Przepisy mocno utrudniają eksmitowanie najemców uporczywie unikających regulowania swoich zobowiązań. Kto je narzucił? Ustawodawca. Dlatego to państwo powinno płacić czynsz za niepłacących lokatorów. Niech sobie później ściągnie te pieniądze w drodze egzekucji administracyjnej. Liczba dzikich eksmisji i pokrzywdzonych właścicieli mieszkań drastycznie spadnie. Byłaby to też zachęta dla naszych „przedstawicieli”, żeby wypracowali systemowe rozwiązanie problemów rynku nieruchomości.
Doszukiwanie się wszelkiego możliwego zła w wynajmujących mieszkania oraz w lokatorach prowadzi donikąd
Liczne patologie rynku nieruchomości w Polsce od lat elektryzują opinię publiczną. Jedną z nich jest zjawisko nielegalnych eksmisji, które z kolei wiąże się z kolejnym systemowym problemem. Wynajmujący mieszkania nie mają za bardzo możliwości, by w zgodny z prawem sposób wyrzucić z mieszkania najemcę, który ani myśli płacić czynszu, albo dewastuje wynajmowane mieszkanie.
Nie można tak po prostu wystawić problematycznego dłużnika za bruk. Trzeba postarać się o sądowy nakaz eksmisji, często po długim i mozolnym postępowaniu sądowym. Gdy już taki nakaz zostanie wydany, trzeba poczekać na koniec okresu ochronnego. Ten trwa od 1 listopada do 31 marca roku następnego włącznie. Jeżeli chcemy uniknąć tej konkretnej przeszkody, musimy jakoś załatwić niesumiennemu lokatorowi lokal zastępczy. Powinny zapewniać je gminy, ale wszyscy doskonale wiemy, jak się sprawy mają z zasobami mieszkaniowymi samorządów.
Warto wspomnieć, że mówimy tutaj o dość typowym przypadku, gdy najemca przestanie płacić, bo akurat nie ma pieniędzy na czynsz albo słabo gospodaruje swoim domowym budżetem. Są także dużo gorsze sytuacje, z którymi obowiązujące prawo zupełnie sobie nie radzi. Mamy przecież dzikich lokatorów. Są też zwyczajni oszuści, którzy wynajmują mieszkanie w złej wierze, w ogóle nie zamierzając płacić nawet złotówki.
Ktoś mógłby stwierdzić, że przecież nikt nikomu nie każe wynajmować mieszkania. W zasadzie mógłbym się z tym stwierdzeniem zgodzić. To jednak nie powód, by uniemożliwiać komuś korzystania z jego własności. Możemy oczywiście patrzeć na każdego „landlorda” jak na bogatego biznesmena śpiącego na górze złota i żywiącego się łzami biednych lokatorów. Internet pełny jest osób o lewicowym skrzywieniu, które w wynajmujących mieszkania upatrują źródła wszelkiego możliwego zła. Ja jednak chciałbym zaproponować w tej kwestii alternatywę.
Źródłem problemów mieszkaniowych w Polsce jest postawa ustawodawcy oraz kolejnych rządów
Nie da się ukryć, że na rynku najmu zdarzają się po obydwu stronach przypadki niedopuszczalnego zachowania. Są nieuczciwi najemcy, są też równie nieuczciwi wynajmujący. Wydaje się jednak, że pretensje powinniśmy kierować w zupełnie innym kierunku. Praktycznie każda patologia związana z szeroko rozumianymi nieruchomościami ma w Polsce źródło w działaniach albo zaniechaniach ustawodawcy.
To politycy uchwalili przepisy, które wiążą właścicielom mieszkań ręce, gdy tylko pojawi się realny problem z lokatorem. Z drugiej strony to właśnie nasi „przedstawiciele” w parlamencie oraz kolejnych rządach nie bardzo chcą się wziąć za jakąś formę państwowego budownictwa budżetowych mieszkań pod wynajem, do mieszkania. Zamiast tego stawiają wszystko na jedną kartę: ścisłe partnerstwo z deweloperami oraz bankami. Przykłady można by mnożyć: bezpieczny kredyt w obydwu iteracjach, kolejne programy mieszkaniowe zakończone fiaskiem, czy próba wciśnięcia Polakom ustawy o REIT-ach.
Równocześnie to państwo ma zasmarkany obowiązek prowadzić politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli. W szczególności władze publiczne mają przeciwdziałać bezdomności, wspierać rozwój budownictwa socjalnego oraz popierać działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania. Tak, mieszkanie jest prawem. Tyle tylko, że adresatem tego obywatelskiego prawa zgodnie z art. 75 Konstytucji RP jest właśnie państwo.
Skoro państwo krępuje właścicielom ręce, to niech oddaje im czynsz za niepłacących lokatorów
Skoro to na władzy ciążą określone obowiązki związane z mieszkalnictwem i skoro to władza komplikuje sytuacje, to tym łatwiej przychodzi domaganie się od niej znalezienia rozwiązania. Żeby jednak politycy nie musieli długo szukać, to przypomnę propozycję, którą już formułowałem na łamach Bezprawnika.
Jeżeli z jakiegoś powodu trzeba przeprowadzić eksmisję, to niech czynsz za niepłacących lokatorów opłaca właścicielowi państwo. Rozsądny wydaje się tutaj okres od złożenia wniosku aż do pomyślnego zakończenia całej sprawy. Im dłużej trwają formalności wraz z piętrzeniem biurokratycznych przeszkód, tym większy wydatek z budżetu. Do tego dochodzi oczywiście pokrycie ewentualnych szkód w mieszkaniu.
W ten sposób właściciele nie mieliby żadnego powodu, by bawić się w dzikie eksmisje. Większość interesów wynajmującego oraz najemcy byłoby zabezpieczonych, nie byłoby więc płaszczyzny do nakręcania konfliktu. Co z interesami państwa? To ma przecież instrument w postaci administracyjnego postępowania egzekucyjnego. Jest dużo skuteczniejszy niż wszelkie środki znajdujące się w dyspozycji osób prywatnych.
Przerzucenie problemu na prawdziwego winowajcę służyłoby rzecz jasna nie tylko zapewnieniu pewnej sprawiedliwości obywatelom. Być może takie rozwiązanie skłoniłoby ustawodawców do znalezienia jakiegoś systemowego rozwiązania kwestii niedoboru tanich mieszkań na wynajem. Któryś rząd mógłby stwierdzić, że utrzymywanie status quo jednak oznacza kolejną dziurę w budżecie do załatania.
Jak się łatwo domyślić, szanse na to, że państwo zapłaci czynsz za niepłacących lokatorów, są mizerne. O wiele łatwiej się w końcu rządzi społeczeństwem, które jest zbyt zajęte wymyślaniem sobie od „czynszojadów” i „pasożytów”, by patrzeć władzy na ręce.