Badanie ojcostwa z mocy prawa kwadrans po urodzeniu dziecka. Już naprawdę czas wprowadzić to do polskiego prawa

Gorące tematy Rodzina Dołącz do dyskusji (1819)
Badanie ojcostwa z mocy prawa kwadrans po urodzeniu dziecka. Już naprawdę czas wprowadzić to do polskiego prawa

Doktor Rafał Płoska, kierownik pracowni genetycznej na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym szacuje, że 8% ojców wychowuje cudze dziecko – oczywiście o tym nie wiedząc. 

„Mater semper certa est” – „matka jest zawsze pewna”. W przypadku ojców sytuacja niestety nie jest taka prosta, ale tak naprawdę prawdziwym negatywnym bohaterem tego tekstu jest polski ustawodawca, który polskiego ojca stawia w pozycji nad wyraz niekomfortowej, nawet jeśli ojcem faktycznie nie jest.

Otóż przeciętny polski ojciec ma na zaprzeczenie ojcostwa zaledwie pół roku od czasu narodzin dziecka (no, formalnie: od dnia, w którym dowiedział się o urodzeniu dziecka przez żonę). Jeśli tego nie zrobi, to dziecko może potem rysować na dzień ojca laurki listonoszowi, ale zobowiązanym do łożenia na jego wychowanie będzie mąż lub były już mąż matki.

Tak jest – polski system prawny wspiera sytuację, w której matka, „ojciec”, a nawet dziecko wiedzą o tym, że „tata” nie jest tatą, a mimo to zobowiązują go do utrzymywania cudzej pociechy. Istnieje tylko jedna droga ratunku w takiej sytuacji, a mianowicie zwrócenie się do prokuratora. Zaprzeczenie ojcostwa z powództwa prokuratora jest jednak – moim zdaniem – metodą nieskuteczną, ponieważ prokurator w świetle ustawy ma się kierować interesem dziecka. A zdaniem wielu prokuratorów interes dziecka jest taki, by jednak nie-tata dawał mu pieniądze.

Nie ma też co liczyć na pomoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przykładowo, tak relacjonowało sprawę Chmielewski przeciwko Polsce Ministerstwo Sprawiedliwości:

Decyzja w sprawie Chmielewski przeciwko Polsce dotyczyła zarzutu naruszenia art. 6 i 8 Konwencji w związku z brakiem możliwości zaprzeczenia ojcostwa przez skarżącego oraz odmową prokuratora wystąpienia z takim powództwem.

Skarżący zawarł związek małżeński w 2000 roku. W 2001 roku na świat przyszła O. zaś w 2006 roku E. W 2007 roku skarżący odkrył, że nie jest biologicznym ojcem dziewczynek. Prokurator działając na wniosek matki wniósł powództwo o zaprzeczenie ojcostwa skarżącego w stosunku do E. i powództwo to zostało uwzględnione przez sąd. Odmówił natomiast skarżącemu wystąpienia z takim powództwem w stosunku do O. powołując się na dobro dziecka. Ojca tej ostatniej nie udało się bowiem ustalić, zaś jej matka utrzymywała, że została zgwałcona. Skarżący odwołał się od tej decyzji, a także kilkakrotnie ponawiał swój wniosek jednakże bezskutecznie. Ostatecznie prokurator wystąpił z powództwem o zaprzeczenie ojcostwa skarżącego w stosunku do O. w 2017 roku.

W skardze do Trybunału skarżący zarzucił naruszenie art. 6 i 8 Konwencji z uwagi na pozbawienie go możliwości zaprzeczenia ojcostwa w stosunku do O. Rząd wnosił o oddalenie skargi wskazując między innymi na ostateczne wystąpienie przez prokuratora z powództwem o zaprzeczenie ojcostwa. Skarżący natomiast twierdził, że było to poprzedzone powtarzającymi się na przestrzeni wielu lat odmowami uwzględnienia jego kolejnych wniosków.

Trybunał nie przychylił się do zarzutów skargi. Wskazał, że istotnie prokurator odmawiał przez wiele lat wytoczenia powództwa o zaprzeczenia ojcostwa skarżącego, jednakże każdorazowo było to poprzedzone wnikliwym zbadaniem okoliczności sprawy i podyktowane dobrem dziecka. Prokurator zdecydował się na wytoczenie powództwa dopiero po wskazaniu przez matkę dziecka jego potencjalnego ojca. Trybunał podkreślił także, że w toczącym się obecnie postępowaniu o zaprzeczenie ojcostwa skarżący ma realną szansę uzyskanie korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia. W tej sytuacji skarga podlegała odrzuceniu jako oczywiście bezzasadna.

Nie ufasz mi?

Procedura zaprzeczenia ojcostwa opisywana na łamach Bezprawnika w przeszłości (link powyżej), to jedno. Zasadniczym problemem jest jednak fakt, że zdecydowana większość mężczyzn o tym, że nie są rodzicem, w naszym etnicznie jednolitym społeczeństwie dowiaduje się – lub nabiera podejrzeń – już po czasie.

Zdroworozsądkowym rozwiązaniem jest przeprowadzanie badania zgodności genetycznej ojca i dziecka, jednak to oczywiście rodzi szereg problemów natury etycznej. Mąż chcący w ten sposób skontrolować żonę w oczywisty sposób może spotkać się z negatywnym odbiorem małżonki. Trudno się dziwić, skoro nawet i 92% kobiet jest w tej materii przyzwoitych, zachodząc w ciążę wyłącznie ze swoim partnerem.

Uważam, że w 2019 roku państwo powinno przejąć na siebie ten przykry obowiązek. 8% to nie jest patologia, to już statystyka. Wcale zresztą niemała, bo skoro państwo domniemuje, że ojcem dziecka na pewno jest mąż matki, to te 8% stanowi tutaj swoistą belkę w oku.

Wydaje się, że dobrym rozwiązaniem byłyby instytucjonalnie wymuszane przez prawo testy zgodności genetycznej przeprowadzanej zaraz po urodzeniu (oczywiście i tutaj mogłyby się pojawić problemy, np. związane ze szpitalną korupcją). To na państwie spoczywałby obowiązek poświadczenia ojcostwa, co dopiero skutkowałoby nabyciem stosownych praw, ale i obowiązków. Oczywiście do czasu wyniku badania należałoby utrzymać domniemanie ojcostwa. Pomysł jest oczywiście roboczy, bo przecież nie każdy ojciec jest przy narodzinach. Niewątpliwie jednak – idea słuszna, forma do przedyskutowania.

Obecne prawo jest antyrodzinne

Społeczeństwo się zmienia, postęp nauki i technologii wkracza do naszego życia. Moim zdaniem prawo powinno dynamicznie reagować na takie kwestie.

Oczywiście należy mieć na uwadze, że takie rozwiązanie nie do końca leży w interesie państwa, które lubi przerzucać na nieświadomych mężczyzn obowiązek utrzymywania obywateli. W mojej ocenie takie prawo jest jednak niemoralne, nieludzkie i na swój specyficzny sposób barbarzyńskie. Niestety, historie ojców utrzymujących nieswoje dzieci są na tyle częste, że mało kto zwraca na nie jeszcze uwagę.