Od kilku miesięcy obowiązują u nas zaostrzone przepisy dotyczące handlu w niedzielę. Sieci początkowo pokornie podporządkowały się zasadom. Teraz jednak można mieć wrażenie, że ruszył konkurs na najbardziej kreatywne obejście przepisów. No i mamy zatem klub czytelnika w Carrefour.
Jak podaje serwis Wiadomości Handlowe, za pierwszy klub czytelnika w Carrefour odpowiada franczyzobiorca, a sama sieć zapewnia, że „nie ingerowała” w tej sprawie. Szybko zatem koleni franczyzobiorcy francuskiej firmy zdecydowali się na podobne ruchy. Teraz „klubów” jest już w Carrefourze kilka, są np. w Warszawie.
Na czym polega „czytelnia” w Carrefourze? Na stole w sklepie leżą po prostu książki, które można „wypożyczyć lub wymienić”. Wśród pozycji jest na przykład przewodnik po Dominikanie i Haiti, poradnik o prawie dla ekonomistów oraz pozycja historyczna od Bogusława Wołoszańskiego. Słowem – typowe pozycje z antykwariatu. Franczyzobiorca raczej nie zainwestował gigantycznych pieniędzy w swój „klub czytelnika”.
A „inwestycja” pewnie się fantastycznie zwraca, bo otwarty market w niedziele to konkretne zyski.
Klub czytelnika w Carrefour. Ale czy to w ogóle legalne?
W Polsce działa już przynajmniej kilkanaście klubów czytelnika w sklepach, dzięki czemu takie placówki otwierają się w ostatnie dni tygodnia. Przypadek Carrefoura jest o tyle ciekawy, że po raz pierwszy na to zdecydowała się wielka sieć – a precyzyjnie rzecz biorąc franczyzobiorcy wielkiej sieci.
Już wcześniej jeden ze sklepów Bricomarche stał się… wypożyczalnią sprzętu sportowego – zdecydował o tym również franczyzobiorca. O tym samym wyraźnie myśli Dino.
Oczywiście znamienne jest to, że na razie na takie ruchy decydują się franczyzobiorcy. Wygląda to trochę wszystko na balony próbne, bo przecież wielkie firmy mogłyby zablokować podobne pomysły, gdyby naprawdę chciały.
Państwowa Inspekcja Pracy uważa, że klub czytelnika w Carrefour jest złamaniem przepisów o zakazie handlu. Rzeczywiście, czytając przepisy, intencja ustawodawcy wydaje się jasna. Czemu więc sklepy się otwierają? Wszystko zależy od tego, jakie kary (i w jakim tempie) będą nakładać sądy. Ta może teoretycznie wynieść od 1 do 100 tys. zł. Jeśli nakładane przez sądy kary będą bliższe tej pierwszej kwoty, możemy mieć pewność, że markety staną się bardzo przyjazne dla „czytających” Polaków.