Sankcje za uchodźców – a dokładnie, za ich nieprzyjęcie, wbrew zobowiązaniom podjętym jeszcze przez poprzedni rząd. Taki scenariusz kreśli Komisja Europejska, której cierpliwość do naszego kraju powoli się kończy. Czym to grozi w praktyce?
Konflikt na Bliskim Wschodzie (do którego powstania tzw. Zachód wydatnie się przyczynił, destabilizując sytuację geopolityczną regionu wojną w Iraku), oprócz tragicznego żniwa na miejscu, spowodował również ogromną falę migracji. Miliony ludzi musiało opuścić swoje domostwa, w części kierując się w stronę bezpiecznej Europy. Wiele osób, ryzykując zdrowiem i życiem, dotarło do granic Unii Europejskiej i zostało umieszczonych w tymczasowych obozach dla uchodźców (jak we francuskim Calais). Nie da się jednak ukryć, że kraje, w których powstały takie obozy, musiały się zmierzyć z wieloma problemami, z których najważniejszym jest to, kto za to wszystko zapłaci?
Unia Europejska wymyśliła więc praktyczne zastosowanie ogólnej koncepcji europejskiej solidarności – tzw. relokację uchodźców. W skrócie miało to polegać na tym, że każdy kraj miał przyjąć określoną liczbę uchodźców, dzięki czemu koszty (finansowe i społeczne) migracji miały zostać sprawiedliwie rozdzielone między państwa członkowskie. Do Polski miało trafić ok. 6 tysięcy z nich. Ta koncepcja wzbudziła ogromne kontrowersje – w naszej redakcji również.
Sankcje za uchodźców? To realne
Polska po zmianie władzy odcięła się od wcześniejszych deklaracji. Beata Szydło jasno zadeklarowała, że żadnych uchodźców nie przyjmiemy. W międzyczasie rząd próbował to m.in. uzasadnić tym, że do naszego kraju… trafiło wielu Ukraińców. Według aktualnej władzy to również „uchodźcy”. Nie da się zresztą ukryć, że nastroje społeczne w kraju sprzyjają takiemu podejściu rządzących – w styczniu 2016 roku jedynie 4% Polaków wyrażało chęć przyjęcia uchodźców. Wpasowuje się to w ogólnoświatowy trend zamykania własnych granic, czego doskonałym przykładem jest polityka Donalda Trumpa. Takie czasy, że zamiast mostów wolimy budować mury (nie tylko na granicy Meksyk-USA).
Wychodzi zatem na to, że o solidarności chętnie mówimy, gdy chodzi o otrzymanie kolejnej dotacji z funduszy europejskich. Gdy tylko trzeba wydać nieco pieniędzy na pomoc imigrantom, nasze chrześcijańskie wartości chowają się pod płaszczykiem narodowego egoizmu.
Okazuje się jednak, że ten egoizm może nas słono kosztować. Jak informuje Onet:
Komisarz ds. migracji Dimitris Awramopulos powiedział na konferencji prasowej, że wezwał Polskę i Węgry, „które nie relokowały ani jednej osoby, żeby natychmiast rozpoczęły te działania”. (…) Komisja wezwała Węgry, Polskę i Austrię do niezwłocznego rozpoczęcia relokacji. Awramopulos zagroził, że jeśli kraje te nie rozpoczną jej do czerwca, „Komisja Europejska nie zawaha się użyć swoich prerogatyw wynikających z traktatów i rozpocząć procedury o naruszenie prawa UE”.
Ewentualne sankcje za uchodźców będą bolesne
Na czym polega ta procedura? Nie zanurzając się w meandry unijnych procedur, można to uznać za rodzaj dyskusji między KE a rządem kraju członkowskiego na temat ewentualnego naruszania prawa Unii Europejskiej. Jeśli nie zostanie osiągnięty kompromis (kraj nie udowodni swojej „niewinności”), kraj członkowski może być pozwany za naruszanie prawa UE do Trybunału Sprawiedliwości. Wygląda to tak: jeśli Komisja uzna, że dany kraj uchybił jednemu z zobowiązań, które na nim ciążą na mocy Traktatów, wydaje ona uzasadnioną opinię w tym przedmiocie. Uprzednim umożliwia jednak temu państwu przedstawienie swych uwag.
Jeśli Państwo to nie zastosuje się do opinii w terminie określonym przez Komisję, może ona wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. (art. 258 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej)
Ewentualna decyzja Trybunału jest wiążąca dla kraju członkowskiego, który musi wypełnić jego decyzję. Jak się jednak można łatwo domyślić, to procedura długotrwała. Jak informuje Komisja Europejska, średni czas trwania postępowania przed Trybunałem wynosi dwa lata. Z drugiej strony: przed Trybunałem prowadzone już jest postępowanie w sprawie wspomnianych wyżej kwot uchodźców. Decyzja w tej sprawie może w bezpośredni sposób przełożyć się na ewentualne sankcje finansowe dla Polski, które mogą sięgnąć nawet kilku miliardów (!) złotych. Nie wspominając o i tak już mocno nadszarpniętym wizerunku kraju toczącego walkę ze wszystkimi i coraz bardziej izolującego się w Europie.
Może jednak warto byłoby pomóc tym 6 000 uchodźców – jeśli nie z dobrego serca czy poczucia solidarności, to z troski o państwową kasę?