W planach Ministerstwa Obrony Narodowej znalazło się zwiększenie stanu osobowego Wojska Polskiego. Nasz kraj ma wystawić 250 tysięcy żołnierzy zawodowych, oraz 50 tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Taka wielka armia miałaby służyć rzeczywistemu odstraszaniu potencjalnego agresora. Tylko skąd wziąć pieniądze i rekrutów?
MON najwyraźniej zamierza przestać opierać bezpieczeństwo Polski o Amerykanów i planuje wskrzesić Ludowe Wojsko Polskie
Nasi rządzący najwyraźniej wreszcie doszli do wniosku, że same gwarancje sojusznicze nie zapewnią Polsce bezpieczeństwa w magiczny sposób. Nie zrobią tego nawet stacjonujący na terytorium naszego kraju żołnierze Stanów Zjednoczonych. W normalnych warunkach można by nawet przyklasnąć takiemu rozumowaniu. Niestety, normalność to ostatnie, na co można liczyć w dzisiejszej Polsce.
Jak podaje Rzeczpospolita, Ministerstwo Obrony Narodowej planuje zwiększyć liczebność Wojska Polskiego do 250 tysięcy żołnierzy. Do tego dochodzi następne 50 tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Minister Mariusz Błaszczak przekonuje, że dopiero taka siła będzie w stanie skutecznie odstraszać potencjalnego agresora. Wszyscy doskonale wiemy, o które państwo chodzi. Tak wielka armia będzie w stanie również wspierać sąsiadów Polski w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Trzeba przyznać, że to zwrot o 180 stopni. Do tej pory gwarantem bezpieczeństwa naszego kraju mieli być przede wszystkim wspomniani amerykańscy żołnierze. Stąd zabiegi o stałą ich obecność naszego kraju. Wpisywało się to w koncepcję strategicznego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi.
Co się w takim razie zmieniło? Prezydentem USA został Joe Biden. Ten postanowił skupić się na rywalizacji z Chinami na Pacyfiku. W Europie zaś postawił na odbudowę relacji z Niemcami, nadszarpniętymi przez posunięcie swojego poprzednika, Donalda Trumpa. Polityków Zjednoczonej Prawicy trapi zaś irracjonalna germanofobia.
Jakby tego było mało, Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe pokłócić się z Amerykanami o Lex TVN i z Izraelem o reprywatyzację. Czołgi Abrams dla Polski raczej nowej amerykańskiej administracji nie udobruchają. Szaleńcza polityka zagraniczna, polegająca na skłóceniu Polski dosłownie ze wszystkimi, wręcz wymusza strategiczną reorientację.
Bez przywrócenia poboru do wojska wielka armia Mariusza Błaszczaka nie ma racji bytu
Pytanie o sfinansowanie rozbudowy wojski na tak ogromną skalę. Warto bowiem zauważyć, że obecnie Wojsko Polskie liczy ok. 108 tysięcy żołnierzy przy rocznym budżecie rzędu 52 mld zł. Planowana wielka armia to przynajmniej podwojenie tej kwoty. Do tego dochodzi kwestia wyposażenia nowych żołnierzy w broń o nieznikomej przydatności na współczesnym polu bitwy. Nie da się ukryć, że zakup sprzętu dla wojska do tej pory to często kompromitujące porażki. Jak na przykład zakup śmigłowca wielozadaniowego dla armii.
Równocześnie Polska potrzebuje ogromnych pieniędzy na odbudowę gospodarki po epidemii koronawirusa. Polski Ład rządzący chcieliby sfinansować w dużej mierze z funduszy unijnych, jednak te są dzisiaj dość niepewne. Wszystko przez zaogniający się spór o praworządność i niechęć do uznawania przez Polskę prymatu prawa unijnego nad uchwalanymi przez rząd ustawami dotyczącymi sądownictwa.
Już wiemy, że na Polski Ład zrzucą się przedsiębiorcy. Rząd planuje bowiem zwiększenie obciążeń, chociażby w postaci liniowej składki zdrowotnej. Szykuje się także powrót represji podatkowej, z prowokacjami Skarbówki zwanymi „nabyciem sprawdzającym” włącznie. Pomimo tych wysiłków, nie da się równocześnie utrzymać rekordowych w skali światowej polskich programów socjalnych i podwajać rozmiar sił zbrojnych.
Gdyby jednak nawet Mariusz Błaszczak skądś wyczarował pieniądze, to i tak wielka armia mogłaby pozostać tylko marzeniem. Już teraz Wojsko Polskie nie jest w stanie wypełnić wyznaczonych limitów zatrudnienia. Wzrost liczby wojskowych jest raczej minimalny. Z wyliczeń Rzeczypospolitej wynika, że w tym tempie plany MON udałoby się zrealizować za jakieś 30 lat.
Istnieje jednak rozwiązanie problemu niedoboru wykwalifikowanych żołnierzy zawodowych. Mowa oczywiście o przywróceniu poboru do wojska. W ten sposób rządzący mogliby rzeczywiście stworzyć sobie wielką armię na miarę Ludowego Wojska Polskiego. Najprawdopodobniej wyposażoną zresztą w sprzęt odziedziczony po LWP. Takie rozwiązanie byłoby jednak nie tylko wręcz zakrawające na ironię, ale także szalenie wręcz niepopularne.