Może sobie kupię za pośrednictwem Revoluta akcje Zalando, albo Borussii Dortmund. Jeszcze nie zdecydowałem. Słabo to jednak wygląda.
Musimy rozdzielić kilka kwestii. Po pierwsze – to dobrze, że Revolut umożliwia wreszcie kupowanie akcji europejskich spółek. Najwyższy czas, ponieważ moim zdaniem mają najlepszą wizualnie aplikację do handlowania na giełdzie. Jednocześnie przypominam, że Revolut to generalnie dość droga zabawa, z prowizjami i/lub abonamentami, które bardzo często da się obejść taniej przy pomocy polskich banków czy konkurencyjnych polskich domów maklerskich.
Choć warto nadmienić, że Revolut oferuje bardzo starannie limitowany, ale bezprowizyjny obrót akcjami. Zależnie od posiadanego planu, klienci Revolut mogą wykonywać 1 (plan Standard), 3 (plan Plus), 5 (plan Premium) lub 10 (plan Metal i Ultra) bezprowizyjnych transakcji w miesiącu. To jest takie sobie, biorąc pod uwagę, że plan Ultra, który właśnie mam przyjemność nieodpłatnie testować (być może opiszę szerzej swoje wrażenia), kosztuje na co dzień aż 260 złotych miesięcznie.
Po drugie – to źle, że oferta Revoluta jest póki co troszkę ograniczona
A mianowicie od dziś zyskujemy możliwość kupowania zaledwie 73 spółek notowanych na europejskich rynkach. Nie ma w tym gronie na przykład polskich spółek, takich jak Orlen. Nie udało mi się też kupić InPostu, z którego kupowaniem w Polsce generalnie jest utrudniona sprawa (a jest notowany na holenderskiej giełdzie). Jest za to Adidas, Zalando, Nordea czy Borussia Dortmund. Ale to mało, trochę mało.
Po trzecie – to dobrze, że Revolut konsekwentnie pozwala na kupowanie akcji na kawałki, bo dzięki temu nawet osoby o skromniejszych zasobach mogą bawić się/uczyć się inwestowania. Nie zapominajmy też, że niekiedy pojedyncze akcje są po prostu potwornie drogie.
Po czwarte – cały ten europejski skok Revoluta przypomniał mi w jak kiepskiej sytuacji znajduje się nasz kontynent, nasza wspólnota gospodarcza
Często pogrążam się w refleksji, że nasz czas przeminął, a europejskie giełdy są jednym z czynników, które powoli brutalnie każą się godzić ze spadkiem znaczenia Europy na skutek globalizacji, większej innowacyjności i inicjatywy w Ameryce, Azji czy na Bliskim Wschodzie. Europa jest gnuśna, biegnie siłą rozpędu, ale przegrała kompletnie sektor technologiczny, nie radzi sobie dobrze w sektorze istotnych surowców, na dodatek chyba przegra motoryzację, która przez wiele lat była jej siłą napędową. Nie wierzę, że na farmacji czy markach modowych da się dominować nad światem na dłuższą metę, nie widzę też inicjatyw, które mogłyby pozwolić na odwrócenie tego trendu, a Unia Europejska, jak miało to miejscu na przykład w przypadku ACTA 2, absurdalnymi regulacjami raczej stara się jedynie minimalizować koszt przegranego wyścigu o przyszłość.