Sądy się jednak czasem przydają. Na przykład wtedy, kiedy trzeba poprawiać oczywiste błędy pozostałych władz

Państwo Dołącz do dyskusji
Sądy się jednak czasem przydają. Na przykład wtedy, kiedy trzeba poprawiać oczywiste błędy pozostałych władz

Co mają ze sobą wspólnego Frankowicze i dezubekizacja przeprowadzona przez poprzedni rząd? To, że zaniechania oraz głupie pomysły władzy muszą teraz w pocie czoła naprawiać sądy powszechne. Kredytobiorcy wygrywają nawet 97 proc. spraw. Pozbawieni dotychczasowych emerytur dawni funkcjonariusze również mogą się pochwalić sukcesami w ponad 90 proc. przypadków. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby nie sądy.

Politycy obiecywali pomoc Frankowiczom, a jedynie zmarnowali kilka lat na jej pozorowanie

Sprawa Frankowiczów udowodniła, że obywatele naszego państwa nie mogą za bardzo liczyć na władzę ustawodawczą i wykonawczą. Dotyczy to także przypadków oczywistego bezprawia. Czym innym było w końcu stosowanie przez banki na masową skalę klauzul abuzywnych, a więc niedozwolonych postanowień umownych? Na szczęście w klasycznym trójpodziale mamy jeszcze jedną władzę. Sądownictwo jest często niedoceniane i stanowczo nie tak medialne, jak wyskoki polityków. A jednak to właśnie sądom powszechnym kredytobiorcy zawdzięczają poprawę swojej sytuacji.

Według danych portalu Wyborcza.biz, w 2023 r. Frankowicze wygrali przed sądami aż 97 proc. spraw. Jest to rzecz jasna pokłosie korzystnych dla kredytobiorców rozstrzygnięć Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie ulega jednak wątpliwości, że linia orzecznicza jest nadspodziewanie stabilna. Tym samym mogę sobie pozwolić na stosowanie określenia „oczywiste bezprawie” i wskazywać na banki, jako na głównych winowajców całego kryzysu.

Warto przy tym wspomnieć, że awantura o kredyty denominowane we frankach szwajcarskich ciągnie się od co najmniej 2015 r. Był wówczas jednym z ważniejszych tematów kolejnych kampanii wyborczych. Kredytów frankowych zawarto przeszło 450 tysięcy. Mowa o łącznej kwocie gdzieś w okolicach 100 miliardów złotych. Skala problemu od początku była więc naprawdę poważna. Co dla tych obywateli zrobiły kolejne rządy i kolejne składy Sejmu? Niewiele. Koniec końców politycy odesłali Frankowiczów do sądów.

Zmuszenie banków do kapitulacji przez sądy powszechne byłoby w tej sprawie naprawdę pozytywną wiadomością. Należy jednak uwzględnić, że mówimy o gehennie trwającej nawet 9 lat. Z czego politycy zmarnowali jakieś 2-3 lata na pozorowaniu prób znalezienia rozwiązania systemowego, którego kredytobiorcy bardziej potrzebowali.

Historia lubi się jednak powtarzać, podobno jako farsa. Okazuje się więc, że mamy kolejną sprawę, w której sądy musiały naprawiać błędy władzy ustawodawczej i wykonawczej. Tym razem nie mowa nawet o zaniechaniu, a o aktywnym działaniu z pogranicza bezprawia. Tak się bowiem składa, że Frankowicze i dezubekizacja przeprowadzana mają ze sobą całkiem sporo wspólnego.

Frankowicze i dezubekizacja pokazują, że sądownictwo wciąż stanowi dla obywateli koło ratunkowe

Pod pojęciem dezubekizacja mam na myśli jakże „genialny” pomysł obniżenia emerytur każdemu, kto przepracował w strukturach bezpieczeństwa PRL choćby jeden dzień. Nie miało przy tym znaczenia, jaką konkretnie pracę dane osoby świadczyły, czy były czemukolwiek winne i co robił już po roku 1989.

Ktoś może oczywiście powiedzieć, że założenie było takie, by funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa otrzymywali świadczenia nieprzekraczające wysokości przeciętnej emerytury. W pierwszym kwartale tego roku wynosi ona zawrotne 3516,95 zł. Dla porównania: płaca minimalna w tym samym okresie to już 4242 zł brutto. Z dnia na dzień zdewastowano więc tysiącom osób domowe budżety. Oberwało się nie tylko byłym funkcjonariuszom SB, ale także na przykład policjantom, strażnikom granicznym, czy nawet pracownikom biurowym. Wszystko to w imię mocno wątpliwej sprawiedliwości dziejowej.

Jeżeli kogoś nie przekonuje teza, że stosowanie odpowiedzialności zbiorowej bez ustalenia, kto jest właściwie czemu winny, to naprawdę głupi pomysł, to może zwróci uwagę na koszty. Frankowicze i dezubekizacja mają ze sobą wspólny przede wszystkim współczynnik spraw wygranych przez pokrzywdzonych. Rzeczpospolita podawała niedawno, że MSWiA przegrało ponad 90 proc. dotyczących ustawy z 2016 r. Państwo musi teraz oddać jakieś 3 mld zł. Do tego istnieje szansa, że ktoś w końcu upomni się o odsetki.

Po raz kolejny pokrzywdzeni obywatele musieli dochodzić swoich praw w sądach powszechnych. Na uwagę zasługuje w tym przypadku długie przeciąganie rozstrzygnięcia w sprawie zgodności ustawy dezubekizacyjnej z konstytucją. Trybunałowi Konstytucyjnemu, podejrzewanemu powszechnie o skrajne upolitycznienie, zarzucano celowe zwlekanie z wydaniem wyroku. Na szczęście sądy stwierdziły, że nie będą czekać z własnymi rozstrzygnięciami.

Frankowicze i dezubekizacja mogą nas nauczyć jednego. Nawet jeśli dostrzegamy poważne mankamenty w funkcjonowaniu sądownictwa, to i tak potrzebujemy jako obywatele władzy, która będzie możliwie niezależna od polityków. Gdybyśmy byli zdani wyłącznie na ich łaskę lub niełaskę, to bylibyśmy w dużo gorszym położeniu.