Podobno nie mamy już problemów z bezrobociem. W europejskich rankingach nasz kraj zajmuje od dawna przyzwoite miejsce. Partia rządząca przechwala się nawet sierpniowym wynikiem 2,8 proc. Tyle tylko, że to nieprawda. Nie chodzi nawet o to, że GUS podawał wówczas wynik 5 proc. Bezrobocie w Polsce powiatowej i wśród młodych dalej jest zauważalne.
To nieprawda, że Polska jest krajem praktycznie bez bezrobocia. Politycy zresztą ochoczo manipulują wskaźnikami
Wydawać by się mogło, że Polska stała się państwem, w którym każdy, kto chce pracować, znajdzie sobie zaraz jakieś zajęcie. Od lat cieszymy się wynikiem nie dość, że jednoprocentowym, to jeszcze stosunkowo niskim. Można by wręcz zaryzykować tezę, że na tle innych europejskich państw radzimy sobie naprawdę nieźle, na przekór trapiących nasz kraj kryzysów. Im bliżej jednak przyjrzymy się całemu zjawisku, tym bardziej ta fasada państwa praktycznie bez bezrobocia zaczyna się kruszyć.
Politycy i funkcjonariusze partii rządzącej starali się nas przekonać w poniedziałkowej debacie, że bezrobocie w Polsce wyniosło w sierpniu zaledwie 2,8 proc. Byłby to świetny wynik, gdyby tylko zgadzał się z zazwyczaj stosowanymi nad Wisłą danymi GUS. Telewizja Polska postanowiła wykorzystać korzystniejszy wskaźnik BAEL – Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności, którym posługuje się Eurostat. Sierpniowy odczyt Głównego Urzędu Statystycznego sugeruje bezrobocie na poziomie 5 proc.
Na czym polega różnica? BAEL uwzględnia jedynie osoby aktywnie poszukujące pracy w ciągu ostatniego tygodnia. GUS podaje dane dotyczące udziału osób zarejestrowanych jako bezrobotni wśród osób aktywnych zawodowo. Pikanterii całej sprawie dodaje to, że równocześnie PiS próbując wmówić wyborcom, że bezrobocie w Polsce za rządów PO-PSL wynosiło aż 15 proc., posługuje się właśnie wskaźnikami GUS. Okazuje się wręcz, że są gotowi korzystać z obydwu naraz, byleby wynik pasował do ich politycznej narracji.
Przedwyborczą debatę przywołuję także z innego powodu. Politycy reprezentujący media opozycyjne dość chętnie wytykali rządzącym, że bezrobocie w Polsce powiatowej jest zauważalnie wyższe niż ogólnopolska średnia. Donald Tusk sugerował na przykład, że w Przysusze, do której zamiast na debatę udał się Jarosław Kaczyński, bezrobocie wynosi aż 18 proc. Temu zjawisku zdecydowanie warto przyjrzeć się dokładniej. W końcu nie wszyscy Polacy mieszkają w metropoliach.
Bezrobocie w Polsce powiatowej sugeruje, że nie należy podchodzić bezkrytycznie do ogólnopolskich statystyk
Już na poziomie poszczególnych województw możemy dostrzec różnice pomiędzy poszczególnymi częściami kraju. Bezrobocie na koniec lipca tego roku najniższe było w województwie wielkopolskim, gdzie wyniosło 2,9 proc. Na drugim miejscu znajdziemy województwo śląskie z wynikiem 3,6 proc. Powyżej ogólnopolskiej średniej, która wówczas również wynosiła 5 proc., znajdziemy jeszcze pięć województw. Są to: mazowieckie, lubuskie, dolnośląskie, pomorskie i małopolskie. Na przeciwnym końcu skali z wynikiem 8,4 proc. mamy województwo podkarpackie. W warmińsko-mazurskim bezrobocie wynosiło średnio 8,2 proc.
Dopiero bezrobocie w Polsce powiatowej pokazuje skalę problemu. Posiłkując się danymi opublikowanymi przez Forsal.pl, bez trudu znajdziemy aż 85 powiatów z dwucyfrowym wynikiem. Najgorzej było w powiecie szydłowieckim, gdzie wskaźnik ten wynosił 24,6 proc. Na trzecim miejscu najwyższego bezrobocia uplasował się z wynikiem 18,4 proc. właśnie powiat przysuski, który znajduje się przecież w województwie mazowieckim.
Poza głównymi metropoliami naszego kraju bezrobocie cały czas ma się dobrze. Trudno byłoby każdemu poszukującemu pracy podpowiadać przeprowadzkę albo dojeżdżanie do pracy. Największe polskie miasta to nie tylko wyższe średnie pensje, ale także zauważalnie większe koszty utrzymania. Do tego dochodzi problem z zakupem czy nawet wynajmem mieszkania za względnie rozsądną cenę.
Nie da się ukryć, że nie każdy ma w ogóle ochotę gdziekolwiek wyjeżdżać. Ignorowanie potrzeb i aspiracji mieszkańców mniejszych miejscowości to błąd, który nasze państwo popełnia przynajmniej od niesławnej reformy administracyjnej z 1999 r.
Młodzi mieszkańcy mniejszych miejscowości wciąż mają problem ze znalezieniem pracy
To nie koniec elementów składowych problemu. Teoretycznie nawet bezrobocie w Polsce powiatowej nie powinno być problemem, bo przecież pracy brakuje. W końcu po coś ściągamy do kraju mnóstwo imigrantów z praktycznie całego świata. Tyle tylko, że mamy tutaj do czynienia z mechanizmem znanym z pozostałych państw rozwiniętych. Przybysze z zagranicy wykonują zawody, których nie chcą się parać obywatele państwa-gospodarza.
Mowa o względnie słabo płatnych posadach, żmudnej i ciężkiej pracy fizycznej, albo o zajęciach z mizerną perspektywą na awans i rozwój. Nie jest przy tym tajemnicą, że niektórzy polscy pracodawcy nie wyobrażają sobie działalności gospodarczej bez niskopłatnej siły roboczej. Tym samym są oferty, które Polacy omijają szerokim łukiem i trudno im się właściwie dziwić. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę panujące w naszym kraju od lat przekonanie, że praktycznie każdy młody człowiek powinien skończyć studia.
Warto przy tym wspomnieć, że osoby dopiero wkraczające na rynek pracy mają większe problemy ze znalezieniem pracy. Bezrobocie wśród młodych stanowi prawdziwe utrapienie większości cywilizowanego świata. Jak jest w Polsce? Dane GUS za drugi kwartał tego roku sugerują, że w kategorii wiekowej 15-24 lata bezrobotnych jest aż 11 proc. Nie sposób nie zauważyć, że osoby niepełnoletnie poszukują pracy rzadziej niż częściej.
Bezrobocie w Polsce powiatowej i wśród młodych zebrane razem jasno sugerują, że nie powinniśmy bagatelizować problemu. Statystyczny Polak wciąż może mieć problemy ze znalezieniem pracy. Być może spośród zadań dla następnej kadencji parlamentu należałoby uwzględnić także próbę zmniejszenia dystansu pomiędzy metropoliami i mniejszymi miejscowościami. Inaczej będziemy mieli nowy podział na „Polskę A” i „Polskę B”, jeszcze gorszy od poprzedniego.