Ceny prądu będą rosnąć i rosnąć. Do 2030 roku za megawatogodzinę przedsiębiorcy zapłacą ok. 381 zł. W porównaniu do 2015 r. to niemal o 20 proc. więcej - i to nawet nie uwzględniając inflacji! Na jeszcze większe podwyżki powinny się nastawić gospodarstwa domowe. Te mają doskoczyć do 2030 316 zł za MWh, czyli o ponad 22 proc. Ceny prądu będą większe i dla przemysłu, ale "tylko" o 9 proc. A żeby było ciekawiej, do tego będą dochodzić jeszcze rosnące stawki za dostarczanie prądu do gniazdek - dla gospodarstw mają one wzrosnąć o ponad 30 proc. Takie estymacje przedstawia przynajmniej Instytut Energetyki Odnawialnej.
Ceny prądu. Czemu tak drogo? Bo nie chcemy być eko
Już teraz nie jest wesoło. Jeśli chodzi o ceny hurtowe, to za megawatogodzinę płacimy w Polsce 37,6 euro. Dużo mniej niż Grecy, który płacą za nią najwięcej w Unii, bo 54,7 euro. Jednak mniej od nas płacą na przykład Czesi, Łotysze czy Estończycy. Mało tego, na energię wydają znacznie mniej najbogatsze kraje Wspólnoty, a więc Luksemburg, Niemcy i Austria. Skąd to się bierze?
Nie jest tajemnicą, że Unia chce wymusić na swoich członkach bardziej proekologiczne nastawienie do energii. Dlatego ceny za uprawnienia do emisji CO2 ciągle rosną. A polski rząd nie należy ani do przesadnych entuzjastów jeśli chodzi o odnawialne źródła energii, ani jeśli chodzi o atom. Ciągle uznaje natomiast węgiel za "czarne złoto", a my musimy za to płacić.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Prąd coraz droższy. Firmy mają się czego bać?
Czy ceny prądu się więc kiedykolwiek zatrzymają? Pewnie tak, ale Instytut Energetyki Odnawialnej prognozuje, że może się stać to dopiero pomiędzy 2030 a 2035 rokiem. Głównie dlatego, że wtedy mają spaść ceny uprawnień do emisji CO2.
A co do tego czasu? Czy rosnące jak na drożdżach ceny prądu to zagrożenie tylko dla stabilności polskich gospodarstw domowych, czy może problem dla całej gospodarki?
Prof. Stanisław Gomułka w rozmowie z "Rzeczpospolitą" obawia się, że ceny prądu będą przede wszystkim zagrożeniem dla wielkich zakładów produkcyjnych.
– Chodzi o grupę kilkudziesięciu znaczących odbiorców energii, u których rosnące koszty jej zakupu zmniejszą zyski, a wraz z nimi także możliwości inwestowania - precyzuje w rozmowie z "Rz" profesor.
A co z mniejszymi firmami? Gomułka tu nie dramatyzuje. Mówi, że większe zagrożenie to dla nich rosnące koszty pracy. Jednak staliśmy się eksportową potęgą w ramach UE głównie dlatego, że koszty produkcji były u nas bardzo niskie w porównaniu do zachodniej części Wspólnoty. Skoro rosną i koszty pracy, i ceny energii, to wszyscy niebawem możemy mieć problem. A nawet jeśli te prognozy dla całej gospodarki się nie sprawdzą, to na pewno rachunki za energię będą nas nieźle denerwować przez najbliższą dekadę.