Muszę się wam czymś pochwalić. Chyba wczoraj stworzyłem mema, który trochę pożyje. I to w dobrej sprawie.
Jako wydawca serwisu internetowego dostrzegam pewne zjawiska, które może trudno na pierwszy rzut oka spostrzec z punktu widzenia przeciętnego użytkownika internetu, ale przy milionach czytelników i tysiącach komentujących w skali miesiąca są widoczne coraz wyraźniej. Otóż Polska, a konkretniej – polska cyberprzestrzeń – jest obszarem wzmożonej ofensywy ze strony Federacji Rosyjskiej.
Przeciwnicy szczepień to opłacani pracownicy Putina
Co gorsza, ta ofensywa ma miejsce już od dłuższego czasu i pluję – naprawdę pluję – sobie w brodę, że nie zareagowałem wcześniej. Kiedy na łamach Bezprawnika, pod naszymi artykułami, publikowano przez ostatni rok antyszczepionkowe brednie, podchodziłem do tych komentarzy ze zbyt dużą dozą tolerancji. Ubzdurałem sobie, że jako cywilizacja zachodnia powinniśmy gwarantować wolność słowa. Nie połączyłem jednak kropek, żeby w porę zauważyć, że to nie jest dyskurs cywilizacji zachodniej, a internetowa ofensywa cywilizacji wschodniej.
Putin zatrudnił ludzi. Nie potrafię teraz powiedzieć czy wszyscy nadają z piwnicy pod Sankt Petersburgiem, czy też są to jakieś wyjątkowe mendy bez kręgosłupa na co dzień mieszkające w Polsce. Ale zostali zatrudnieni, by siać zamęt i chaos w polskim społeczeństwie. By nas wzajemnie ze sobą skłócić. Choćby z tego powodu tak ważne jest, byśmy teraz przymykali oko na swoje wady, preferencje i błędy, a pozostawali zjednoczeni. W konsekwencji tysiące fałszywych kont w polskim internecie przez ostatni rok, każdego dnia, produkowało setki wysrywów z paranaukową wiedzą, które były obliczone na skonfliktowanie Polaków nawet w tak podstawowych obszarach jak powszechnie znana od lat wiedza medyczna. A skłócone narody łatwiej manipulować. I łatwiej napadać.
Jako społeczeństwo zachodnie, jako zachodnie media, w ostatnich latach dawaliśmy zbyt dużo przyzwolenia na głupotę i swobodę eksponowania tej głupoty w imię wolności słowa. Nawet nie spostrzegliśmy, gdy pod płaszczykiem głupoty zakradła się do nas obca agentura, która teraz chce nas zniszczyć od środka.
Putin zaczyna mordować, populacja antyszczepów zmniejsza się
Zapotrzebowanie PR-owe Putna zmieniło się w ostatnich dniach diametralnie. Już nie chodzi o szczepienia, epidemia to melodia przeszłości. Teraz chodzi o uzasadnianie morderstw dokonywanych przez Putina i jego armię na Ukrainie. O konta, które bzdurnie i wbrew historii podważają zasadność istnienia tego państwa. O konta, które opowiadają banialuki o zagrożeniu dla Rosji ze strony NATO. Wreszcie – o konta, która próbują budować relacje Polski z Ukrainą – z państwem, którego wolność jest zarazem gwarantem naszego bezpieczeństwa narodowego – na kłamliwej i wypaczonej narracji o jednym niechlubnym incydencie sprzed kilkudziesięciu lat.
I wiecie co się stało? Populacja antyszczepów w polskim internecie z dnia na dzień zmniejszyła się o kilkadziesiąt procent. Przypadek? A skąd, są na to nawet badania. Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych alarmuje, że w ostatnich dniach drastycznie rośnie liczba treści zaangażowanych w publikowanie kłamliwej, prokremlowskiej propagandy. Te konta nie spadły jednak z nieba – aż 90 proc. tych kont w social mediach zaangażowanych w takie działania wcześniej publikowało treści sceptyczne wobec szczepień. Co więcej, w ostatnich godzinach konta te zaczęły też publikować informacje na temat niedoborów paliwa w Polsce lub tego, że ceny wzrosną do 10-12 złotych na litr. To wszystko kłamliwe informacje, natomiast obliczone na wywołanie paniki i w konsekwencji ryzyko wywołania rzeczywistego kryzysu paliwowego.
W tę narrację o wysokich cenach paliwa wpisuje się też zresztą swoimi wypowiedziami Michał Kołodziejczak z AGROunii. To nowa postać na polskiej scenie politycznej, której zdarza się wypowiadać ciepło na temat Rosji, zaś wydawanym przez Kreml mediom zdarza się z kolei wychwalać Kołodziejczaka, budując obraz ważnej postaci polskiej debaty publicznej. Nie twierdzę, że to człowiek Putina w Polsce, ale szczególnie w tych niepewnych czasach, mając już rozpoznane mechanizmy działania Kremla, powinniśmy być wyjątkowo ostrożni.
Jak Putin okłamuje Polaków
Klucz działania internetowych trolli jest prosty. W polskim internecie istnieje, być może od lat, szereg fałszywych kont w mediach społecznościowych (i nie tylko), które obliczone są na prezentowanie rosyjskiej propagandy. Zawsze byliśmy świadomi tego zjawiska, jednak w ostatnich dniach nasiliło się ono na niewyobrażalną dotąd skalę. Konta te prezentują spójną narrację i wywracają ją na klaśnięcie ręki, by sprawnie realizować w regionie interesy Kremla.
O tym jak firmy wykorzystują marketing szeptany do manipulowania naszym postrzeganiem rzeczywistości pisałem już w osobnym artykule. Dobrze zjawisko to ilustrował też film Sala Samobójców: Hejter. Nie jest też tajemnicą, że niestety polscy politycy wykorzystują od lat tego typu farmy trolli, by sterować opinią publiczną. To jednak zwykłe przepychanki przy korycie. W przypadku rosyjskich trolli problem jest bardziej złożony, ponieważ obliczono go na wywołanie w państwie kryzysu i niepokojów społecznych. To de facto hybrydowa wojna, atak obcego państwa na polską opinię publiczną.
Jak rosyjskie trolle atakują Bezprawnika
Kiedy czytelnikom Bezprawnika zdarzało się kłócić na temat zasadności szczepień, nie podobało mi się to. Jednak z ciężkim sercem przyjmowałem do wiadomości, że mamy w społeczeństwie ludzi o różnych poglądach i różnym kapitale intelektualnym. Trochę naiwnie wierząc w prawo do wyrażania poglądów, choćby były sprzeczne z poglądami 99% renomowanego świata nauki.
Kiedy jednak pod postami Bezprawnika masowo zaczęły pojawiać się posty wychwalające działania Rosji, krytykujące NATO, cieszące się z klęski Ukrainy… Och, come on. Polska ma wiele wad, potrafimy się pokłócić na milion tematów, ale w jednej kwestii jesteśmy absolutnie stuprocentowo zgodni: Rosja oraz jej prezydent i morderca Władimir Putin to zaraza świata, zagrożenie dla bezpieczeństwa światowego oraz uosobienie najgorszych cech kraju i polityka, jakie tylko można sobie wyobrazić. Co gorsza, jak pokazują ostatnie dni, w tej narodowej mądrości mieliśmy rację.
Kiedy ktoś wychwala w polskim serwisie internetowym Rosję mordującą właśnie w tym samym momencie ukraińską ludność cywilną, jedno jest jasne – to opłacony troll wschodniego agresora, bo w Polsce nawet idioci nienawidzą Putina.
Demografia rosyjskiego trolla jest zdywersyfikowana
I rzeczywiście, kiedy zacząłem się przyglądać profilom, nie mogłem wyjść z podziwu jak fantastycznie – z technicznego i merytorycznego punktu widzenia – prowadzona jest ta operacja. To nie jest prowizorka, gdzie ktoś przepuszcza posty przez darmowego translatora. To często budowane latami tożsamości, które dla przeciętnego internauty mogą się wydawać całkowicie wiarygodne. To zwykle nie są profile założone wczoraj czy rok temu. Czasem nawet mają po kilka lat. Niektóre są bardzo aktywne, specjalizują się w konkretnych sprawach. Przykładowo kilka kont, które w ostatnim czasie zaktywizowały się na fanpage’u Bezprawnika, były jednostkami ściśle wyspecjalizowanymi w temacie Wołynia, z głębią historyczną i umiejętnością manipulowania kontekstem. Wzajemnie nawet nabijały sobie interakcje pod postami, starając się budować kłamliwe i złudne poczucie, że ich sprawa „cieszy się poparciem społecznym”.
Byłem zdumiony tym jak bardzo wiarygodne są niektóre konta. Jeden z ważnych agitatorów anty-NATO wydawał się zupełnie realną postacią. Dużo własnych zdjęć, podróże – to przy tego typu kontach rzadkość, ale tak też bywa. Zaniepokoiło mnie jednak, że zdecydowana większość tych podróży, które opisywał, odbywała się w region Sankt Petersburga. „Polak” na co dzień posługiwał się cyrylicą, a jedynie do komentarzy antynatowskich przechodził w wariant języka polskiego.
Zdecydowana większość kont jest przygotowywana skrupulatnie, ale ma też swoje ograniczenia, które sprawny internauta wypatrzy. Tyle, że to nie sprawni internauci są ich celem.
Skala profesjonalizmu kremlowskich trolli zdumiewa
Niektóre konta manipulują datami powstania profilu na Facebooku. Udając, że był to rok 2012 czy 2013, gdy w rzeczywistości powstały kilka tygodni temu – Facebook pokazuje informację na ten temat, choć niezbyt klarownie. Być może kojarzycie strony, które pozwalają sztucznej inteligencji – na bazie kilku milionów twarzy z Google – wygenerować obraz zupełnie nowego człowieka. Wiele kremlowskich trolli posługuje się właśnie takimi wizerunkami. Dlatego też ich profile w mediach społecznościowych wyróżnia z reguły brak większej liczby zdjęć. To jedna profilówka, ewentualnie kilka nakładek na nią dla stworzenia wrażenia aktywnego profilu.
Konta kremlowskich trolli na ogół wyróżnia też to, że niewiele się na nich dzieje. A jeśli aktywność jest to ewidentnie pozorowana. Jeśli weźmiemy konto naszej cioci czy kogoś starszego w mediach społecznościowych – na ogół wywołuje ono trochę reakcji, komentarzy czy sympatii ze strony bliskich znajomych i rodziny. Kremlowskie trolle próbują stylizować się na wujka z sąsiedztwa, ale absolutnie nikt z nimi nie wchodzi w interakcje. A jeśli wchodzi – to przeważnie inne fałszywe konta, które w ten sposób próbują budować swoją wiarygodność.
Skala profesjonalizmu przy przygotowywaniu fałszywych tożsamości zdumiewa. To naprawdę nie są naprędce utworzone konta do propagandy. Mamy tam solidne kreacje, które odgrywają swoje archetypiczne role. Starają się budować pozory kompetencji i zainteresowania w danym temacie, w związku z czym ja sam kilkukrotnie miałem problem z definitywnym rozsądzeniem dylematu „troll” czy „zwykły idiota”.
Co gorsza, trolle Kremla działają aktywnie nie tylko w mediach społecznościowych, takich jak Facebook czy Twitter. Znajdziemy ich na YouTubie, TikToku, Instagramie. Wszędzie wchodzą jak do siebie, czują się tam pewnie i brylują z wyrażanymi opiniami, nawet pomimo zdecydowanego oporu użytkowników. One są oddelegowywane również do mniejszych społeczności, na dodatek mając doskonałe rozpoznanie ich specyfiki: stylu dyskusji, tego co prowokuje użytkowników, jak zwrócić ich uwagę na dane kwestie. Od kremlowskich prowokatorów roi się na Wykop.pl, ale można ich znaleźć nawet na tak niszowej platformie społecznościowej jak forum o grach. Konta są kasowane przez administratorów, którzy zaczęli dostrzegać ewidentnie zorganizowany charakter propagandy, ale te konta są jak hydra. Utniemy jedną głowę, pojawiają się trzy kolejne.
Co ciekawe, te konta są też niezwykle wrażliwe na wszelkie formy denuncjacji. Jeżeli zarzucimy im, że są propagatorami kremlowskiej propagandy, najczęściej kasują post, jak gdyby ewakuując konto z miejsca internetowej zbrodni.
Za trollami Putina stoi ktoś, kto doskonale ma rozpracowany polski internet
Nie chciałbym zabrzmieć nieskromnie, możecie patrzeć na tę ocenę z przymrużeniem oka. Internet to mój konik, znam go rewelacyjnie. Wierzę, że w Polsce jest tylko kilkaset osób, które w równie dobrym stopniu „czują” polski internet, sposób jego działania, przepływy ruchu, specyfikę konkretnych mediów i platform. Ten, kto stoi za trollami Putina jest w tym gronie kilkuset osób, to jest absolutnie perfekcyjne rozpracowanie polskich mediów internetowych, polskiego społeczeństwa i to w stopniu umożliwiającym płynne manipulowanie nim.
Apelowałem kilka dni temu do Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Cyfryzacji, byśmy jako wydawcy mediów internetowych wraz z instytucjami państwa przyjęli jakąś wspólną politykę walki z tym rakiem, który trawi polski internet. Póki co tego typu działania nie zostały podjęte, choć Onet od lat nie ma komentarzy pod swoimi tekstami, a Wirtualna Polska zdecydowała się wyłączyć je pod artykułami dotyczącymi rosyjskiej napaści na Ukrainę.
Opamiętała się też Interia, rzekomo powstrzymując hejt, choć przecież chodzi o sowiecką propagandę. Ale jeszcze chwilę temu pod każdym tekstem wyglądało to tak samo:
Jak stworzyłem mema
Można napisać wiele tekstów do sieci, ale internetowy twórca staje się kompletny, gdy widzi swojego mema na Instagramie, Facebooku i Twitterze w miejscach, o których istnieniu wcześniej nie miał pojęcia.
Tak też przydarzyło mi się wczoraj, gdy nieco już zmęczony poranną walką z wysypem kremlowskich trolli stworzyłem wulgarny, ale dosadny przewodnik po tym, jak radzić sobie z rosyjską propagandą w polskim internecie.
Powiecie „jak można być tak wulgarnym”. Otóż… wszystko mi jedno. Mniej więcej 4 godziny drogi ode mnie właśnie Putin zbombardował jakiś dom. To też bierze się z tego, że przez ostatnie lata jako społeczeństwo zachodnie baliśmy się nazywać rzeczy po imieniu. Bo ktoś może się poczuć urażony, bo to nie wypada, bo nas obowiązują standardy. Otóż nie. Przekleństwa to język również emocji, a emocje są obecnie wśród Polaków – tych prawdziwych – skrajne.
Wrzuciłem więc na swojego Twittera taką oto grafikę, przeróbkę znanego internetowego komiksu:
Walka z kremlowską propagandą to nie jest cenzura, to nie jest ograniczanie wolności słowa. Opłacani pracownicy wrogiego państwa, realizujący jego konkretne wytyczne, nie mieszczą się w żadnej definicji wolności słowa. To samoobrona, do której mamy pełne prawo.
I potem widziałem tę swoją grafikę w kilkunastu internetowych miejscach. Aż sobie przyklaskiwałem, gdy przed snem scrollowałem Twittera podziwiając efekty mojej rozpaczliwej i nieco desperackiej próby uświadamiania rodaków, jak jesteśmy okłamywani przez Putina w naszym własnym internecie.
„To NATO odpowiada za tę wojnę z powodu poszerzania swoich granic po 1997” pisał niejaki „Grzegorz”.
„Spierdalaj” odpowiedział mu krótko Wojciech z Warszawy.