Mieszkańcy Wenezueli protestują tysiącami przeciwko rządom Nicolasa Maduro
Obecny prezydent Wenezueli został zaprzysiężony na drugą kadencję raptem 10 stycznia tego roku. Co prawda w wyborach uzyskał aż 68% głosów, jednak z całą pewnością pomógł mu fakt, że jego kontrkandydaci "przypadkiem zupełnym" zostawali pozbawieni praw wyborczych. Niektórzy z nich po prostu lądowali w więzieniach. Rządy Maduro nie cieszą się obecnie uznaniem międzynarodowym, przynajmniej ze strony USA czy państw europejskich. Pośród rządów Ameryki Południowej, władze Wenezueli wydają się również być coraz bardziej osamotnione. W międzyczasie obywatele masowo uciekają z tego kraju a on sam balansuje na granicy katastrofy humanitarnej.
Na chwilę obecną, jak podaje CNN, protesty w Wenezueli zdecydowanie przybierają na sile. W stolicy tego państwa, Caracas, zgromadziły się tysiące demonstrantów. Data protestów nie jest wybrana przypadkowa. 23 stycznia przypada 61 rocznica obalenia dyktatora, gen. Marcosa Pereza Jimeneza. Protestujący zarzucają Nicolasowi Maduro zaprowadzenie w Wenezueli dyktatury. Powołują się przy tym nie tylko na fakt ostatnich wyborczych manipulacji, ale również na brutalne rozprawienie się z demonstracjami z 2017 r. Zginąć miało wówczas nawet 120 protestujących. Na chwilę obecną, mówi się o kilku ofiarach obecnych wystąpień. Warto wspomnieć, że masowe protesty przeciwko rządom Maduro trwają, z przerwami, już od 2014 r.
Przewodniczący wenezuelskiego Zgromadzenia Narodowego ogłosił się tymczasowym prezydentem, niemal natychmiast uzyskując poparcie Donalda Trumpa
Obecne protesty w Wenezueli wywołały błyskawiczną reakcję ze strony Stanów Zjednoczonych. Jeszcze 22 stycznia wiceprezydent Mike Pence między innymi oświadczył, że Maduro jest "dyktatorem nieposiadającym legitymacji do dalszego sprawowania rządów". Zapewniał również o pełnym wsparciu swojego kraju dla przywrócenia demokracji w Wenezueli. Co więcej, zrobił to w imieniu prezydenta Donalda Trumpa. W odpowiedzi władze Wenezueli postanowiły "dokonać rewizji stosunków dyplomatycznych z USA". Oskarżają one Amerykanów o próbę przeprowadzenia w tym kraju zamachu stanu.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Tymczasem w samym Caracas, przewodniczący wenezuelskiego Zgromadzenia Narodowego, Juan Gauido, ogłosił się tymczasowym prezydentem i został zaprzysiężony przed protestującym tłumem. Donald Trump, po niecałej godzinie, uznał go za jedynego legalnego przywódcę Wenezueli. Podkreślił on również, że mieszkańcy tego państwa z odwagą przeciwstawiają się reżimowi Maduro, domagając się wolności i przywrócenia rządów prawa. Co więcej, USA jednocześnie zachęca inne kraje szeroko rozumianego zachodu do pójścia w swoje ślady. Spodziewać się można, że do Stanów Zjednoczonych niebawem dołączą inne kraje zachodnie.
Protesty w Wenezueli to skutek kolejnej nieudanej próby zastąpienia wolnego rynku przez państwo
Analizując obecne protesty w Wenezueli, nie sposób nie pamiętać o przyczynach obecnej sytuacji. Nicolas Maduro jest następcą charyzmatycznego, radykalnie lewicowego prezydenta tego kraju, Chugo Chaveza. Ten rządził Wenezuelą w latach 1999-2013. Mniej-więcej od nieudanego zamachu stanu z 2012 r. jego rządy szły coraz bardziej w kierunku próby budowania kolejnej utopii w stylu "realnego socjalizmu". Oznaczało to, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, z jednej strony nacjonalizację kluczowych gałęzi gospodarki i stopniowe rozmontowywanie swobód politycznych, z drugiej zaś postawienie na spółdzielczość, rady pracownicze czy komunalne.
O ile w założeniach teoretycznych wenezuelski "boliwarianizm" różnił się znacząco od tego, co pamiętamy z czasów Polski Ludowej, o tyle praktyka była bardzo podobna. Państwo nieudolnie próbowało zastąpić wolny rynek. W polityce zagranicznej, Chavez stał w ostrej opozycji względem ingerencji USA w sprawy Ameryki Południowej.
Wysokie ceny ropy naftowej utrzymywały wenezuelską gospodarkę na powierzchni, jednak już wówczas można było dostrzec pewne podwaliny nadchodzącego kryzysu. Chavez w 2013 r. zmarł na raka a rządy w kraju przejął Nicolas Maduro. Ten pozbawiony jest zarówno charyzmy, jak i umiejętności poprzednika. W międzyczasie ceny ropy zdążyły zdrowo spaść, rządy "boliwariańskie" okazały się nieudolne. Na Wenezuela spadła plaga hiperinflacji, mieszkańcy tego niegdyś dość zamożnego kraju zaczęli mieć problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb bytowych. Na domiar złego drastycznie wzrosła przestępczość. Zgodnie z rankingiem opublikowanym w 2016 r. przez portal bankier.pl, Caracas stało się najbardziej niebezpiecznym miastem na całej planecie.