Pamiętacie jeszcze zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o budowie polskiego państwa dobrobytu? Właśnie możemy zaobserwować, jak takowe funkcjonuje w praktyce. Forum Obywatelskiego Rozwoju przekonuje, że polityka Dobrej Zmiany to jeden, wielki „Rządowy Program Podatki Plus”. Warto jednak dorzucić do zestawu równie istotne części składowe: Inflacja Plus i Ceny Plus.
Rządy Zjednoczonej Prawicy przyniosły nam dewastację systemu podatkowego
Dobra Zmiana miała przynieść Polakom wiele pozytywów. O ile o sprawach „godnościowych” i „światopoglądowych”, polityce zagranicznej oraz praworządności można rozpisywać się długo, o tyle z punktu widzenia przeciętnego obywatela kluczowe pozostają kwestie gospodarcze. Warto przypomnieć, że jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński chciał budować polskie państwo dobrobytu. Podstawowym założeniem Polskiego Ładu miał być z kolei bardziej sprawiedliwy system podatkowy. Cóż z tych zapowiedzi ostało się dzisiaj?
Zdaniem Forum Obywatelskiego Rozwoju ostał się „Rządowy Program Podatki Plus”. Już wcześniej, bo w 2020 r., Konfederacja starała się wyliczyć wszystkie podatki wprowadzone, lub podwyższone, przez rządy PiS. Wówczas wyszły 34 pozycje. FOR wskazał „jedynie” 19 podwyżek. Wydaje się więc, że ta lista może być nieco niekompletna. Co jednak istotne: w obu znajdziemy pozycje, które wprost uderzają w poziom życia zwykłych obywateli.
Co dokładnie znajdziemy na liście FOR? Najbardziej chyba bolesnym przejawem programu Podatki Plus są bezpośrednie skutki Polskiego Ładu. Mowa o wzroście realnej stawki podatku dochodowego. Niby rządzący wcale ich nie podnieśli, ale równocześnie zlikwidowali możliwość odliczenia składki zdrowotnej od podatku. Tym samym odnotowaliśmy wzrost stawek podatku PIT+NFZ do 26%, 41% i 45%, oraz wzrost stawki podatku liniowego PIT+NFZ do 23,9%.
Podatek dochodowy od osób fizycznych został przy okazji dosłownie zmasakrowany regulacjami, które przesadnie komplikują tą jedną daninę, która powinna być absolutnie zrozumiała dla przeciętnego obywatela. Warto przy tym wspomnieć o faktycznym trzecim progu podatkowym w postaci tzw. daniny solidarnościowej. Firmom rządzący zresztą też nie przepuścili. Program Podatki Plus obejmuje podatek od przychodów firm z ze stratą lub małym zyskiem. Do tego należy dorzucić podwójne opodatkowania dochodów rodzinnych spółek komandytowych.
Program Podatki plus to także troska o zdrowie obywateli i środowisko naturalne
Podatki plus to także troska o dobro obywateli. Podwyższono akcyzę na alkohol i papierosy. Wprowadzono również wcale-nie-podatek cukrowy. To znaczy: pod każdym względem podatek, z którego środki nie trafiają do budżetu państwa, lub samorządów, więc rządzący upierają się, że to wcale nie jest podatek. Podobna sytuacja, co w przypadku abonamentu RTV, który skądinąd również zdążył wzrosnąć.
Kolejnym prozdrowotnym posunięciem rządzących był jeszcze „podatek od małpek„, a więc niewielkich buteleczek z alkoholem. Chodziło o walkę z pijaństwem. W ramach troski o dobro środowisko wprowadzono podatek od plastiku oraz opłatę recyklingową od torebek foliowych. To w skali mikro, bo w skali makro mamy jeszcze opłatę emisyjną od paliwa, a także opłaty przejściową i mocową od energii elektrycznej. Należy również zapłacić podatek od deszczu – a więc opłatę za zmniejszenie naturalnej retencji terenu.
Wreszcie dochodzimy do podatku od sprzedaży detalicznej. Cóż to za potworek? Mowa o podatku od nadwyżki przychodów ze sprzedaży detalicznej ponad kwotę 17 milionów złotych miesięcznie. Jego wprowadzenie uzasadniano chęcią wspomożenia „małych osiedlowych sklepików”. Tych samych, od których Polacy systematycznie odwracają się z uwagi na wysokie ceny i niewielką ofertę, na rzecz dyskontów i supermarketów. Małe sklepiki miał ratować zakaz handlu w niedzielę, ale najwyraźniej efekt okazał się dokładnie odwrotny od zamierzonego.
Warto przy tym także wspomnieć o elementach programu Podatki Plus wskazanych wcześniej przez Konfederację. Będą to chociażby: opłata denna, opłata wodna, czy podatek od serwisów VOD na Państwowy Instytut Sztuki Filmowej.
Podatki plus daje Polakom wysoką inflację, drożyznę w sklepach i niższe pensje
Pytanie brzmi: co Polacy otrzymują w zamian za drastyczne zwiększenie obciążeń podatkowych? Przede wszystkim wysoką inflację i drożyznę oraz – niekiedy – niższe pensje. Jak mogłoby być inaczej, skoro polskie państwo dobrobytu opiera się o rekordowe transfery pieniężne? Różnica pomiędzy klasycznym socjalizmem, czy nawet socjaldemokracją, a Dobrą Zmianą jest tutaj kierunek redystrybucji. Pieniądze płyną nie od zamożnych do gorzej sytuowanych, lecz w dużej mierze od wszystkich do posiadających dzieci. Czy wręcz do elektoratu partii rządzącej.
500 plus na pierwsze dziecko niektórzy uważają wręcz za ciche wprowadzenie podatku bykowego. Faktem jest, że sztandarowy program Dobrej Zmiany nie przyniósł ani poprawy sytuacji demograficznej, ani nawet trwałego ożywienia konsumpcji. Byłbym też ostrożny ze wskazywaniem 500 plus jako czynnika nakręcającego inflację, choć wielu ekspertów właśnie tak uważa.
Dodajmy jednak do jednego rządowego programu sypania pieniędzmi w wyborców pozostałe: pozostałe formy finansowego wspierania rodziców, trzynastą i czternastą emeryturę, czy nawet dodatki osłonowe dla najuboższych. Weźmy poprawkę na zwiększenie kwoty wolnej od podatku i błyskawiczne zwiększanie minimalnego wynagrodzenia. Każde z tych posunięć z osobna może wydawać się nawet niezłym pomysłem. Polskę na każde z nich stać. Problem zaczyna się, jeśli zbierzemy je wszystkie razem. Koszt robi się astronomiczny i popychający rządzących do coraz śmielszego sięgania do naszych portfeli.
Większe obciążenia podatkowe i rosnące koszty życia zwiększają presję płacową na przedsiębiorców. Ci w końcu ulegają, zwłaszcza że pracowników w Polsce często brakuje. Do tego dodajmy kryzys energetyczny, będący wypadkową wielu czynników, oraz oczywiście epidemię koronawirusa. To razem daje nam rekordową inflację, która z każdym miesiącem zżera nie tylko nasze wypłaty, ale też korzyści z rządowych programów socjalnych.
Posunięcia PiS w kwestii podatków i programów socjalnych należy traktować jako jedną całość
Dla samego rządu inflacja akurat jest zjawiskiem pozytywnym, przynajmniej dopóki wyborcy nie zaczynają uzbrajać się w widły i pochodnie. Spadek wartości pieniądza to wyższe ceny i wyższe pensje, to z kolei oznacza wyższe wpływy z podatków. Zmniejsza również wartość długu publicznego. Ktoś mógłby spytać: a co z wydatkami budżetowymi? Przecież państwo też musi wypłacać pensje. Tyle tylko, że nasze państwo nie ma najmniejszych skrupułów przed zamrażaniem płac w budżetówce, często na długie lata.
Zastanawiamy się teraz, jak to możliwe, że Polski Ład skończył się tak spektakularną katastrofą. A przecież ten program, mający zapewnić rządzącym kolejną kadencję sprawowania władzy, jest tylko zwieńczeniem pewnej większej całości. Lata rządów Zjednoczonej Prawicy należy w tym kontekście odczytywać całościowo. Dlatego nie ma znaczenia, czy teraz czysto metaforycznie potoczą się głowy ministra finansów i jego współpracowników. Decyzje zapadały w zupełnie innym miejscu. Jeśli szukać prawdziwych winowajców, to będą nimi premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Postawmy bowiem sprawę jasno: wyciąganie pieniędzy podatników na niespotykaną dotychczas skalę służy temu, by za te pieniądze przekupić i zaktywizować swoich wyborców. To z kolei sukcesywnie doprowadzało finanse publiczne i polski system podatkowy na skraj wytrzymałości. Polski Ład stanowi jedynie „o jeden most za daleko”. Założenia były piękne, wyszło – cytując Marka Suskiego – jak zwykle. Sformułowanie „jak zwykle” jest tutaj znamienne.
Rządzący się nie zmienią. Czemu mieliby, skoro program Podatki plus cały czas działa?
Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć, że z koronawirusem, inflacją i kryzysem energetycznym boryka się właściwie pół świata zachodniego. Że wiele czynników jest całkowicie niezależnych od polityków. Owszem, to prawda. Problem tylko w tym, że nasi rządzący przez lata dobrej koniunktury trwonili kapitał wypracowywany przez Polaków. Teraz, gdy przyszedł kryzys, nasze państwo dopadł imposybilizm, rządzących dopadło ich własne legislacyjne niechlujstwo i oderwanie od rzeczywistości. Polska zaś radzi sobie z tymi samymi problemami dużo gorzej niż reszta.
Czy przyjdzie jakaś refleksja i poprawa? Rządzący wciąż mają ok. 30 proc. w każdym sondażu poparcia dla partii politycznych. Czemu więc mieliby się zmieniać? Jeżeli coś jest głupie i wciąż działa, to głupim najwyraźniej nie jest.