Związane z koronawirusem obawy o los gospodarki i niepewność dalszej kariery zawodowej najwyraźniej skłaniają wiele osób do poszukiwania alternatyw. Jedną z nich jest wybór wcześniejszej emerytury. Jak się okazuje, liczba emerytów w marcu wzrosła w stopniu do tej pory niespotykanym.
W dobie redukcji etatów i cięć pensji spowodowanych epidemią wiele osób decyduje się na wcześniejszą emeryturę
Wielu Polaków poważnie się martwi przyszłością swojej kariery zawodowej. Epidemia koronawirusa sprawiła, że niektóre przedsiębiorstwa znalazły się na granicy upadku. W grę wchodzą chociażby zwolnienia grupowe, czy zupełna likwidacja miejsca pracy. Inne rozważają skorzystanie z możliwości oferowanych im przez władze, by ograniczyć wysokość pensji swoim pracownikom. Niektórzy otrzymają co najwyżej świadczenie postojowe.
Jest przy tym pewna grupa pracowników, która ma całkiem atrakcyjną alternatywę dla dalszej pracy. Mowa o uprawnionych do przejścia na emeryturę. Jak się okazuje, wiele takich osób z takiej możliwości zaczęła korzystać. Jak podaje Gazeta Wyborcza, liczba emerytów i rencistów w marcu radykalnie wzrosła.
Dane GUS mówią, że liczba emerytów wzrosła w marcu nawet o 48 tys. osób – to dwa razy więcej, niż zwykle
Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, osób pobierających w marcu świadczenia emerytalne i rentowe z ZUS wyniosła łącznie 8 mln 258 tys. osób. Tymczasem liczba emerytów i rencistów w lutym wynosiła raptem 8 mln. 210 tys. osób. Jak na dłoni widać przyrost o niemal 50 tysięcy nowych emerytów. Warto pamiętać, że w ciągu miesiąca zmarło 30 tys. osób korzystających ze świadczeń. To oznacza wzrost sięgający 80 tys. osób miesięcznie.
Rosnąca liczba emerytów oznacza oczywiście większe koszty dla budżetu państwa. GUS odnotował wzrost wydatków na emerytury w marcu o ok. miliard złotych – z 20,8 do 21,8 mld zł. Można przy tym śmiało założyć, że ten trend najpewniej się utrzyma.
Do przejścia na wcześniejszą emeryturę na pewno zachęca widmo cięć i oszczędności w administracji
Nie sposób przy tym nie zauważyć, że spory udział w zachęceniu nowych emerytów do rezygnacji z dalszej pracy miał rząd. Mowa oczywiście o otworzeniu sobie furtki do zwolnień i obniżek pensji w administracji. Wiecznie niedofinansowana i traktowana jak zło konieczne część sektora publicznego jednocześnie ma teraz, jak zwykle, stać się jedną z pierwszych ofiar szukania oszczędności. Tymczasem kryzys w budżetówce nie zaczął się wczoraj.
Ucieczka pracowników administracji na emeryturę oznacza, że rząd prawdopodobnie na tych cięciach bardziej straci niż cokolwiek zaoszczędzi. Zwłaszcza, że oszczędności obejmą, jak zwykle, przede wszystkim szeregowych pracowników. A przynajmniej ci tak właśnie uważają. Warto bowiem zwrócić uwagę na fakt, że liczba emerytów wzrosła między innymi dlatego, że rząd stworzył sobie możliwość cięć w administracji – do samych zwolnień jeszcze nie doszło.
Liczba emerytów rośnie nie tylko z powodu koronawirusa – to także wypadkowa wielu podejmowanych w ostatnich latach decyzji
Rządzący jednocześnie bardzo silnie bronią wszystkich kosztownych świadczeń socjalnych, które także sprawiają, że przejście na emeryturę wydaje się być naprawdę korzystną opcją. Z jednej strony mamy obniżenie wieku emerytalnego. Polacy, trzeba to przyznać, nie zaakceptowali podniesienia go do 67 lat dla obydwu płci. Z tych nastrojów społecznych skwapliwie skorzystało Prawo i Sprawiedliwość, które po zdobyciu władzy odkręciło reformę.
Niestety, oznacza to koszty rzędu 55 miliardów złotych rozłożone na pięć lat. Sytuacji nie ułatwiają dodatkowe, trzynaste i czternaste emerytury wypłacane seniorom przez rządzących w związku z kolejnymi wyborami ostatnich dwóch lat. Forsowany przed epidemią projekt emerytury uzależnionej od stażu pracy prawdopodobnie jeszcze bardziej skróciłby okres aktywności zawodowej Polaków.
Samym emerytom nie ma się tak naprawdę co dziwić. Świadczenie od państwa bez konieczności świadczenia pracy jest często bardziej korzystne, niż nieco wyższa emerytura przy konieczności brania na swoje barki konieczności podnoszenia gospodarki z zapaści. Problem w tym, że cała sytuacja nie wynika tylko z epidemii koronawirusa – jest również konsekwencją wielu wcześniejszych decyzji.