Krzysztof Brzózka, były szef PARPA, w rozmowie z Wyborczą stwierdził, że trwały prace nad wprowadzeniem kontrowersyjnego rozwiązania. Minimalna cena za alkohol była według agencji rozwiązaniem korzystnym.
Minimalna cena za alkohol
Mam wrażenie, że w PARPA pracują ci ludzie, którzy są niezwykle „zabawni” na imprezach. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych powinna w zasadzie rozwiązać samą siebie, bo — o ile mnie oczy podczas analizy raportów nie mylą — spożycie alkoholu ciągle rośnie, a nawet pijemy więcej, niż w PRL-u.
Irracjonalność linii ideologicznej owej agencji doskonale widać w sporze o piwo bezalkoholowe. Gwoli przypomnienia — napój, który w myśl przepisów nie jest napojem alkoholowym i nie ma w składzie alkoholu, nie powinien być sprzedawany osobom poniżej 18 roku życia. Bo PARPA tak mówi.
Jak czytamy w Wyborczej, owa agencja za rządów byłego dyrektora planowała wprowadzenie pewnej, kontrowersyjnej idei. Według ówczesnej PARPA, wprowadzenie minimalnej ceny za alkohol przyczyniłoby się do zmniejszenia ilości spożytego alkoholu.
Walka z alkoholizmem?
Jak wskazuje Krzysztof Brzózka, były szef PARPA
Na cenę alkoholu wrażliwe są dwie grupy społeczne — młodzież i pijący chronicznie. Ustalenie minimalnej ceny alkoholu, poniżej której nie można będzie sprzedawać wódki, wina i piwa, spowoduje, że te dwie grupy będą mniej piły. Przy okazji skończą się też promocje i rozdawnictwo alkoholu przy wszelkich okazjach
Zasadność wprowadzenia minimalnej ceny za alkohol argumentowana była w najbanalniejszy sposób — bo za granicą przecież już tak jest! Jest, chociaż jedynie w Szkocji. Dodatkowo z tego, co wiem, nie przeprowadzono żadnej ewaluacji, mającej na celu określenie skali pozytywnych skutków, wywołanych tym posunięciem.
Według ówczesnej PARPA cena za 10 gramów czystego alkoholu powinna wynosić co najmniej 1,5 zł albo 2 zł. Oznaczałoby to, że piwo zawierające 4,5% alkoholu kosztowałoby co najmniej 2,70 zł, bądź 3,60 zł. Butelka wina kosztowałaby 10,80/14,40 zł, a pół litra wódki 24 zł albo 32 zł.
Środowiska, skupiające producentów win i wódek, wskazują, że minimalna cena za alkohol spowoduje wytworzenie szarej strefy, a piwowarzy tłumaczą, że Polacy będą kupować piwo za granicą — bo taniej.
Czy minimalna cena za alkohol cokolwiek zmieni?
Wprowadzenie minimalnej ceny alkoholu najpewniej nic by nie zmieniło. Osoby uzależnione spożywałyby tyle samo alkoholu, może kosztem niewielkich finansowych wyrzeczeń w innych sferach życia. Osoby, które alkohol spożywają sporadycznie, dalej by go spożywały — chociaż faktycznie, może nieco mniej. No ale co z tego?
Warto jednak zwrócić uwagę na zupełnie bezcelową misję PARPA. Usilne próby odgórnego ograniczania spożycia alkoholu są bezsensowne z założenia — alkohol jest bowiem narkotykiem i to wyjątkowo niebezpiecznym.
Skoro jest to jednak używka na stałe wpisana w szeroką pojętą tradycję i dorobek kulturowy, działania PARPA powinny próbować, nieco dywersyjne, umiejętnie podkopywać elementy polskiej tradycji, forsując rozwiązania, mające na celu relatywizowanie używki. W przeciwnym wypadku wszelkie działania agencji, które są przecież dla budżetu w pewien sposób kosztowne, nie mają absolutnie żadnego sensu.
Przypomnę jeszcze jeden paradoks. Według PARPA sprzedaż piwa bezalkoholowego 17-latkowi jest demoralizująca, ale oglądanie przez najmłodszych kompletnie pijanego społeczeństwa podczas festynów, czy — chociażby — uroczystości weselnych, jest elementem tradycji i kultury.
Trzeba jednak zaznaczyć, że po zmianach kadrowych w PARPA pomysł nie jest już przedmiotem dyskusji. Jak na razie minimalnej ceny za alkohol nie będzie. Warto jednak podkreślić, że PARPA ma jedynie głos doradczy, chociaż Ministerstwo Zdrowia również wskazało, że nie ma żadnych planów w tym zakresie. Trudno się dziwić — atak na alkohol, to atak na elektorat.