Panią Sylwię Spurek odkryłem, gdy jeszcze pracowała w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Potem zaangażowała się w politykę i u boku Roberta Biedronia trafiła do Parlamentu Europejskiego.
Związana z Lewicą europosłanka jest w moim przekonaniu rzecznikiem tworzonych na poczekaniu problemów, które nie interesują 99,9% ludzi. To są często marginalne zagadnienia dyskryminacyjne, kwestie odmian żeńskich końcówek w słowach czy na przykład parytetów. Wytykałbym, że to naprawdę słabo wydany mandat do europarlamentu, ale z drugiej strony: które takie nie są?
Zresztą – świat nie jest czarno-czerwony i należy oddać polityczce fakt, iż przez lata angażowała się na przykład w walkę z przemocą domową oraz bezrefleksyjnością polskiego prawa w tym zakresie. To nie jest tak, że choć postulaty i problemy podnoszone przez dr Spurek często zahaczają o humor Pythona, należy przekreślać całą postać i jej dorobek.
Parytety płciowe – przypomnę – to jedna z najbardziej seksistowskich koncepcji w debacie publicznej, którą jak na ironię podnoszą środowiska lewicowe. Zakłada ona, że dostęp do sprawowania urzędów czy mandatów powinien być oparty nie na kompetencjach, a na płci kandydata. Już w swoim założeniu stawia wymóg zawarcia jakiegoś kompromisu celem zaspokojenia parytetu. Absurd. Zresztą, podejrzewam, że wielu z nas chętnie znalazłoby się w państwie zarządzanym przez rząd złożony wyłącznie z kobiet, gdyby były to na przykład Angela Merkel, Margaret Thatcher, Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska czy Madeleine Albright. Niestety, kobiety mają spore problemy ze zdobyciem serc wyborców, a zamiast walczyć o swoje na scenie politycznej (jak np. Schetyna od lat walczy z Tuskiem, a Ziobro z Morawieckim) lewicowcy uważają, że powinny zostać uhonorowane wyłącznie z tytułu płci.
Sylwia Spurek kontra parytety i matematyka
Pani Sylwia Spurek opublikowała w serwisie Twitter tweeta, który teoretycznie mógłby kończyć polityczną karierę. Oczywiście w Polsce tak się nie stanie, powie się nieco o nagonce politycznej i jakoś to będzie.
Pani Spurek w rzeczonym tweecie znów skupia się nie na tym, co istotne, ponieważ skład Sejmu i Senatu jest rezultatem głosu wyborców, którzy często mieli do wyboru również kobiety, jednak najwyraźniej głosując skupili się na innych czynnikach. Owszem, jedynki na listach są premiowane, dlatego na przykład do Sejmu nie dostał się kandydat, na którego ja głosowałem w wyborach, choć uważam, że byłby o wiele bardziej kompetentny od zwycięzcy listy. Winny jest tu jednak system partyjny i ordynacja, a nie kwestia płci. Na dodatek europosłanka wprowadza opinię publiczną w błąd, ponieważ kobiet w Sejmie przybyło odrobinę – ze 125 do 131, zaś w Senacie całkiem znacząco – z 13 na 24. Było 138, jest 155, to wzrost o ponad 10%.
Sylwia Spurek kontra zwierzęta
Pani Sylwia Spurek 7 lat temu została wegetarianką, a 4 lata temu weganką. Zgodnie z wyznawanym przez nią lewicowym rozumieniem wolności, teraz my wszyscy też powinniśmy. W tym celu opowiada się między innymi za wzrostem cen mięsa, a przynajmniej sprawia wrażenie osoby mocno popierającej tę koncepcję.
Przyznam się wam szczerze, że na przestrzeni ostatnich miesięcy trochę ograniczyłem spożycie mięsa – między innymi z powodów etycznych, acz nie ukrywam, że najwięcej do myślenia dały mi barbarzyńskie sceny, jakie niesie za sobą ubój rytualny. Moim zdaniem weganizm to z wielu powodów ciekawa koncepcja, ale trochę już nie warto zawracać sobie nią głowy, skoro jesteśmy w przededniu wynalezienia i wprowadzenia do obrotu syntetyków. Masowe zabijanie zwierząt to w moim przeczuciu ma przed sobą jakieś maksymalnie ćwierć wieku. Biorąc pod uwagę kilkanaście tysięcy lat tradycji – już nic histerycznie z tym nie róbmy. Natomiast oczywiście idee warto promować, ale na pewno nie tak jak robi to Sylwia Spurek. Od 7 lat ma nowe hobby i teraz na siłę próbuje zainteresować nim innych. Ba, zainteresować. Zmusić.
Tymczasem pani europoseł została przyłapana na zdjęciu, na którym opasana jest skórzanym paskiem Louis Vuitton. To bardzo niekorzystny zbieg okoliczności, w kontekście dziesiątek medialnych postulatów na froncie tzw. wojującego weganizmu. Zarzuty, które zaczęły pojawiać się w serwisie Twitter, odpierała stwierdzeniem:
Wegetarianką jestem od 7 lat, a weganką od 4. Nie kupuję ubrań pochodzenia zwierzęcego, nigdy nie kupowałam i nie nosiłam futer. Torebki, buty, paski skórzane, które kupiłam wcześniej, przed 2015, nadal używam, bo wyrzucanie ich byłoby nieekologiczne. Bronię praw zwierząt!
Moim zdaniem internauci niesłusznie dopatrują się tutaj kłamstwa, ponieważ fakt, że „Januszex” na Allegro wystawia ten pasek jako kolekcję jesień-zima 2019, nie oznacza jeszcze, że nie był wcześniej w sprzedaży – najpewniej był. Tym niemniej zaprezentowane podejście wydaje się mało pragmatyczne, trudno wyobrazić sobie na przykład Joannę Krupę w futrze, które dostała po babci (bo jego wyrzucenie byłoby nieekologiczne). W tym kontekście złośliwości internautów wydają się jednak na miejscu.
Sylwia Spurek kontra socjalizm
Sylwia Spurek jest politycznie związana z Lewicą. To obok Prawa i Sprawiedliwości jedyna w polskim parlamencie partia, która otwarcie, wiarygodnie i niekoniunkturalnie odwołuje się do socjalizmu i potrzeby redystrybucji (Platforma Obywatelska, jeśli tylko będzie taka potrzeba, w listopadzie poprze monarchię). Lewica próbuje być natomiast dodatkowo liberalna w kwestiach społecznych. Tu oczywiście mamy spory rozdźwięk pomiędzy Lewicą, a autorem niniejszego artykułu. Bo Lewica chce wolności, ale tylko takiej wolności, która odpowiada jej wizji, zaś za każdą inną najchętniej wsadzałaby do więzienia. Ja, jako klasyczny liberał, preferuję natomiast by każdy miał taką wolność, na jaką tylko ma ochotę, jeżeli nie narusza wolności drugiego człowieka.
Dlatego też zupełnie prywatnie życzę pani Sylwii Spurek jeszcze wielu pięknych ubrań, drogich, markowych, wykonanych z dowolnego materiału.
Jednakże Bezprawnik, choć nie jest blogiem o polityce, musi patrzeć na ręce naszym prawodawcom, a także rozliczać ich w kontekście społecznym. I moim zdaniem wykonany ze skóry pasek Louis Vuitton kosztujący ponad 3000 złotych, jest całkiem niezłym pokazem hipokryzji u lewicowego polityka. Zwłaszcza, że internauci dopatrzyli się u pani Spurek również bardzo drogiej torebki czy szala marki Burberry.
Jest taki polityk na lewicy, Piotr Ikonowicz. Bardzo pana Piotra nie lubię, nie podzielam jego poglądów, budzi we mnie odrazę jego retoryka i brak logiki w argumentacji, ale trzeba mu przyznać, że:
- lewicowe ideały są mu naprawdę bliskie
- wiedzie życie skromnego człowieka, od jego czerwonych koszul starsze wydają się tylko garnitury Maxa Kolonko
- jest znany z pomagania osobom, które znalazły się w potrzebie i kryzysie ekonomicznym
Jest naprawdę łatwo martwić się o nierówności społeczne znad porcji kawioru. Ale ja bym wolał, by lewicowi politycy zmienianie świata zaczęli od siebie, swoim własnym kosztem, a dopiero potem sięgali do kieszeni obywateli.
Sylwia Spurek kontra kapitalizm
Nie stać mnie na pasek Louis Vuitton za ponad 3000 złotych. Proszę mnie nie zrozumieć źle, dysponuję takimi pieniędzmi. Ale na takie zbytki mnie nie stać. Zerkam na garderobę moją i moich bogacących się coraz bardziej kolegów (właśnie weszliśmy w czwartą dekadę życia, następne lata będą kluczowe) i widzę taką fajną zależność, że wraz ze wzrostem stanu posiadania loga znanych marek stopniowo maleją na ubraniach, a czasem zupełnie znikają.
Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale w kręgach, w których się obracam, a które sobie bardzo cenię, tak bardzo przepłacony element garderoby to po prostu wioska.
Pieniądze, które oczywiście moglibyśmy zostawić w salonach Hugo Bossa, na wypadek kryzysu, przyszłość dziecka, własną emeryturę itd. lokujemy coraz częściej na lokatach (co kompletnie nie ma sensu przy tych stopach procentowych), w złocie lub frankach. Bardzo odpowiedzialnie myślimy o przyszłości. I to chyba irytuje w całej tej historii najbardziej, że kiedy już wy, ludzie Lewicy, dojdziecie do władzy, to nie pójdziecie do szaf po paski Louis Vuitton. Przyjdziecie po nasze.