Jak chcemy zrobić podstawowe zakupy, to idziemy do Lidla czy Biedronki. Chcemy kupić artykuły chemiczne czy kosmetyczne – idziemy do Hebe czy Rossmanna. Chcemy kupić elektronikę, idziemy do Media Marktu lub RTV Euro AGD. A jak chcemy zrobić zakupy pozbawione sensu, wybieramy jedną z sieci, których sklepy wyrastają jak grzyby po deszczu.
W każdym większym mieście powstają sklepy nowego formatu. Co to za format? Dobre pytanie. Czym są takie sieci, jak Action, Dealz, TEDi czy ostatnio Woolworth – to właściwie nie wiadomo. W każdym razie marki te podbijają nasz handel.
Naprawdę trudno ich popularność jakoś sensownie wytłumaczyć. Można zrozumieć, czemu sukces odniosła sieć Pepco. To też trochę sklepy ze wszystkim i z niczym, natomiast mają one przynajmniej jasno określoną grupę docelową – młode, oszczędne matki.
Action, Dealz czy TEDi to z kolei sklepy ze wszystkim i z niczym – dla każdego i dla nikogo jednocześnie.
Sklepy bez sensu osiągają wielki sukces
Weźmy Dealz. Można tam kupić rameczki do zdjęć, kable do ładowania telefonów, słodycze, napoje słodzone, karmę dla kotów, lalki, resoraki, baterie, ołówki czy nawet płyty CD z muzyką (!)… Jest w tym wszystkim jakaś myśl przewodnia? Jeśli jest, to naprawdę trudno ją wychwycić. Podobne wrażenie można mieć, jeśli wybierzemy się do Action. Owszem, ceny są zazwyczaj raczej atrakcyjne, natomiast trudno pozbyć się wrażenia, że jest to sklep dla tych, którzy chcą coś kupić, ale tak właściwie to nie wiedzą za bardzo co.
Trochę się wyzłośliwiamy, choć nie da się ukryć, że właściciele sieci odnieśli wielki biznesowy sukces. Samych punktów Action jest już ponad 250, Dealz ma ich ok. 200. Sklepy bez sensu więc trochę sensu oczywiście mają – nakręcają nasz PKB, dają ludziom pracę, dywersyfikują naszą branżę handlową – i tak dalej.
Trudno powiedzieć, po co powstały takie sklepy jak Dealz
Tajemnica ich sukcesu pozostaje natomiast zagadką. Jakimś wyjaśnieniem może być to, że są one zlokalizowane zazwyczaj w tzw. parkach handlowych, które w ostatnich latach trochę przejmują rolę galerii handlowych. Klienci jeżdżą tam na „supermarketowe” zakupy, czasem i na bardziej specjalistyczne zakupy (np. do sklepów z elektroniką) czy do punktów gastronomicznych. I zajrzą do takiego Dealz czy Action przy okazji. I – jak widać – zakupy „przy okazji” to naprawdę spory element naszej branży handlowej. Może zagrał tu też efekt nowości. Polacy kochają nowe marki (co pokazuje sukces restauracji firmy Popeyes), a sklepy sieci ciągle są stosunkowo świeże.