Rosjanie są już naprawdę zdesperowani. Rosyjska machina wojenna okazała się kolosem na glinianych nogach. Inwazja na Ukrainę poszła im tak źle, że teraz Putin grozi bronią jądrową światu. Liczy, że Zachód przerazi się i pozwoli mu na wszystko, co tylko sobie zażyczy. Czas mu wyrwać ostatnią kartę z ręki.
Na naszych oczach upada mit „rosyjskiej potęgi”. Papierowy tygrys jednak próbuje warczeć na najsilniejszy sojusz wojskowy w historii świata
Stało się coś naprawdę niebywałego i niebezpiecznego. Władimir Putin grozi bronią jądrową światu. Prezydent Federacji Rosyjskiej polecił postawić tamtejsze wojska jądrowe w stanie specjalnej gotowości. Szokujący jest powód: Putin poczuł się zagrożony wypowiedziami głównych państw NATO, które uznał za agresywne. Cóż się takiego stało? Państwa świata zachodniego nie kupiły rosyjskich kłamstw, bredni i urojeń odnośnie wojny na Ukrainie. Jednoznacznie potępiają agresję Kremla i nakładają na Rosję sankcje.
Warto przy tym zaznaczyć, że kontyngenty NATO na wschodniej flance nie mogą się w żadnym stopniu równać z siłami inwazyjnymi skierowanymi na Ukrainę przez Putina. Mowa o raptem kilku-kilkunastu tysiącach żołnierzy, wobec ponad 150 tysięcy Rosjan. Nie wspominając nawet o Czeczeńcach, czy wojskach Białorusi służących już tak naprawdę nie Łukaszence, lecz meldujących się Kremlowi.
Żadne z państw NATO nawet przez moment nie wspomniało o choćby ograniczonej interwencji zbrojnej w obronie Ukrainy. Nikt nie snuje żadnych planów wojen z Rosją i jej białoruską satrapią. Władimir Putin grozi bronią jądrową światu, bo zachodni przywódcy brzydko o nim mówią. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy Rosja szantażuje NATO grożąc wojną.
W gruncie rzeczy zagranie kartą atomową nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę jakże „spektakularne” postępy rosyjskiej inwazji. Najeźdźcom nie udało się zająć żadnego z głównych ukraińskich miast, nie udało im się złamać bohaterskiego oporu obrońców. Rosyjscy żołnierze giną setkami, jeśli wierzyć ukraińskim relacjom – wręcz tysiącami. Tracą dziesiątki, jeśli nie setki, pojazdów wojskowych.
Co gorsza, upadł na naszych oczach mit rosyjskiej potęgi wojskowej. W walce z nowoczesną armią Kreml jest niemalże bezradny. Jedyne co jest w stanie zrobić, to rzucać na śmierć masy swoich żołnierzy. Przypomina to Wojnę Zimową przeciwko Finlandii w 1940 r., czy katastrofalną w skutkach pierwszą wojnę w Czeczenii. Obserwatorzy dostrzegają, że rosyjski sprzęt wojskowy jest podejrzanie wręcz stary. Czyżby wszystkie te supernowoczesne rosyjskie konstrukcje ostatnich dwóch dekad okazały się atrapami?
Putin grozi bronią jądrową światu dlatego, że grunt pali mu się teraz pod nogami
Jakby tego było mało, rosyjska gospodarka niekoniecznie musi być w stanie uzupełniać straty w sprzęcie, pociskach i amunicji. Nawet jeśliby była, to i tak oznaczają one dla Kremla ogromne koszty. Te może być trudno uzupełnić, biorąc pod uwagę spodziewane spowolnienie gospodarcze wywołane sankcjami. Wbrew obrazowi „potężnej Rosji” kreowanym w mediach, dzisiejsza Federacja Rosyjska nie jest nawet schyłkowym Związkiem Radzieckim. Gospodarczo to państwo oparte o eksport surowców, o PKB mniejszym niż Kanada i populacji mniejszej niż Nigeria oraz Bangladesz.
Porażka inwazji nie wchodzi jednak dla Putina w grę. Tak spektakularna klęska, zwłaszcza w ataku wymierzonym w „bratni” naród, oznacza realne zagrożenie dla jego władzy. Być może także życia. Dlatego właśnie rosyjski przywódca jest zdesperowany. Widząc zaangażowanie autentyczne zaangażowanie zachodu we wsparciu dla Ukrainy próbuje teraz odwrócić los poprzez zastraszenie całego świata. Putin grozi bronią jądrową po to, by przestraszony zachód zrobił wszystko to, czego on sobie życzy. Żeby przestał mu przeszkadzać i pozwolił utopić Ukrainę we krwi.
Może mu się to udać, jeśli odpowiedź na atomowe pohukiwania nie będzie dostatecznie stanowcza. Putin wcale nie zapomniał, że Rosja nie jest jedynym mocarstwem atomowym na świecie. I to pomimo niedawnych ostrzeżeń francuskiego ministra spraw zagranicznych. Jean-Yves Le Drain słusznie zauważył w piątek, że:
Prezydent Rosji „próbuje nas zastraszyć”, demonstruje „mięśnie”. Doskonale wie, że Sojusz Atlantycki to także sojusz nuklearny. Jego słowa mogą straszyć, ale on bardzo dobrze zna równowagę sił. Odpowiadamy, że też mamy broń nuklearną
Jeżeli NATO zareaguje twardo na nuklearne pogróżki Putina, to może być początek jego końca
Owszem, świat od Kryzysu Kubańskiego w 1962 r, nie był tak blisko konfliktu atomowego. Owszem, wybuch wojny atomowej może oznaczać unicestwienie cywilizacji, jakiej znamy. Nic dziwnego, że nikt zdrowy na umyśle nie nie chciałby takiego obrotu sprawy. Rosja jednak żeruje na tym naturalnym strachu przed konfrontacją, bezwzględnie i cynicznie go wykorzystuje. Warto bowiem zastanowić się, co jeśli Putin nie jest już zdrowy na umyśle? Jeśli jest starym, zdesperowanym tyranem, któremu właśnie pali się grunt pod nogami?
Jeżeli rzeczywiście jest gotowy użyć broni jądrowej, to obowiązkiem państw NATO jest odpowiedzieć. Przecież alternatywą jest bezwarunkowa akceptacja na każdą kolejną rosyjską inwazję – w tym także na państwa NATO. Rosyjskie aspiracje do odbudowy dawnej radzieckiej strefy wpływów obejmują nie tylko Ukrainę i Białoruś, ale także Litwę, Łotwę i Estonię. Nie oszukujmy się: jeśli ulegniemy teraz szantażowi, to Putin wymorduje dzieci, kobiety i mężczyzn nie tylko na Ukrainie, ale wszędzie gdzie tylko mu się zamarzy.
Jeśli to tylko blef, to należy wytrącić Putinowi atomową kartę z rąk. W tej sytuacji rozsądnym posunięciem jest postawienie w pełnej gotowości bojowej sił Sojuszu Północnoatlantyckiego, wliczając w to jego arsenał nuklearny. Być może czas wysłać sygnał do otoczenia rosyjskiego prezydenta. O ile on sam może sprawiać wrażenie, że ma niewiele do stracenia, to jego dowódcy i ministrowie mogą niekoniecznie podzielać ten autodestrukcyjny pęd. Zachód musi jednak zdać sobie wreszcie sprawę z własnej siły i słabości swojego przeciwnika.
W tym momencie już chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, że świat odetchnie tylko wtedy, gdy rządy Władimira Putina się skończą. Oby nie zdążył pociągnąć za sobą całego świata.