Inflacja zjada wynagrodzenia Polaków. Każdemu z nas wyparowały w tym roku dwie wypłaty

Finanse Dołącz do dyskusji
Inflacja zjada wynagrodzenia Polaków. Każdemu z nas wyparowały w tym roku dwie wypłaty

Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej, bez ogródek powiedział w wywiadzie dla Wyborczej, co się dzieje z gospodarką. Inflacja zjada wynagrodzenia Polaków. Nasze pieniądze są o 20 proc. mniej warte niż przed rokiem. Oznacza to pożarcie każdemu z nas dwóch wypłat. Jakby tego było mało, to zbijanie inflacji potrwa całe lata. 

Już teraz inflacja zjada wynagrodzenia Polakom w tempie dwóch pensji rocznie. W przyszłym roku może być jeszcze gorzej

Różnice zdań w Radzie Polityki Pieniężnej dawno nie były tak medialne. Publiczne spory jej członków trudno nazwać korzystnymi dla polskich finansów, bo dodatkowo odzierają inwestorów ze złudzeń. Przy okazji jednak do opinii publicznej trafiają słowa prawdy dotyczące tego, co się teraz dzieje z gospodarką i finansami.

Ludwik Kotecki, jeden z członków Rady Polityki Pieniężnej, udzielił wywiadu dla portalu Wyborcza.biz. Wprost stwierdził, co nas czeka w najbliższym czasie w kwestii inflacji. Scenariusz kreślony przez Koteckiego możemy śmiało określić mianem „czarnego”.

My teraz porównujemy ceny objętego tarczą chleba bez podatku do cen sprzed roku z podatkiem VAT. To zaciera obraz. W lutym 2023 r. będziemy już porównywać ceny bez podatku do cen bez podatku. Więc to jest bardzo proste: inflacja w lutym nam wystrzeli i z dużym prawdopodobieństwem przekroczy 20 proc.

Do świadomości opinii publicznej z pewnością już się przebiło to, że inflacja zjada wynagrodzenia każdego z nas. Spadek wartości pieniądza sprawia, że za nasze wypłaty każdego miesiąca możemy kupić coraz mniej. Dzieje się tak nawet wówczas, gdy ich wysokość nominalnie rośnie. Pod warunkiem, że wzrost wynagrodzeń jest niższy, niż aktualny poziom inflacji. Przeciętne wynagrodzenie we wrześniu wzrosło o 14,5 proc. Wrześniowa inflacja wyniosła zaś 17,2 proc. Różnica pomiędzy tymi wartościami to nic innego jak strata dla statystycznego przeciętnego pracownika.

Nie sposób przy tym nie zauważyć, że pensje zwykły przyrastać szybciej lepiej zarabiającym Polakom. Osoby zarabiające poniżej średniej krajowej zwykle tracą bardziej. Zwłaszcza jeśli pracują w szeroko rozumianej sferze budżetowej, w której płace kształtuje nie rynek, lecz fanaberie polityków i mityczne „szukanie oszczędności”. Kolejną kwestią, na którą warto zwrócić uwagę, jest rzeczywiste tempo wzrostu wynagrodzeń. Kto z nas dostaje podwyżkę co miesiąc? Ceny tymczasem potrafią rosnąć z nawet z tygodnia na tydzień.

Analiza Ludwika Koteckiego potwierdza recesyjne scenariusze kreślone przez nas na łamach Bezprawnika

Kotecki wskazuje przy tym, że wcale nie powinniśmy godzić się z tym że inflacja zjada wynagrodzenia Polaków. Zdaniem ekonomisty wybór pomiędzy dalszym wzrostem cen a wzrostem bezrobocia jest całkowicie pozorny.

Taka iluzja – mamy tyle samo pieniędzy, a przecież ta sama ilość pieniędzy jest prawie 20 proc. mniej warta niż rok temu. To tak jakbyśmy w warunkach stabilnych cen nie otrzymali wynagrodzenia za pracę przez dwa miesiące w roku. To porównanie moim zdaniem pokazuje, jak fałszywe jest wskazywanie na wybór między wysoką inflacją a bezrobociem, na które zresztą nie ma miejsca obecnie w Polsce. Inflacja już konfiskuje dwa miesięczne wynagrodzenia

Członek RPP przekonuje przy tym, że po uwzględnieniu poziomu inflacji polityka fiskalna kraju jest… łagodniejsza, niż była przed rokiem. Dzieje się tak dlatego, że główna stopa procentowa w zderzeniu z poziomem inflacji jest niższa niż dwanaście miesięcy temu. Sytuacji nie poprawia niska wartość złotówki. Przekłada się ona wprost na koszt importu towarów do Polski, który z kolei bezpośrednio wpływa na wartość cen na sklepowych półkach. Pomiędzy styczniem a październikiem koszt ten wzrósł o 20 proc.

Kotecki zarzuca przy tym rządowi prowadzenie proinflacyjnej polityki budżetowej. Mówiąc wprost: chodzi o rzucanie pieniędzy w elektorat. Efekt podwyżek stóp procentowych, które na naszych oczach wykańczają kredytobiorców, są roztrwaniane przez miliardy złotych pompowanych w gospodarkę kolejnymi programami mającymi łagodzić skutki inflacji.

Z powodu tego typu działań, zbijanie inflacji do akceptowalnego poziomu może potrwać całe lata. Nie sposób przy tym nie zauważyć, że spadek inflacji oznacza tyle, że ceny rosną w wolniejszym tempie. Powrotu do tych sprzed roku właściwie już nie ma. Ludwik Kotecki w tym momencie prognozuje, że powrót do jednocyfrowej inflacji może potrwać trzy lata. Równocześnie zauważa, że sytuacja staje się groźniejsza z miesiąca na miesiąc.