Szkoła zaprosiła policjantkę na pogadankę z uczniami, a ta zaczęła wypytywać o ich dane i straszyć dzieci wpisaniem do Krajowego Rejestru Karnego. Tym samym groziła im, że w przyszłości nie znajdą pracy, a ich rodzice ze swojej z hukiem wylecą. Czy tak powinien reagować policjant z wydziału zajmującego się nieletnimi?
To jedna z tych historii, która jest jednocześnie straszna, ale i zabawna na swój pokrętny sposób. Z jednej strony szokuje, ale też ciężko znaleźć osobę, która nie przyznałaby, że coś w tym jest na rzeczy nawet, jeżeli uznamy, że relacja jednej strony brzmi na nieco naciąganą. Wszystko wydarzyło się w grudniu w jednej ze szkół podstawowych. Dyrekcja postanowiła zaprosić policjantkę w celu przeprowadzenia zajęć, czy też pogadanki, na temat demoralizacji nieletnich, ich odpowiedzialności karnej oraz zagrożeń w cyberprzestrzeni. Poprowadziła je policjantka z wydziału ds. profilaktyki społecznej, nieletnich i patologii Komendy Rejonowej Policji.
Dokładny przebieg wydarzeń nie jest do końca znany, co powoduje sporo pytań. Niemniej jednak z relacji obecnych wychowawców, jak i samych uczniów wynika, że policjantka zwyczajnie nie radziła sobie z zadaniem. Rzeczpospolita pisze, że zajęcia miały być prowadzone w atmosferze wrogości i zastraszania. W pewnym momencie prowadząca miała zacząć prosić obecnych uczniów o podanie danych osobowych swoich oraz ich rodziców. Miało to wynikać z niewłaściwego ich zachowania, a policjantka miała grozić tym dzieciom, że ich dane trafią do Krajowego Rejestru Karnego. To samo miało spotkać ich rodziców. Argumenty prowadzącej miały sugerować, że wpisanie do KRK spowoduje, że w przyszłości nie znajdą pracy, a ich rodzice swoją pracę stracą. W końcu w większości zakładów pracy zaświadczenie o niekaralności to jeden z dokumentów, które trzeba złożyć przy rekrutacji.
Policjant grozi dziecku na szkolnej pogadance
Słowa policjantki wywołały słuszne poruszenie rodziców, którzy twierdzili, że dzieci po powrocie do domu były zastraszone i płakały. Zbulwersowani rodzice złożyli skargę do naczelnika lokalnej komendy. Uzasadniali to tym, że zachowanie prowadzącej było manipulacją, wprowadzaniem w błąd i najzwyklejszym w świecie grożeniu konsekwencjami prawnymi. Jakby tego było mało, sprawą zainteresował się również sam Rzecznik Praw Obywatelskich, który poprosił komendanta do udzielenia wyjaśnień w tej sprawie.
Podejrzewam, że w trakcie zajęć młodzież postanowiła się po prostu wygłupiać. Pech chciał, że młodzież w wieku gimnazjalnym to chyba najgorszy wiek, w którym każdemu buzują hormony, co sprawia, że taki nastolatek jest mieszaniną wszystkich emocji. Najwidoczniej trafiło to na podatny grunt, a słabo przygotowana do spotkania policjantka zwyczajnie nie podołała emocjom młodzieży. Moim zdaniem tu dochodzimy do clue całej sprawy, a więc wysłania na spotkanie do szkoły osoby, która nie była przygotowana na zderzenie ze ścianą. Tą bez wątpienia jest klasa nabuzowanych nastolatków. To z kolei rodzi moje pytanie i uważam, że powinien je sobie zadać każdy obywatel w tym kraju. Czy policjant, który daje się wyprowadzić z równowagi nastolatkom faktycznie nadaje się do tej pracy? Policjant grozi dziecku konsekwencjami na szkolnej pogadance – to powinno mrozić krew w żyłach. Jak potem można się dziwić, że młodzież maluje pewne hasła na budynkach, a policji po prostu nie szanuje?