie spowodowane hejtem będzie bardzo dotkliwe dla dalszej kariery.

Zdarza się, że hejt skutkuje utratą pracy. Są to często skrajne przypadki – co nie znaczy, że tylko takie. Nie trzeba większego namysłu by wiedzieć, że to się po prostu nie opłaca.