Gospodarstwa domowe ogrzewane paliwami kopalnymi siedzą na tykającej bombie, która wybuchnie już w 2027 r. Na szczęście nie chodzi o dosłowną eksplozję, a „jedynie” o drastyczny wzrost rachunków. Nie dość, że wejdzie wówczas w życie system ETS2 obejmujący budynki mieszkalne, to jeszcze właśnie na ten rok przełożono uwolnienie cen gazu.
Unia Europejska chce, żeby ogrzewanie domu paliwami kopalnymi stało się całkowicie nieopłacalne
Paliwa kopalne nie mają w Polsce przyszłości. Nie mam w tym wypadku na myśli przemysłu wydobywczego oraz energetyki pojmowanej w dużej skali. To już chyba wszyscy wiemy, pomijając może piewców polskiego węgla, którzy uchowali się gdzieś na skraju prawej strony sceny politycznej. Chodzi mi raczej o poszczególne gospodarstwa domowe.
Nie da się ukryć, że wciąż miliony Polaków wciąż ogrzewają swoje domy węglem albo gazem. Czy to się zmieni w najbliższym czasie? Trudno to sobie wyobrazić. Podobnie jak mniej zamożni mieszkańcy naszego kraju nie wyobrażają sobie wyczarowania kilkudziesięciu tysięcy złotych na nową pompę ciepła. Pytanie, które tak naprawdę powinniśmy sobie zadać, brzmi: „Co, jeśli pozostaną przy ogrzewaniu węglem albo gazem?”. W tym przypadku nie mam dobrych wiadomości. Nad tradycyjnymi źródłami ciepła wiszą czarne chmury.
Od jakiegoś czasu możemy na przykład usłyszeć o ETS2. Skrót z pewnością dla wielu brzmi znajomo. Chodzi o wdrożenie kolejnej odnogi unijnego systemu handlu emisjami. Cyferka „2” oznacza rychłe wdrożenie do niego także emisji z paliw wykorzystywanych do ogrzewania budynków. Dotyczy to oczywiście także nieruchomości mieszkalnych.
Konstrukcja ETS2 nie będzie się jakoś bardzo różnić od swojego „przemysłowego” pierwowzoru. Przy czym tym razem nie będzie przydziału darmowych uprawnień do emisji. Pula tych „płatnych” będzie się zaś z każdym rokiem zmieniać. Na osłodę warto jednak wspomnieć o górnym pułapie ceny wynoszącym 45 euro. Dla porównania: uprawnienie do emisji tony CO2 w ETS1 w momencie pisanie tego tekstu kosztuje 54,35 euro.
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież to nie właściciel domu mieszkalnego będzie wykupywać uprawnienia. To oczywiście prawda. Problem w tym, że koszty zakupu ciepłownie i PGNiG, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zostaną przerzucone na konsumenta. Nowym systemem będą objęci sprzedawcy paliw, a więc także składy węgla.
ETS2 to niejedyny problem dla posiadaczy pieców gazowych zaplanowany na 2027 rok
Jak bardzo zaboli nas ETS2? Szacunki są różne. Tomasz Narkun powołał się na przykład w serwisie X na raport Forum Energii pod tytułem „Budynki w pułapce gazowej”. Wynika z niego, że początkowo czeka nas wzrost rachunków za gaz o 20 proc. oraz kosztów zakupu węgle o 60 proc. To nie koniec złych wieści, bo przy okazji o 45 gr za litr wzrośnie cena benzyny. Słowo „początkowo” sugeruje także, że z czasem koszty ogrzewania gazem i węglem tylko wzrosną.
Na koniec zostawiłem sobie kluczową informację. System ma ruszyć już w 2027 r. Prawdziwy szok cenowy czeka nas co prawda gdzieś w okolicach 2030 r. To wtedy nastąpi eksplozja tej „tykającej bomby”, o której wspomniałem na samym początku. Chodzi o zjawisko, które Narkun określa mianem gazowej pułapki.
Na razie na pierwszy rzut oka instalacja gazowa wciąż opłaca się bardziej niż na przykład pompa ciepła. Kusi tym bardziej że piec na gaz jest tani, a pompa wraz z fotowoltaiką to naprawdę spory wydatek. Przy czym w obydwu przypadkach mamy do czynienia z długoterminową inwestycją, której rzeczywiste skutki dostrzeżemy dopiero po czasie. Wspomniane skutki uderzą po głowach osoby, które wybrały gaz, właśnie między 2027 r. a 2030 r.
Prawdę mówiąc, skłaniałbym się bardziej ku tej bliższej dacie. ETS2 nie jest bowiem jedynym problemem wiszącym na posiadaczach pieca gazowego. Warto przypomnieć, że właśnie na tę datę odsunięto uwolnienie cen gazu dla gospodarstw domowych. Jak się łatwo domyślić, niespętane ograniczeniami ustawowymi molochy energetyczne wydrenują portfele Polaków z taką brutalnością, z jaką zabrały się dwa lata temu za piekarnie i cukiernie.
Przed eksplozją drożyzny może nas uratować przede wszystkim instynkt samozachowawczy krajowych polityków
Nie ma co liczyć, że ewentualną kumulację tych dwóch czynników da się zmitygować poprzez na przykład ocieplenie domu. Prawdopodobnie zresztą na ten sposób ograniczenia kosztów ogrzewania wpadliśmy już dawno. Gdzieś tam jeszcze czają się zawirowania na świecie, które nie pozostają bez wpływu na ceny surowców energetycznych. Jest jednak niewielkie światełko w tunelu. Właśnie w 2027 r. będą miały w Polsce kolejne wybory parlamentarne.
Można się spodziewać, że żaden poczytalny polityk nie będzie chciał być twarzą omawianych zmian. Radykalna polityka klimatyczna Brukseli nawet dzisiaj nie jest przesadnie popularna nawet wśród dość proeuropejskich partii, nie wspominając nawet o PiS czy Konfederacji. Istnieje więc szansa, że politycy we własnym dobrze rozumianym interesie zrobią wszystko, byleby odsunąć problem w czasie przynajmniej o kilka lat.
Wydaje się jednak, że zmian nie da się całkowicie powstrzymać. Dlatego jeśli nas stać na wymianę pieca gazowego albo węglowego, to lepiej pomyślmy o tym już teraz.