Od czasu do czasu w debacie publicznej ktoś rzuci hasłem, że rząd wprowadzi bykowe, czyli podatek płacony przez kawalerów. Najczęściej to po prostu kaczki dziennikarskie. Co jednak, jeśliby się okazało, że w rzeczywistości bykowe jest z nami już od lat? Ma jednak nieco inną formę. Nazywa się „Program Rodzina 500 plus”.
Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców sugeruje, że 500 plus na pierwsze dziecko to bykowe pod inną nazwą
Sytuacja gospodarcza Polski jest w tym momencie zła. Borykamy się nie tylko z pandemią koronawirusa i skutkami gospodarczymi kolejnych obostrzeń, ale także z inflacją oraz wysokimi cenami surowców energetycznych. Rząd musi równocześnie ratować portfele wyborców za pomocą różnorodnych tarcz i zarazem utrzymywać rozbudowane programy socjalne. Budżetu zaś nie da się rozciągać wiecznie, zwłaszcza bez pieniędzy z Unii Europejskiej. Sprawdzanym rozwiązaniem wydają się nowe podatki. Być może więc, na przykład, rząd wprowadzi bykowe?
Tym określeniem nazywano podatek płacony w okresie Polski Ludowej przez osoby niezamężne, bezdzietne i mające powyżej 21 roku życia. Temat pojawia się od czasu do czasu w przestrzeni publicznej. Najczęściej to po prostu luźne rozważania lub wręcz kaczki dziennikarskie. W końcu wprowadzenie takiej daniny byłoby szalenie wręcz niepopularne i żaden trzeźwo myślący polityk nigdy nie zaryzykowałby w ten sposób słupków procentowych swojej partii, prawda? Okazuje się, że niekoniecznie.
Business Insider opublikował wypowiedź Cezarego Kazimierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Dotyczyła ona przede wszystkim tego, w jaki sposób rząd mógłby w miarę skutecznie zwalczać inflację. Remedium stanowi okrojenie rozbudowanych programów socjalnych. To nie powinno być chyba dla nikogo zaskoczeniem. W tej konkretnej wypowiedzi znajduje się jednak jeden bardzo interesujący fragment.
Ja od jednego z polityków PiS słyszałem, że 500 plus na pierwsze dziecko to jest innowacyjna forma wprowadzenia podatku z jednoczesnym wprowadzeniem bykowego bez nazywania tego bykowym
Czy to oznacza, że sztandarowy program partii rządzącej, cudowne dziecko polskiego socjalu to tak naprawdę znienawidzona danina pod inną nazwą? Pewnych podobieństw z pewnością doszukać się można.
Rząd wprowadzi bykowe by skłonić Polaków do rozmnażania się? Komuniści już próbowali
Przede wszystkim należałoby się przyjrzeć samej konstrukcji peerelowskiego bykowego. Była to tak naprawdę podwyższona stawka podatku dochodowego. Jak już wspomniano, bykowe obejmowało osoby stanu wolnego i bezdzietne powyżej 21 roku życia. Od 1956 r. wyższy podatek płaciły osoby mające co najmniej 25 lat. Dzisiaj taką daninę nazwalibyśmy „podatkiem od singli„.
Bardzo łatwo się domyślić celu wprowadzenia takiej specjalnej daniny. Chodziło o karanie obywateli PRL za nieodpowiednią postawę życiową, która nie była produktywna z punktu widzenia polityki społecznej państwa. Władzom komunistycznym zależało w końcu na odbudowie państwa po koszmarach II wojny światowej, w tym także na zwiększeniu samej liczby ludności. W tym celu obywatele powinni się rozmnażać. Jeśli zaś nie chcieli, to niech się przynajmniej dołożą na tych, którzy wnoszą swój wkład w odbudowę demografii Polski Ludowej. Brzmi podejrzanie znajomo, nieprawdaż?
Program Rodzina 500 plus nie stanowi oczywiście podatku. Na pierwszy rzut oka jest wręcz przeciwnie: państwo pierwszy raz dało coś Polakom. To znaczy: po raz pierwszy jakiś rząd wprowadził program socjalny polegający na danie każdemu obywatelowi spełniającemu określone kryterium pieniądze do ręki. Tym kryterium jest oczywiście posiadanie dziecka. Najpierw dwójki, później program rozszerzono także o pierwsze dziecko.
Program Rodzina 500 plus co do swojej istoty rzeczywiście wydaje się bardzo podobny do peerelowskiego bykowego
Skąd więc porównanie do bykowego? Oczywistym jest, że pieniądze na realizację tego programu nie biorą się znikąd. Rozbudowany polski socjal kosztuje, składamy się na niego wszyscy płacąc podatki. Każdy z nas w jakiejś formie podatki płaci, choćby i nawet kupując towary w sklepie za cenę powiększoną o VAT. To słynne „przerzucanie na konsumenta” podatków pośrednich.
Jeżeli ktoś ma dziecko i równocześnie nie ma zbyt wysokich dochodów, to zyskuje. Im więcej ma dzieci i im mniej dokłada się poprzez swoich podatków do „polskiego państwa dobrobytu”, tym zysk jest większy. Jeżeli ktoś nie ma dzieci – finansuje program bez najmniejszych nawet korzyści dla siebie. Tym samym zachodzi proces redystrybucji. Nie od bogatych do biednych, lecz od bezdzietnych do posiadających dziecko. Rządzący nie muszą więc wprowadzać bykowego jako osobnej daniny. Cały mechanizm wynikający z istoty tego podatku jak najbardziej już funkcjonuje.
Warto przy tym po raz kolejny przypomnieć, że 500 plus nie działa. Nie przyniosło Polsce wyjścia z zapaści demograficznej. I to nawet bez uwzględnienia covidowej katastrofy. Także peerelowskie bykowe nie stanowiło istotnego czynnika zachęcającego obywateli do posiadania dzieci. Ot, relatywnie drobna niedogodność, jak na komunistyczne standardy. Populacja PRL poprawiła się na skutek powojennego wyżu demograficznego, ówczesne władze uznały, że nie ma sensu tej daniny dalej utrzymywać.
Obecna władza wciąż wydaje się zafiksowana na punkcie dzietności. Świadczą o tym kolejne „strategie demograficzne” i wszechobecna wręcz fetyszyzacja rodziny. Doświadczenia Polski Ludowej uczą jednak, że nie da się Polaków zmusić do posiadania dzieci, jeśli ci nie chcą tego sami z siebie. Tylko czy tu rzeczywiście chodzi o osiągnięcie konkretnego rezultatu, czy raczej o sprawianie wrażenia, że bardzo się starają?