Rosja znowu straszy bronią jądrową. Ponieważ w XXI wieku robi to średnio raz w tygodniu, nie robi to może na ludziach aż tak wielkiego wrażenia, jak powinno. Jednak wydaje mi się, że Rosjanie nie tyle nie chcą użyć wobec Ukrainy bomby atomowej, co po prostu boją się konsekwencji.
Chodzi mi oczywiście o Memorandum Budapesztańskie. To porozumienie z 1994 roku, na skutek którego Ukraina zrzekła się swojej własnej bronijądrowej, oczywiście pod pewnymi warunkami.
W zasadzie od wybuchu wojny na Ukrainie jest ono wykorzystywane przez rosyjską propagandę jako przykład tego, że anglosasi są niewiarygodnym partnerem. Słyszę często z ust polskich ekspertów, że nie możemy być pewni NATO, ponieważ sami widzimy jak okrutnie pohańbiono Memorandum Budapesztańskie.
To są wszystko wierutne bzdury
Pisałem już w 2022 roku o czym jest Memorandum Budapesztańskie. USA, Rosja i Wielka Brytania zobowiązały się, że:
- będą szanowali niezależność Ukrainy (Rosja nie szanowała)
- nie napadną Ukrainy (Rosja napadła)
- nie będa prowadzili przeciw Ukrainie wojny handlowej
- jeśli Ukraina zostanie zaatakowana bronią jądrową, to wtedy udzielą jej pomocy (Ukraina nie została zaatakowana taką bronią)
Przy czym, co istotne, pomoc, do której zostały zobowiązane została zdefiniowana jako „potwierdzają swoje zaangażowanie w poszukiwanie natychmiastowych działań Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych celem dostarczenia pomocy Ukrainie”.
Jedynym krajem, który jak na razie pohańbił założenia Memorandum Budapesztańskiego jest zatem Rosja. Natomiast w debacie publicznej co chwilę słyszę przytaczanie tego porozumienia. Jedni lubią przedstawiać je jako dowód na zdradę zachodu. Ci bardziej prozachodni natomiast próbują tę kwestię relatywizować, że może faktycznie USA i Wielka Brytania zdradziły nie wchodząc do wojny, a przecież pomoc oczywiście nadchodzi. Problem w tym, że w każdym z tych wypadków jest to powoływanie się na zobowiązania, które nie istnieją.
Coś sobie uroili, a następnie dokonują ocen i rozliczeń bez znajomości dokumentu, który zajmuje jedną stronę A4.
Czego uczy nas Memorandum Budapesztańskie
Memorandum Budapesztańskie jest w mojej ocenie przykładem kiepskiego dokumentu, który nijak nie zabezpiecza interesów Ukrainy. Oczywiście łatwo oceniać takie sytuacje po fakcie, ale o ile Ukrainie to już sytuacji nie poprawi, tak powinno uczyć Polaków jak nie zawierać umów międzynarodowych i sojuszy. Te muszą być jak najbardziej konkretne, jak najmniej ogólne i powinny zakładać mnogość scenariuszy.
Ukraina oddała swój arsenał nuklearny, co zresztą pewnie było dobre akurat dla samej Polski, bo trudny sąsiad byłby jeszcze trudniejszy. W zamian otrzymali wątłe gwarancje pokoju ze strony trzech państw, gdzie dwa i tak nie miały żadnego interesu w ataku na Ukrainę w przewidywalnej perspektywie, a to najmniej wiarygodne pogwałciło je przy pierwszej okazji.
Tylko w przypadku skrajnie radykalnego scenariusza, czyli użycia broni jądrowej, sygnatariusze muszą coś zrobić. Nie mają innego wyjścia. Tyle, że tym czymś jest obgadanie tematu na forum Rady Bezpieczeństwa NZ, która dziś ma mniej więcej taką doniosłość, co osiedlowy klub książki.
Oczywiście atak nuklearny na Ukrainę może mieć swoje ogromne konsekwencje dla Rosji, łącznie z jej ostateczną anihilacją, ale z całą pewnością nie wynika to z treści Memorandum Budapesztańskiego, które z uporem maniaka komentatorzy przytaczają od 10 lat jako dowód na brak wiarygodności Stanów Zjednoczonych.